Socjopatia, nie psychopatia. Osobowość antyspołeczna (ASPD)

Klaster „B”

Tematem niniejszego opracowania jest antyspołeczne zaburzenie osobowości (ASPD – Antisocial Personality Disorder), kryminogenna anomalia umysłowa, której NIE wolno utożsamiać z pojęciem psychopatii we współczesnym tego słowa znaczeniu. Ilekroć w moim tekście pojawia się termin „socjopatia”, należy go traktować wyłącznie jako synonim osobowości antyspołecznej. Dlaczego tak mocno to podkreślam? Elias Abdalla-Filho, MD, PhD i Birgit Völlm, MD, PhD („Does every psychopath have an antisocial personality disorder?” – „Brazilian Journal of Psychiatry” 2020, ResearchGate.net) dają nam do zrozumienia: „Panuje zgoda co do tego, że nie każda jednostka z Antisocial Personality Disorder (ASPD) jest psychopatą. De facto badania pokazują, iż tylko 1/3 ludzi z ASPD spełnia kryteria psychopatii. Ale co z drugą stroną medalu: czy każda psychopatyczna jednostka ma diagnozę ASPD? (…) Niedawno Blackburn[1] wykoncypował sobie psychopatię jako cechy osobowościowe zbliżone bardziej do Narcissistic PD i Histrionic PD niż do Antisocial PD. Według niego, niektóre kryteria psychopatii znajdujemy w ASPD (impulsywność, fałszywość, nieodpowiedzialność, brak skruchy), lecz pozostałe występują też w innych zaburzeniach osobowości z klastra ‘B’, szczególnie w narcystycznym (pretensjonalność, brak empatii), a ponadto w histrionicznym (wyolbrzymiona ekspresja emocji) i w borderline (impulsywność)”. Gdyby ktoś pytał: wiązka „B” obejmuje cztery „chaotyczne” („erratic”) skrzywienia charakteru[2] uwzględnione w amerykańskim podręczniku diagnostyczno-statystycznym DSM-5 (2013).

Antisocial Personality Disorder wg DSM-5,
Archive.org/details/diagnosticstatis0005unse

A. „A pervasive pattern of disregard for and violation of the rights of others, occurring since age 15 years, as indicated by three (or more) of the following” | „Całościowy wzorzec lekceważenia i łamania praw innych ludzi, występujący od 15 roku życia, przejawiający się trzema (lub więcej) spośród poniższych”
1. „Failure to conform to social norms with respect to lawful behaviors, as indicated by repeatedly performing acts that are grounds for arrest” | „Niepowodzenia w zakresie dostosowania do norm społecznych z szacunkiem dla zachowań zgodnych z prawem, przejawiające się wielokrotnym popełnianiem czynów stanowiących podstawę do aresztowania”
2. „Deceitfulness, as indicated by repeated lying, use of aliases, or conning others for personal profit or pleasure” | „Zwodniczość przejawiająca się wielokrotnym kłamaniem, używaniem pseudonimów bądź oszukiwaniem bliźnich dla osobistej korzyści lub przyjemności”
3. „Impulsivity or failure to plan ahead” | „Impulsywność lub niepowodzenia w zakresie planowania z wyprzedzeniem”
4. „Irritability and aggressiveness, as indicated by repeated physical fights or assaults” | „Drażliwość i agresywność przejawiające się wielokrotnymi fizycznymi walkami lub napaściami”
5. „Reckless disregard for safety of self or others” | „Lekkomyślne lekceważenie bezpieczeństwa swojego lub innych”
6. „Consistent irresponsibility, as indicated by repeated failure to sustain consistent work behavior or honor financial obligations” | „Systematyczna nieodpowiedzialność przejawiająca się wielokrotnymi niepowodzeniami w zakresie utrzymania konsekwentnego zachowania w pracy lub honorowania zobowiązań finansowych”
7. „Lack of remorse, as indicated by being indifferent to or rationalizing having hurt, mistreated, or stolen from another” | „Brak skruchy przejawiający się byciem indyferentnym bądź racjonalizowaniem zranienia, sponiewierania lub okradzenia drugiego człowieka”
B. „The individual is at least age 18 years” | „Jednostka ma co najmniej 18 lat”
C. „There is evidence of conduct disorder with onset before age 15 years” | „Istnieją dowody na obecność Conduct Disorder o początku przed 15 rokiem życia”
D. „The occurrence of antisocial behavior is not exclusively during the course of schizophrenia or bipolar disorder” | „Występowanie antyspołecznego zachowania nie ogranicza się wyłącznie do przebiegu schizofrenii lub choroby afektywnej dwubiegunowej”

Osobowość antyspołeczna

Podstawowe fakty o socjopatii prezentują Stéphane A. De Brito, PhD i Sheilagh Hodgins, PhD w materiale „Antisocial Personality Disorder” będącym częścią książki „Personality, Personality Disorder, and Risk of Violence: An Evidence-Based Approach” (2009) pod red. Richarda C. Howarda, PhD i Mary McMurran, PhD[3]. Autorzy ukazują ASPD jako „trwającą całe życie” („life-long”) przypadłość, której zasadnicze komponenty to „jawnie antyspołeczne działania” („overt antisocial acts”) oraz „cechy impulsywności, drażliwości i braku skruchy” („traits of impulsivity, irritability, and remorselessness”). Wczesne symptomy osobowości antyspołecznej zawsze manifestują się w pierwszych 15 latach życia pacjenta. Badania wykazują, że 50% socjopatów rozpoczyna swoją chuligańską karierę już w wieku jednocyfrowym, a 95% schodzi na złą drogę przed 12 urodzinami. We współczesnej psychiatrii patologiczna skłonność nieletnich do łamania zasad współżycia społecznego nosi miano Conduct Disorder (angielski wyraz „conduct” oznacza „sprawowanie”, „prowadzenie się”)[4]. Jeżeli młodociany przestępca nie wyrasta z amoralnego behawioru, to po osiągnięciu pełnoletności przysługuje mu diagnoza Antisocial Personality Disorder. Populacja dojrzałych socjopatów jest wewnętrznie zróżnicowana. Obraz kliniczny ASPD różni się w zależności od tego, czy dany delikwent przyszedł na świat jako zwyczajny człowiek, czy też cierpi na wrodzoną (tzw. pierwotną) psychopatię. Chociaż „normalni” socjopaci mają olbrzymią przewagę liczebną, naukowcy wolą się skupiać na psychopatycznej mniejszości.

Narwańcy i skazańcy

Zdaniem S.A. De Brito i S. Hodgins, „jednostki z ASPD stanowią znaczący ciężar dla społeczeństwa” („individuals with ASPD pose a significant burden to society”). Osobnicy dotknięci tym zaburzeniem odpowiadają za ogrom przestępstw przeciwko zdrowiu, życiu i mieniu innych ludzi, zajmują większość miejsc w zakładach karnych, potrafią być okrutni wobec własnych partnerów romantycznych, no i często bywają bezproduktywni (albo mało produktywni) zawodowo. Jeśli się rozmnażają, to budowane przez nich rodziny niejednokrotnie stają się wylęgarniami kolejnego pokolenia degeneratów. Wielu rzezimieszków z Antisocial Personality Disorder prowadzi nomadyczny styl życia, co czyni ich nieuchwytnymi dla policji, ale także dla uczonych pragnących lepiej poznać tę kłopotliwą grupę ludności. Osobnicy socjopatyczni – zwłaszcza panowie – nieraz kończą swój żywot przedwcześnie. I to wcale nie dlatego, że zostają „sprzątnięci” przez innych socjopatów, lecz dlatego, iż wpadają w pułapkę własnej brawury/agresji/nieuwagi. Czasem spotyka ich jednak los, który może im się jawić jako gorszy od śmierci: poważne uszkodzenie mózgu, utrata pełni władz umysłowych oraz formalne ubezwłasnowolnienie. Z badań poświęconych duńskim kryminalistom wynika, że połowa mężczyzn – po czterdziestce lub młodszych – hospitalizowanych z powodu „organicznego zespołu mózgowego” (Organic Brain Syndrome) mieściła się niegdyś w spektrum ASPD[5]. Dorośli socjopaci zazwyczaj są pobieżnie wykształceni. Ot, bezpośrednie następstwo Conduct Disorder, czyli nieuctwa i łobuzerstwa w czasach szkolnych.

Miecz obosieczny

Donald W. Black, MD („The Natural History of Antisocial Personality Disorder” – „The Canadian Journal of Psychiatry” 2015, ResearchGate.net) podaje, że antyspołeczne zaburzenie osobowości to problem na skalę masową, przynajmniej w Stanach Zjednoczonych Ameryki Północnej[6]. Szacuje się, iż nawet 2-4% Amerykanów i 0,5-1% Amerykanek może spełniać kryteria diagnostyczne Antisocial Personality Disorder. Wyraźną nadreprezentację socjopatów zaobserwowano, oczywiście, w placówkach penitencjarnych: odsetek więźniów z ASPD wynosi gdzieniegdzie 80% (sic!). Myliłby się jednak ten, kto by powiedział, że socjopaci działają wyłącznie na szkodę swojego otoczenia. Prawda jest bowiem taka, iż ekstremalny „lajfstajl” wyrządza krzywdę również im samym, a więc ogromnej (wielomilionowej) części gatunku Homo sapiens. Antisocial PD, podobnie jak inne perturbacje osobowościowe, czyni jednostkę podatną na różnorakie schorzenia psychiczne. Człowiek antyspołeczny nosi w sobie imponujące pokłady gniewu, ciągle sprowadza na siebie kłopoty, nie potrafi się ustatkować prywatnie ani zawodowo. Jest rzeczą bezsporną, że przewlekły stres – wraz z ostrymi traumami – wywiera destrukcyjny wpływ na tę udręczoną istotę ludzką. Osoby dotknięte ASPD nierzadko zapadają na depresję, chorobę afektywną dwubiegunową, nerwicę lękową, zaburzenia seksualne i somatoformiczne. W populacji tej powszechne są uzależnienia od substancji psychoaktywnych, a także od gier hazardowych. Niektórzy socjopaci giną śmiercią samobójczą. Inni żyją krócej z powodu cukrzycy, wirusa HIV albo WZW typu „C”.

Droga do ASPD

Jak zauważa dr D.W. Black, aktualna definicja osobowości antyspołecznej wywodzi się z czasów psychiatrycznego podręcznika DSM-III (1980) i stanowi zwieńczenie wieloletnich studiów różnych badaczy nad trajektoriami życia młodocianych przestępców. Gigantyczny wkład w odkrycie nierozerwalnego związku między Conduct Disorder a Antisocial Personality Disorder wnieśli Sheldon i Eleanor Glueck z Uniwersytetu Harvarda, którzy zainteresowali się grupą 500 chuliganów (10-17 lat) przebywających w zakładach poprawczych stanu Massachusetts. Państwo Glueckowie monitorowali dalsze perypetie tych młodzieńców i w ten sposób dowiedli, że aresztowania między 17 a 32 rokiem życia kilkakrotnie częściej zdarzają się byłym wychowankom poprawczaków aniżeli mężczyznom bez kryminalnej przeszłości. Ustalenia Gluecków z lat 40. XX stulecia pozytywnie zweryfikowano 5 dekad później. Kolosalne zasługi dla nowoczesnej psychiatrii miała też Lee Nelken Robins – profesor Washington University in St. Louis – która przeanalizowała biografie 524 chłopców i dziewcząt skierowanych do poradni specjalistycznej w latach 1922-1932. Robins odnotowała, iż tylko 94 nieletnich z tej próby wyrosło na socjopatów podpadających pod kryteria ASPD obowiązujące w dobie DSM-I (lata 50. i 60.). Stwierdziła jednak, że nawet zresocjalizowane osoby nie doświadczyły totalnej przemiany wewnętrznej. Nadal ujawniały one porywczy temperament, wikłały się w konflikty ze swoim otoczeniem, epatowały wrogością do całego świata. Na szczęście, nie stwarzały już poważnego zagrożenia dla niewinnych obywateli.

Stępienie pazurów

Donald W. Black, MD (lekarz psychiatra) przywołuje również wyniki własnych badań, jakie przeprowadził (razem z pielęgniarkami: Connie H. Baumgard, BSN i Sue E. Bell, BSN, MA) w odległym roku 1995. Otóż postanowił on wówczas prześledzić dalsze losy kilkudziesięciu panów socjopatów hospitalizowanych w latach 1945-1970 na oddziale psychiatrycznym szpitala uniwersyteckiego w Iowa City. Black wybrał 71 kazusów spełniających kryteria Antisocial Personality Disorder według DSM-III i zdołał ustalić dzieje ponad 90% wyselekcjonowanych mężczyzn. Okazało się, że zaledwie 27% z nich zdradzało symptomy remisji ASPD. Niewiele więcej – 31% – złagodniało na starość, ale wciąż pasowało do wzorca antyspołecznego zaburzenia osobowości. Pozostali pacjenci (42%) nie zmienili się ani na jotę albo wręcz upadli jeszcze niżej. Dr Donald Black wysnuł niezbyt odkrywczy wniosek, iż realne szanse na progres miały – w gruncie rzeczy – tylko lekkie przypadki Antisocial PD. Naukowiec spostrzegł jednak, że najbardziej spektakularne metamorfozy przeszli osobnicy szczególnie zaawansowani wiekowo… Czyżby wraz z upływem czasu stracili oni siłę do łamania prawa?! Ostateczne konkluzje Blacka idealnie pokrywały się z refleksjami wzmiankowanej już prof. Lee N. Robins. Przerwanie bandyckiej kariery przez łotra z ASPD wcale nie musi oznaczać cudownego uzdrowienia jego charakteru. Socjopata jest socjopatą także w stanie spoczynku. Nawet gdy nie chce się narażać policji i prokuraturze, mimowolnie prezentuje cechy swojej perturbacji osobowościowej (np. spontaniczność, zapalczywość).

Trudne dzieci

Dr Donald W. Black informuje, że u chłopców wczesne sygnały Conduct Disorder nierzadko manifestują się jeszcze przed 8 urodzinami. Dziewczęta mają zaś tendencję do długiego utrzymywania pozorów normalności: drastyczny wyłom w ich zachowaniu przeważnie następuje dopiero po pierwszej miesiączce. O tym, czy dany nicpoń przepoczwarzy się w pełnoobjawowego socjopatę, decyduje szereg różnorodnych czynników. Jednym z nich jest stopień uspołecznienia delikwenta. Dr Black odwołuje się do piśmiennictwa Richarda L. Jenkinsa i Sylvii Glickman, którzy w 1946 r. ogłosili, iż nieletnich z Conduct Disorder można podzielić na „zsocjalizowanych” („socialized”) i „niedostatecznie zsocjalizowanych” („undersocialized”). Dzieci poprawnie socjalizowane zazwyczaj są zdolne do lojalności stadnej, a zatem – przy odrobinie dobrych chęci – mogą zostać przywrócone na łono społeczeństwa. Inaczej wygląda sytuacja jednostek mniej lub bardziej „dzikich” (niewychowanych). Tacy ludzie nieraz stają się immoralnymi autsajderami żyjącymi na bakier z resztą świata. Obserwację Jenkinsa i Glickman potwierdzają studia amerykańskiej psycholog Terrie Edith Moffitt nad perypetiami nowozelandzkiej chuliganerii z miasta Dunedin (1993). Specjalistka odnotowała, że nastoletni hultaje, którzy czynią zło wskutek presji rówieśniczej, z reguły wracają do rozsądku po zakończeniu okresu adolescencji – etapu buntu. Niezbyt optymistycznie rokują natomiast osoby małoletnie, które rozrabiają z własnej inicjatywy, przewyższają cynizmem swoich kolegów oraz wyprzedzają ich w umyślnym sianiu zamętu.

Etiologia środowiskowa

Andrea L. Glenn, PhD, Alexandria K. Johnson, PhD i Adrian Raine, PhD („Antisocial Personality Disorder: A Current Review” – „Current Psychiatry Reports” 2013, ResearchGate.net) zapewniają, że chociaż geny w dużej mierze determinują usposobienie każdego reprezentanta gatunku Homo sapiens, nie da się za ich pomocą wytłumaczyć takiego nawyku, jak notoryczne, celowe, świadome łamanie zasad moralnych. ASPD – nieadaptacyjna forma ukształtowania ludzkiego charakteru – dojrzewa wraz z młodym człowiekiem poddanym oddziaływaniu rozmaitych bodźców środowiskowych. Omawiana aberracja niejednokrotnie konstytuuje się u mężczyzn i kobiet z rodzin dysfunkcyjnych, którzy bezwiednie „wynoszą z domu” nieaprobowane społecznie zwyczaje. Chłopiec, który codziennie obserwuje akty przemocy domowej, może kiedyś powielić ten wzorzec we własnym małżeństwie. Dziewczynce upokarzanej przez matkę grozi powtórzenie w przyszłości matczynych błędów. Czasem psychika dziecka nie rozwija się prawidłowo, ponieważ któreś z jego rodziców jest „toksyczne”. Eksperci norwescy odkryli, iż przedszkolaki zagrożone socjopatią częstokroć pochodzą z rodzin obarczonych problemem Narcissistic PD, Borderline PD lub Antisocial PD[7]. Ale nie obwiniajmy wyłącznie opiekunów niegrzecznych dzieci. Badacze z Dunedin w Nowej Zelandii udowodnili bowiem, że nadmierne oglądanie telewizji może skutecznie obniżyć wrażliwość niedorosłego widza (w wieku 5-15 lat) oraz nauczyć go różnych patologicznych zachowań (dostrzegalnych jeszcze po 26 roku życia)[8]. Ha! Ciekawe, jak to jest z grami komputerowymi!

Rozbrajanie bomby

Choć perturbacje osobowościowe uchodzą za wyjątkowo trwałe rodzaje niepełnosprawności, w wielu więzieniach (tudzież szpitalach psychiatrii sądowej) podejmuje się próby „utemperowania” socjopatów poprzez żmudną psychoterapię indywidualną lub grupową. Piszą o tym J. Reid Meloy, PhD i Jessica Yakeley, FRCPsych w tekście „Antisocial Personality Disorder”, czyli w 69 rozdziale pozycji wydawniczej „Gabbard’s Treatments of Psychiatric Disorders, Fifth Edition” (2014) pod red. Glena O. Gabbarda, MD[9]. Wspomniani autorzy donoszą, że skazańcy z ASPD najczęściej są kierowani na terapię kognitywno-behawioralną (Cognitive-Behavioral Therapy), która może obejmować trening umiejętności społecznych, naukę cywilizowanych metod rozwiązywania problemów albo ćwiczenia w zakresie radzenia sobie z gniewem, agresją i popędem seksualnym. Jeżeli chodzi o socjopatów będących jednocześnie psychopatami, to pracuje się z nimi pod kątem ukrócenia szkodliwych nawyków, a nie skorygowania wrodzonych cech osobniczych. Innym podejściem psychoterapeutycznym, które bywa stosowane w rehabilitacji więźniów obciążonych Antisocial PD, jest tradycyjna psychoanaliza bądź wywodząca się z niej modalność psychodynamiczna. Niestety, przeprowadzone ewaluacje wykazały niską skuteczność tego typu terapii względem jednostek z ASPD. Zdecydowanie lepsze efekty przynoszą nurty eklektyczne, np. leczenie oparte na mentalizacji (Mentalization-Based Treatment). Co do farmakoterapii, obecnie zaleca się jej konsekwentne unikanie, chyba że pacjent socjopatyczny ma jakieś choroby współistniejące.

Szanse i zagrożenia

J.R. Meloy i J. Yakeley nie ukrywają, iż „naprostowywanie” osób dotkniętych Antisocial Personality Disorder to ogromne wyzwanie dla psychoterapeutów realizujących tę skomplikowaną misję. Szczególnie wymagające są – rzecz jasna – rozmowy z pierwotnymi psychopatami, którzy postrzegają interakcje międzyludzkie w kategoriach relacji władzy i podporządkowania, a nie wymiany dóbr duchowych. Najłatwiej jest dotrzeć do socjopatów znerwicowanych, tzn. noszących w sobie jakieś lęki lub konflikty wewnętrzne. Tacy ludzie zawsze plasują się nisko na skali psychopatii. Poza tym, często mają oni za sobą trudne dzieciństwo, a więc skumulowaną traumę nadającą się do przepracowania pod okiem profesjonalisty. Aby rozstrzygnąć, czy dany klient rokuje pomyślnie, czy niepomyślnie, trzeba zdemaskować jego mechanizmy obronne. Jeśli występują u niego typowo narcystyczne strategie defensywne, to najprawdopodobniej jest on psychopatą, od którego nie warto oczekiwać cudów. Jeżeli jednak delikwent broni się w sposób dojrzały albo jak stereotypowy neurotyk, to można zaryzykować bardziej optymistyczną prognozę. Fachowcowi, który zgodził się prowadzić sesje terapeutyczne z osadzonym cierpiącym na ASPD, należy zapewnić bezpieczne warunki pracy. Kwestią priorytetową jest udaremnienie klientowi fizycznego zaatakowania terapeuty. Nie wolno bagatelizować faktu, że zwykły socjopata to choleryk skłonny do przemocy w afekcie (pod wpływem silnego wzburzenia). Psychopatyczny socjopata może być zaś gotów do brutalności instrumentalnej, np. związanej z zaplanowaną próbą ucieczki.

Słowo końcowe

W mojej serii artykułów poświęconych zaburzeniom osobowości ukazały się dotychczas: „Schizoidia i schizoidzi. Czym jest osobowość schizoidalna?” (listopad 2019), „Anankastia i anankaści. Czym jest osobowość anankastyczna?” (grudzień-styczeń 2019/2020), „AvPD. Podtyp schizoidii czy głęboka fobia społeczna?” (luty-marzec 2020), „Paranoja i paranoicy. Czym jest osobowość paranoiczna?” (kwiecień-maj 2020), „STPD. Zaburzenie osobowości czy schizofrenia subkliniczna?” (czerwiec-lipiec 2020), „HPD. Narcystyczny celebrytyzm czy kobieca psychopatia?” (sierpień-wrzesień 2020), „Dependent PD. Strach przed samotnością i samodzielnością” (październik-grudzień 2020). Każdy z wymienionych tekstów można znaleźć w ogólnodostępnych zasobach internetowych, m.in. na moich prywatnych blogach: Njnowak.blogspot.com, Njnowak.wordpress.com, Njnowak.tumblr.com, Njnowak.altervista.org.

Natalia Julia Nowak,
marzec-kwiecień 2021 r.

PS. Pamiętajmy o tym, że zaburzenia zachowania (Conduct Disorder – CD) absolutnie nie powinny być mylone z zaburzeniami opozycyjno-buntowniczymi (Oppositional Defiant Disorder – ODD) ani z reaktywnymi zaburzeniami przywiązania (Reactive Attachment Disorder – RAD). Dziecięce transgresje behawioralne… takie jak CD, ODD czy RAD… zawsze trzeba oddzielać od „zespołu nadpobudliwości psychoruchowej z deficytem uwagi” (Attention-Deficit/Hyperactivity Disorder – ADHD)[10].

PRZYPISY

[1] Ronald Blackburn, PhD – „Personality Disorder and Antisocial Deviance: Comments on the Debate on the Structure of the Psychopathy Checklist-Revised” („Journal of Personality Disorders” 2007, GuilfordJournals.com/journal/pedi).

[2] Antisocial Personality Disorder, Narcissistic Personality Disorder, Histrionic Personality Disorder i Borderline Personality Disorder. W międzynarodowej klasyfikacji chorób ICD-10 (dostępnej pod adresem ICD.WHO.int/browse10/2019/en) oficjalnym ekwiwalentem ASPD jest Dissocial Personality Disorder (F60.2 – dyssocjalne zaburzenie osobowości). BPD figuruje tam natomiast jako Emotionally Unstable Personality Disorder (F60.3 – osobowość chwiejna emocjonalnie). 1 stycznia 2022 r. księga ICD-10 zostanie bezapelacyjnie zastąpiona przez ICD-11. Medyczna biblia ICD-11 (ICD.WHO.int/browse11/l-m/en) zawiera wprawdzie kategorię diagnostyczną Personality Disorder (6D10 – zaburzenie osobowości), ale zrezygnowano w niej ze stosowania konwencjonalnych etykiet psychiatrycznych. Zamiast łatek typu „dissocial” czy „emotionally unstable” wprowadzono prostą skalę niepełnosprawności pacjenta (6D10.0 – lekkie zaburzenie osobowości, 6D10.1 – umiarkowane zaburzenie osobowości, 6D10.2 – znaczne zaburzenie osobowości, 6D10.Z – zaburzenie osobowości w stopniu nieokreślonym). Jakby tego było mało, w najnowszej klasyfikacji chorób umieszczono kategorię Prominent Personality Traits or Patterns (6D11 – wydatne cechy lub wzorce osobowości). Podzielono ją na sześć elastycznych podkategorii, w których odzywa się echo tradycyjnych jednostek nozologicznych (6D11.0 – negatywna afektywność w zaburzeniu osobowości lub trudności osobowościowej, 6D11.1 – zdystansowanie w zaburzeniu osobowości lub trudności osobowościowej, 6D11.2 – dyssocjalność w zaburzeniu osobowości lub trudności osobowościowej, 6D11.3 – odhamowanie w zaburzeniu osobowości lub trudności osobowościowej, 6D11.4 – anankastia w zaburzeniu osobowości lub trudności osobowościowej, 6D11.5 – wzorzec borderline). Wypada napomknąć, iż „alternatywny model” skrzywień charakteru promowano już w ostatniej sekcji DSM-5 („Emerging Measures and Models” – „Wyłaniające się mierniki i modele”). Na naszych oczach szaleje kolejna rewolucja w branży psychiatrycznej!

[3] Rozdział przygotowany przez De Brito i Hodgins możemy bezpłatnie pobrać z wirtualnej platformy ResearchGate.net.

[4] Polscy specjaliści nazywają ten syndrom „zaburzeniami zachowania” (zobacz: dr hab. Urszula Oszwa, „Zaburzenia zachowania u dzieci i młodzieży”, „Remedium” 2003, Psychologia.edu.pl/czytelnia). W międzynarodowej klasyfikacji chorób ICD-10 młodzieńcza odmiana socjopatii została opatrzona kodem F91. Twórcy księgi ICD-11 przechrzcili zaś „Conduct Disorder” na „Conduct-Dissocial Disorder” (6C91).

[5] Emily R. Grekin, MA, Patricia A. Brennan, PhD, Sheilagh Hodgins, PhD i Sarnoff A. Mednick, MD, PhD – „Male Criminals With Organic Brain Syndrome: Two Distinct Types Based on Age at First Arrest” („American Journal of Psychiatry” 2001, ResearchGate.net).

[6] Autor – profesor psychiatrii na University of Iowa – odsyła nas w przypisach do jankeskich opracowań epidemiologicznych.

[7] Turid Suzanne Berg-Nielsen, PhD i Lars Wichström, PhD – „The mental health of preschoolers in a Norwegian population-based study when their parents have symptoms of borderline, antisocial, and narcissistic personality disorders: at the mercy of unpredictability” („Child and Adolescent Psychiatry and Mental Health” 2012, ResearchGate.net).

[8] Lindsay A. Robertson, MPH, Helena M. McAnally, PhD i Robert J. Hancox, MD – „Childhood and Adolescent Television Viewing and Antisocial Behavior in Early Adulthood” („Pediatrics: Official Journal of the American Academy of Pediatrics” 2013, Pediatrics.aappublications.org/content/131/3/439).

[9] Cyfrową kopię materiału „Antisocial Personality Disorder” udostępnia dr J.R. Meloy na swojej prywatnej stronie internetowej (DrReidMeloy.com/press/publication-archive).

[10] Dominujący w Polsce przekład terminu „Attention-Deficit/Hyperactivity Disorder” wydaje mi się odrobinę nieścisły. Moim zdaniem, lepsze byłoby tłumaczenie „zespół deficytu uwagi lub nadpobudliwości psychoruchowej” (spójnika „lub” użyłam w sensie „i/lub”, nie „albo-albo”). Charakterystyczna pisownia „Attention-Deficit/Hyperactivity Disorder” informuje nas o różnorodności wariantów tego odchylenia neurorozwojowego. Przypominam, że taki zapis zastosowało Amerykańskie Towarzystwo Psychiatryczne (APA – American Psychiatric Association) w swoim opasłym tomiszczu DSM-5. Z innej beczki: ADHD to ekstremalnie kontrowersyjna etykieta diagnostyczna. Niektórzy specjaliści (np. Fred A. Baughman, MD i Richard Saul, MD) podważają celowość medykalizacji pospolitych problemów związanych z koncentracją bądź temperamentem. Równie burzliwa dyskusja toczy się na temat dysocjacyjnego zaburzenia tożsamości (DID – Dissociative Identity Disorder), dawniej zwanego osobowością mnogą (MPD – Multiple Personality Disorder). Część uczonych suponuje, iż DID może być iluzorycznym syndromem jatrogennym, a nie produktem wypartej – oraz niedającej się udowodnić w sądzie – traumy z dzieciństwa. Zagorzałym przeciwnikiem kategorii Dissociative Identity Disorder jest brytyjski psycholog kognitywista Lawrence Patihis, PhD. Szczególnie mocno piętnuje on konstrukty „amnezji dysocjacyjnej” (Dissociative Amnesia) i „wypartych/odzyskanych wspomnień” (Repressed/Recovered Memories). Globalne kody ADHD: F90 (ICD-10), 6A05 (ICD-11). Globalne kody DID: F44.8 (ICD-10), 6B64 (ICD-11).

A-N-E-K-S

1. Dyssocjalność – więcej niż socjopatia?
2. Dwuczynnikowa koncepcja psychopatii
3. Fascynujący kazus Jamesa H. Fallona

Jeśli zerkniemy na kryteria diagnostyczne Dissocial Personality Disorder (F60.2 wg ICD-10), natychmiast zauważymy, że zdecydowanie różnią się one od wyznaczników Antisocial Personality Disorder opublikowanych w DSM-5 (tudzież we wcześniejszych edycjach tego jankeskiego podręcznika). World Health Organization, czyli Światowa Organizacja Zdrowia, prawdopodobnie usiłowała stworzyć pojęcie-parasol obejmujące zarówno socjopatię, jak i psychopatię. Oto co na ten temat pisze dr Łukasz Barwiński, krakowski psycholog, autor artykułu „Osobowość dyssocjalna” zamieszczonego w serwisie „Medycyna Praktyczna” (MP.pl): „Kryteria ICD-10 kładą większy nacisk na swoiste zaburzenia funkcjonowania emocjonalnego, takie jak: brak empatii, niezdolność do utrzymywania głębokich relacji interpersonalnych czy obwinianie innych, podczas gdy wskaźniki wymieniane w DSM-IV-TR podkreślają dodatkowe cechy behawioralne (uporczywe kłamstwa i oszukiwanie w celu uzyskiwania korzyści kosztem innych, impulsywność i brak planowania, lekkomyślność i niedbanie o bezpieczeństwo swoje i innych)”.

Pozwolę sobie zacytować fragment przewodnika WHO dla przedstawicieli kręgów naukowych („The ICD-10 Classification of Mental and Behavioural Disorders. Diagnostic criteria for research”, WHO.int/classifications/icd/en/GRNBOOK.pdf). Są to interesujące nas wyróżniki osobowości dyssocjalnej:

A. „The general criteria of personality disorder (F60) must be met” | „Ogólne kryteria zaburzenia osobowości (F60) muszą zostać spełnione”
B. „At least three of the following must be present” | „Co najmniej trzy spośród poniższych muszą być obecne”
1. „Callous unconcern for the feelings of others” | „Bezduszne niezważanie na uczucia innych ludzi”
2. „Gross and persistent attitude of irresponsibility and disregard for social norms, rules, and obligations” | „Rażące i uporczywe nastawienie na nieodpowiedzialność i lekceważenie społecznych norm, zasad i zobowiązań”
3. „Incapacity to maintain enduring relationships, though having no difficulty to establish them” | „Niezdolność do utrzymania długotrwałych związków mimo braku trudności w ich zapoczątkowywaniu”
4. „Very low tolerance to frustration and a low threshold for discharge of aggression, including violence” | „Bardzo niska tolerancja frustracji oraz niski próg wyzwalania agresji, w tym przemocy”
5. „Incapacity to experience guilt, or to profit from adverse experience, particularly punishment” | „Niezdolność do poczucia winy lub do czerpania korzyści z niepomyślnych doświadczeń, zwłaszcza kary”
6. „Marked proneness to blame others, or to offer plausible rationalizations for the behaviour bringing the subject into conflict with society” | „Znacząca skłonność do obwiniania innych lub do proponowania akceptowalnych racjonalizacji zachowań konfliktujących podmiot ze społeczeństwem”
„Comments: Persistent irritability and the presence of conduct disorder during childhood and adolescence, complete the clinical picture but are not required for the diagnosis. It is suggested that sub-crtieria should be developed to operationalize behaviour patterns specific to different cultural settings concerning social norms, rules and obligations where needed (such as examples of unresponsibility and disregard of social norms)” | „Komentarz: Uporczywa drażliwość oraz obecność Conduct Disorder w okresie dzieciństwa i adolescencji uzupełniają obraz kliniczny, ale nie są wymagane do diagnozy. Sugeruje się opracowanie podkryteriów w celu operacjonalizacji wzorców zachowań specyficznych dla różnych sytuacji kulturowych, z uwzględnieniem – tam, gdzie jest to konieczne – społecznych norm, zasad i zobowiązań (np. egzemplifikacje nieodpowiedzialności i lekceważenia norm społecznych)”

Przyjrzyjmy się teraz anomalii psychopatycznej. Znany nam już dr Łukasz Barwiński (wtedy jeszcze magister – sierpień 2012 r.) omawia ów fenomen w tekście zatytułowanym „Psychopatia” („Medycyna Praktyczna”, MP.pl). „Najpopularniejszą obecnie konceptualizację psychopatii przypisać należy wieloletnim pracom psychologa kanadyjskiego Roberta D. Hare’a oraz jego zespołu. (…) Hare definiuje psychopatię jako kombinację interpersonalno-afektywnych charakterystyk funkcjonowania jednostki w połączeniu z jej antyspołecznym stylem życia. Oryginalnie koncepcja zakłada zatem istnienie dwóch podstawowych czynników składających się na obraz psychopatii” – tłumaczy krakowski ekspert.

Wedle anglojęzycznej Wikipedii (En.wikipedia.org/wiki/Psychopathy_Checklist), czynnik pierwszy wykazuje podobieństwo do Narcissistic Personality Disorder, a drugi – do Antisocial Personality Disorder i Borderline Personality Disorder. Barwiński (MP.pl) podsumowuje je w następujący sposób: „Pierwszy z nich dotyczy egoistycznego, wrogiego i pozbawionego wyrzutów sumienia wykorzystywania innych, czarującego, lecz powierzchownego uroku osobistego, tendencji do patologicznego kłamstwa, przesadnie zawyżonego poczucia własnej wartości, powierzchownej i płytkiej uczuciowości, chłodu emocjonalnego oraz nieodpowiedzialności. Drugi czynnik z kolei wiąże się z chronicznie niestabilnym, antyspołecznym i nieakceptowanym stylem życia, dużym zapotrzebowaniem na stymulację i dużą podatnością na znudzenie, pasożytniczym trybem życia, niewielką samokontrolą zachowania, brakiem realizmu i planowania dalekosiężnych celów, impulsywnością, nieodpowiedzialnością oraz lekkomyślnością”. Można zaryzykować stwierdzenie, iż „psychopata całą gębą” to człowiek zaburzony w sferze afektywnej i behawioralnej, natomiast socjopata – zwykły nosiciel ASPD – jest psychopatyczny tylko „półgębkiem”.

Oczywiście, ludzie są różni, a w psychiatrii raczej nie da się znaleźć dwóch identycznych przypadków danego odchylenia. Może więc się zdarzyć, że ktoś spełni kryteria pierwszego (narcystycznego) czynnika psychopatii, ale nie będzie spełniał kryteriów czynnika drugiego (socjopatycznego). Do takich oryginalnych „wybryków natury” należy amerykański neurobiolog włosko-angielskiego pochodzenia James H. Fallon, PhD – autor książki „The Psychopath Inside: A Neuroscientist’s Personal Journey into the Dark Side of the Brain”, która w Polsce ukazała się jako „Mózg psychopaty: intrygujące spojrzenie na ciemną stronę umysłu” (Biblionetka.pl/book.aspx?id=465796). Naukowiec ten przez długie lata analizował skany mózgów (PET scans*) psychopatycznych morderców, gorącokrwistych zabójców oraz nieszczęśników z chorobami psychicznymi i neurodegeneracyjnymi. W toku prowadzonych badań odkrył, że on sam – będąc członkiem grupy kontrolnej w jednym z rutynowych eksperymentów – jest psychopatą o typowo „morderczych” deficytach neurologicznych.

Wyszukiwarka portalu YouTube.com podsuwa nam sporo ciekawych filmików z udziałem dr. J.H. Fallona. Mężczyzna stanowczo w nich podkreśla, że czym innym jest psychopatia jako zakłócenie funkcjonowania mózgu, a czym innym – Antisocial Personality Disorder, skrzywienie charakteru wynikające z nieprawidłowego rozwoju młodego osobnika. James Fallon, PhD cierpi na pierwotną psychopatię. Nie doświadcza empatii afektywnej (chociaż empatia kognitywna – rozpoznawanie cudzych emocji/słabości – działa u niego bez zarzutu), ma naturalną skłonność do manipulacji, wyjątkową potrzebę adrenaliny i ograniczoną możność odczuwania lęku tudzież wyrzutów sumienia. Jego bliscy posądzają go również o narcyzm, egocentryzm, fasadową uczuciowość, niewytwarzanie autentycznych więzi międzyludzkich… Tylko dzięki pozytywnym wpływom środowiskowym, tzn. dobremu wychowaniu i brakowi traum w dzieciństwie, udało się Fallonowi uniknąć ASPD (socjopatii, wtórnej psychopatii). Nie wkroczył on na ścieżkę przemocy, choć miał wśród swoich przodków kilku zbrodniarzy, a wśród krewnych w linii bocznej – oskarżoną o podwójne morderstwo (rzeź siekierą) Lizzie Borden.

* Positron Emission Tomography, PET (pozytonowa tomografia emisyjna) – „metoda tomografii, w której obraz przekroju ciała uzyskuje się na podstawie wyznaczenia rozkładu podanego radiofarmaceutyku znakowanego izotopem promieniotwóczym emitującym pozytony, a nośnikiem informacji są fotony powstające w wyniku anihilacji pozytonu; uzyskuje się bardzo dobre rezultaty, zwłaszcza przy badaniu mózgu; praktyczne wykorzystanie metody ograniczają wysokie koszty aparatury i jej eksploatacji” (źródło: „Tomografia emisyjna pozytonowa”, Encyklopedia.pwn.pl).

Dependent PD. Strach przed samotnością i samodzielnością

Dependent Personality Disorder
(F60.7 w klasyfikacji chorób ICD-10)

Zależne zaburzenie osobowości (Dependent Personality Disorder – DPD) jest jedną z trzech perturbacji osobowościowych przyporządkowanych do klastra „C” amerykańskiego podręcznika diagnostyczno-statystycznego DSM-5 (2013). Pozostałe dwa fenomeny z tej „lękliwej” i „strachliwej” wiązki to osobowość unikająca (Avoidant Personality Disorder – AvPD) oraz osobowość obsesyjno-kompulsywna (Obsessive-Compulsive Personality Disorder – OCPD)[1]. Todd L. Grande, PhD (jankeski specjalista w zakresie doradztwa zdrowia psychicznego, mieszkaniec stanu Delaware, gospodarz edukacyjnego wideobloga YouTube.com/c/ToddGrande) poucza, że zagadnienie „patologicznej/nieadaptacyjnej zależności” jest w psychologii i psychiatrii znane od czasów freudowskich. Nowoczesna kategoria kliniczna Dependent PD została jednak oddana do użytku dopiero w roku 1980, czyli w momencie publikacji psychiatrycznej biblii DSM-III. Razem z DPD „zadebiutował” wówczas koncept AvPD wyodrębniony z tradycyjnego pojęcia schizoidii[2]. Jak zauważa dr T.L. Grande, osobowość zależna to aberracja traktowana przez naukowców „po macoszemu”. Nie należy ona do modnych tematów badawczych, a poza tym uchodzi za zbędną etykietę diagnostyczną, której usunięcie z fachowych podręczników nie byłoby żadną stratą dla świata. Zdaniem dr. Grandego, problem F60.7 zasługuje na ponowne odkrycie przez ekspertów, gdyż nierzadko wiąże się z opłakanymi konsekwencjami społecznymi bądź zdrowotnymi. Mowa tutaj o samobójstwach, samookaleczeniach, zaburzeniach odżywiania, doświadczaniu (i stosowaniu!) przemocy domowej etc.

Kryteria diagnostyczne ICD-10,
WHO.int/classifications/icd/en/GRNBOOK.pdf

1. „Encouraging or allowing others to make most of one’s important life decisions” | „Zachęcanie innych lub pozwalanie im, aby podejmowali za jednostkę większość istotnych decyzji życiowych”
2. „Subordination of one’s own needs to those of others on whom one is dependent, and undue compliance with their wishes” | „Podporządkowywanie własnych potrzeb potrzebom osób, od których jest się zależnym, oraz przesadna uległość wobec ich życzeń”
3. „Unwillingness to make even reasonable demands on the people one depends on” | „Niechęć do stawiania nawet uzasadnionych wymagań ludziom, od których jest się zależnym”
4. „Feeling uncomfortable or helpless when alone, because of exaggerated fears of inability to care for oneself” | „Poczucie dyskomfortu lub bezradności, kiedy jest się samemu, z powodu obawy przed niezdolnością do zatroszczenia się o siebie”
5. „Preoccupation with fears of being left to take care of oneself” | „Zaabsorbowanie lękiem przed byciem opuszczonym i zmuszonym do zatroszczenia się o siebie”
6. „Limited capacity to make everyday decisions without an excessive amount of advice and reassurance from others” | „Ograniczona zdolność do podejmowania codziennych decyzji bez nadmiernej ilości porad i upewnień ze strony innych osób”

Lęk separacyjny

Dr n. med. Sławomir Murawiec – warszawski psychiatra, psychoterapeuta i rzecznik prasowy Polskiego Towarzystwa Psychiatrycznego – pisze o Dependent Personality Disorder w swoim popularnonaukowym artykule „Osobowość zależna” opublikowanym w serwisie „Medycyna Praktyczna” (MP.pl). Według tego lekarza, pacjent dotknięty DPD „ma wewnętrzne poczucie niezdolności do samodzielnego istnienia bez drugiego człowieka”. Jednostka taka jest pozbawiona elementarnej pewności siebie tudzież głęboko przeświadczona o swojej społecznej nieudolności. Wierzy ona, że gdyby przyszło jej samotnie stawiać czoło wyzwaniom dorosłego życia, odpadłaby w przedbiegach z wyścigu o chleb powszedni. Osobnik zależny postrzega siebie jako bezbronne dziecko, które stale potrzebuje kogoś silniejszego, kto umiejętnie pokieruje jego losem. Pierwsze objawy F60.7 bywają widoczne już w okresie dojrzewania, kiedy to nastolatek nie podejmuje żadnych prób uniezależnienia się od rodziców. Człowiek cierpiący na Dependent PD praktycznie nigdy nie nabywa realnej samodzielności. Gdy osiąga pełnoletność, nadal oczekuje, że to inni będą za niego decydować i odpowiadać. Jeśli pacjent z DPD opuści rodzinne gniazdo, szybko znajdzie sobie zastępczego „rodzica” w absolutnie dowolnej postaci (np. partnera intymnego). Osoba zależna panicznie boi się porzucenia na pastwę losu oraz zwykłego przebywania w samotności. Kiedy doświadcza fizycznej separacji od swoich bliskich, kompulsywnie do nich wydzwania lub esemesuje. Nieprzerwany kontakt z zaufanymi ludźmi daje jej złudną namiastkę bezpieczeństwa.

Umywanie rąk

Z tekstu dr. Sławomira Murawca wynika, że jednostka obciążona Dependent Personality Disorder nie potrafi niczego uczynić bez wiedzy/zgody innych osób. Nie zrobi ona najmniejszego kroku naprzód, dopóki nie zostanie utwierdzona w przekonaniu, iż jest to słuszne i mile widziane przez jej opiekunów. Człowiek z DPD nie czuje się wystarczająco mądry, aby dokonywać jakichkolwiek wyborów w życiu codziennym ani w sytuacjach ekstremalnych. Wmawia sobie, że ma nader ograniczone horyzonty, dlatego każdy swój ruch musi konsultować z szanowanymi przez siebie autorytetami. Osobnik cierpiący na F60.7 bezustannie pyta bliźnich o zdanie. Nakłania ich, żeby mu doradzali albo oceniali jego dotychczasowe sposoby działania. Ilekroć dochodzi do wniosku, iż dana sprawa go przerasta, mobilizuje innych do rozstrzygania dylematów za niego. Pacjent obarczony Dependent PD łatwo poddaje się woli ludzi dominujących. Z uśmiechem na twarzy wykonuje ich polecenia, nawet wtedy, gdy w głębi serca nie pochwala ich decyzji. Skąd ta ofiarna służalczość? „Jeśli ma się poczucie bycia zależnym od innych, to trudno wyrażać wobec nich te wszystkie emocje, które mogłyby zakłócić lub podkopać taką relację – wyjaśnia dr Murawiec. – Osoby z zależnym typem zaburzeń osobowości mają trudność z okazywaniem niezadowolenia i rozczarowania postępowaniem tych, od których są zależne, wyrażaniem niezgody na coś. Raczej zgodzą się na rzeczy, które uważają za niewłaściwe, niż zaryzykują utratę pomocy i przewodnictwa”. Jak widać, człowiek dotknięty DPD jest całkowicie wyzuty z cnoty asertywności.

Diagnostyka różnicowa

Mgr Vivian Natalia Fiszer, psycholog i psychoterapeutka z warszawskiego Mokotowa, omawia problem F60.7 w opracowaniu pt. „Osobowość zależna, zaburzenie osobowości zależnej, DPD” (Emocje.pro). Specjalistka zwraca uwagę na fakt, że Dependent Personality Disorder często idzie w parze z Borderline Personality Disorder[3]. Badania prowadzone przez różnych uczonych dowodzą bowiem, iż 16-50% borderowców spełnia też kryteria diagnostyczne Dependent PD. Mgr Fiszer (powołująca się na dorobek wybitnego znawcy tematu – Theodore’a Millona, PhD, DSc) pomaga nam dostrzec granicę oddzielającą BPD od DPD. Według mokotowskiej profesjonalistki, typowy osobnik z Borderline PD „okazuje złość i nieprzewidywalne, bardzo intensywne emocje, może próbować kontrolować partnera (by uniknąć porzucenia), w silnym stresie może tracić kontakt z rzeczywistością”. Natomiast pacjent z F60.7 „nie pozwala sobie na okazywanie negatywnych emocji, dobrze funkcjonuje, dopóki ma opiekę i wsparcie, biernie czeka na to, co będzie”. Mgr Vivian Fiszer podkreśla, że Dependent PD musi być różnicowane nie tylko z Borderline PD, lecz również z Avoidant PD i Histrionic PD. Osoby zależne, podobnie jak unikające, są nieśmiałe, zakompleksione oraz nadwrażliwe na krytykę. Człowiek z AvPD odczuwa jednak wyraźną potrzebę autonomii, a człowiek z DPD chce żyć pod czyjąś pieczą. Zarówno ludzie zależni, jak i histrioniczni rozpaczliwie zabiegają o cudzą atencję. Ci pierwsi robią to z poczucia niezdolności do samodzielnej egzystencji, a ci drudzy po prostu uwielbiają być w centrum zainteresowania.

Millonowskie warianty

Mgr V.N. Fiszer opisuje cztery nieoficjalne typy F60.7 zaproponowane przez dr. Theodore’a Millona. Osoby zależne-niedojrzałe nie wykraczają poza ramy Dependent PD, czyli nie zdradzają symptomów żadnych innych perturbacji osobowościowych. Są infantylne, pogodne i beztroskie, nie zaprzątają sobie głowy myśleniem o przyszłości. Kochają towarzystwo dzieci, ponieważ instynktownie znajdują z nimi wspólny język. Przypominają Piotrusia Pana – desperacko nie chcą dorosnąć. Ludzie zależni-usłużni mają w sobie coś z histrioników. Pragną być powszechnie lubiani, dlatego zachowują się w sposób lizusowski. Wielu spośród nich błyszczy wspaniałym poczuciem humoru. Do ich największych wad należą: łatwowierność, podatność na sugestię tudzież skłonność do zatracania się w miłości. Jednostki zależne-nieefektywne sprawiają wrażenie odrobinę schizoidalnych. Wegetują w ciągłej apatii, ignorują realny świat, nie mają na nic siły ani ochoty. Są bezbarwne, ospałe, pozbawione tożsamości. Marzą tylko o tym, by móc trwać w swojej strefie komfortu. Pacjenci zależni-zaniepokojeni (o cechach AvPD) jaskrawo kontrastują ze stereotypowymi nosicielami DPD. „Większość z nich prowadzi pasożytniczy żywot na koszt różnych instytucji. (…) Taka osoba bardzo boi się utraty opieki, ten głęboki lęk może owocować wybuchami złości wobec tych, którzy nie spełniają jej oczekiwań dotyczących opiekowania się nią. (…) Osoby zaniepokojone stronią od ludzi, czują się odizolowane i samotne. Starają się być miłe i spokojne, ale wewnątrz odczuwają masę negatywnych emocji” – tłumaczy mgr Fiszer.

Zgubione „ja”

Mgr Katarzyna Dyl-Matuszko, krakowska psycholog i psychoterapeutka, jest twórczynią artykułu „Osobowość zależna” dostępnego w serwisie ZaburzeniaOsobowosci.pl (witryna internetowa działa pod patronatem Fundacji im. Boguchwała Winida na Rzecz Rozwoju Psychoterapii Psychoanalitycznej). Autorka odnotowuje w swoim tekście, że nieszczęśnicy obciążeni Dependent Personality Disorder identyfikują się ze swoimi opiekunami do tego stopnia, iż gubią przy tym poczucie własnego „ja”. Pacjent cierpiący na DPD nieświadomie utożsamia się z osobą, która rzekomo podtrzymuje go przy życiu. Kiedy myśli o rozłące z nią, doznaje potwornego strachu, lecz tak naprawdę obawia się utraty cząstki samego siebie. Jeśli ktoś wbił sobie do głowy, że nie zdoła przetrwać bez aktywnej figury rodzicielskiej, to odsunięcie od niej oznacza dla niego zagładę. Mgr Dyl-Matuszko stwierdza: „Osoby zależne zgłaszają się na terapię (…) w momencie, gdy z jakiegoś powodu przestają czuć się bezpiecznie – może to być rozpad związku, utrata bliskiej osoby zapewniającej wsparcie, życiowa konieczność podjęcia bardziej odpowiedzialnych zadań – wtedy często pojawiają się lęki, ataki paniki, depresja, objawy somatyczne[4], które są bezpośrednią przyczyną szukania pomocy. Może to też być moment, gdy ten sposób nawiązywania relacji staje się zawodny lub zbyt trudny, albo prowadzi do problemów”. Zdaniem krakowskiej psychoanalityczki, jedynym ratunkiem dla ludzi obarczonych F60.7 jest żmudna psychoterapia. Niestety, zawsze istnieje ryzyko, iż klient mimowolnie uzależni się od swojego terapeuty.

Nadopiekuńczość i autorytaryzm

Mgr Lucyna Muraszkiewicz, psycholog kliniczna z Warszawy, przedstawia zagadnienie Dependent Personality Disorder na oficjalnej stronie Centrum Medycznego Salus Pro Domo („Osobowość zależna”, SalusProDomo.pl). Specjalistka poświęca dłuższy fragment różnym koncepcjom dotyczącym genezy DPD. Dowiadujemy się z niego, że teoria psychodynamiczna upatruje źródeł F60.7 w „nadmiernej pobłażliwości rodziców” względem przyszłego nosiciela Dependent PD. Psychologia kognitywno-behawioralna proponuje zaś nieco inne wytłumaczenie owego zjawiska. Wedle tej szkoły myślenia, rodzice osoby zależnej nie ufali swojemu dziecku lub zdradzali skłonność do martwienia się na zapas. Prawdopodobnie żywili oni przekonanie, iż przychówek musi być trzymany pod kloszem, bo w przeciwnym wypadku zrobi sobie krzywdę. Rodzina taka mogła również dusić w zarodku wszelkie przejawy dziecięcego buntu, aby zapobiec ewentualnym kłopotom wychowawczym w przyszłości. Nurt interpersonalny wskazuje na rodzicielską nadopiekuńczość w pierwszych latach życia dziecka oraz późniejszą autorytarną kontrolę nad nim. Sugeruje dodatkowo, że przesadna troska rodziców o syna/córkę może wynikać z ich własnych dylematów. „Koncentracja uwagi wokół niego [potomka – przyp. NJN] wypełnia pustkę emocjonalną pomiędzy małżonkami, a niekiedy chroni przed rozpadem małżeństwa” – wyjaśnia mgr Muraszkiewicz. Do rozwoju F60.7 częstokroć przyczynia się samotne macierzyństwo. Bywa przecież tak, iż dla pełnoletniej latorośli „porzucenie samotnej matki i odejście w dorosłość (…) staje się wyzwaniem nie do pokonania”.

Przemoc domowa

Robert F. Bornstein, PhD („The Complex Relationship Between Dependency and Domestic Violence: Converging Psychological Factors and Social Forces” – „American Psychologist” 2006, SemanticScholar.org) dokonał przeglądu licznych raportów z badań nad związkiem między przemocą domową (w heteroseksualnych układach romantycznych) a fenomenem rozmaicie pojmowanej zależności. Szeroko zakrojona kwerenda wykazała, że cechy charakteru z kręgu Dependent Personality Disorder rzadko są przyczyną długotrwałego grzęźnięcia kobiet w patologicznym małżeństwie bądź konkubinacie. Najczęstszy powód, dla którego maltretowane żony/konkubiny zwlekają z opuszczeniem brutalnego męża/konkubenta, to poczucie finansowej zależności od sprawcy złego traktowania. Studia nad zdrowiem psychicznym ofiar nadużyć potwierdzają jednak, iż nasilenie agresji fizycznej ze strony partnera jest wprost proporcjonalne do natężenia symptomów DPD u katowanej partnerki. Wyjątkowo zależne niewiasty (skrajne przypadki F60.7) potrafią znieść bardzo wiele, byle tylko nie stracić swojego „anioła stróża”. Podobne skłonności dostrzeżono zresztą u pań z Borderline PD oraz Avoidant PD[5]. Przyjrzyjmy się teraz ustaleniom w kwestii mężczyzn – „damskich bokserów”. Naukowcom NIE udało się wyśledzić powiązań między okrucieństwem wobec towarzyszki życia a pełnoobjawowym Dependent Personality Disorder. Udowodnili oni natomiast, że subkliniczne rysy F60.7 (umiarkowane tendencje w kierunku zależności od innych ludzi) są dodatnio skorelowane z gotowością do regularnego terroryzowania partnerki intymnej.

Self-Defeating/Masochistic PD

Steven K. Huprich, MA i Mark A. Fine, PhD („Self-Defeating Personality Disorder: Diagnostic Accuracy and Overlap with Dependent Personality Disorder” – „Journal of Personality Disorders” 1996, GuilfordJournals.com/loi/pedi) wzięli pod lupę czysto akademicki konstrukt Self-Defeating/Masochistic Personality Disorder, czyli świeżą kategorię kliniczną zaproponowaną w jankeskim podręczniku DSM-III-R (1987). Koncept ten nigdy nie został usankcjonowany jako dopuszczalna etykieta diagnostyczna, ponieważ decydenci z Amerykańskiego Towarzystwa Psychiatrycznego (APA) uznali jego kryteria za pokrywające się z kryteriami Dependent PD, Borderline PD i Avoidant PD. Poza tym, część środowiska eksperckiego podnosiła larum, że Self-Defeating/Masochistic Personality Disorder[6] mogłoby w przyszłości służyć do piętnowania Bogu ducha winnych ofiar przemocy domowej. Steven Huprich i Mark Fine postanowili samodzielnie sprawdzić użyteczność pojęcia SDPD oraz domniemaną zbieżność tego tworu z DPD, BPD i AvPD (szczególny nacisk położyli jednak na F60.7). Panowie zrealizowali eksperyment z udziałem 118 praktykujących psychologów (doktorów nauk – PhD, PsyD, EdD) ze stanu Ohio. Uczestnicy projektu zostali poproszeni o ewaluację sześciu kazusów zaburzeń osobowości. Badanie dowiodło, iż psycholodzy postrzegają SDPD jako byt samoistny, który w pewnych aspektach wyraźnie odbiega od wzorca DPD. Niestety, rozpoznawanie tego syndromu przychodzi im trudniej niż diagnozowanie Dependent PD czy Borderline PD. Z wykrywaniem SDPD lepiej radzą sobie profesjonaliści płci żeńskiej.

Zbędne etykiety?

Robert F. Bornstein, PhD („Reconceptualizing Personality Pathology in DSM-5: Limitations in Evidence for Eliminating Dependent Personality Disorder and Other DSM-IV Syndromes” – „Journal of Personality Disorders” 2011, GuilfordJournals.com/loi/pedi) donosi, że grupa robocza pracująca nad rozdziałem DSM-5 o perturbacjach osobowościowych lobbowała u władz APA za nieuwzględnieniem w tymże rozdziale pięciu rzekomo zbędnych etykiet diagnostycznych: Dependent PD, Schizoid PD, Paranoid PD, Histrionic PD oraz Narcissistic PD. Zespół redakcyjny uzasadniał swój pomysł dwoma wątpliwymi argumentami. Primo, kategorie te są niechętnie wykorzystywane w praktyce klinicznej i zwykle nie stanowią priorytetu dla terapeutów pomagających klientom z dolegliwościami psychicznymi. Secundo, literatura akademicka potwierdzająca rację bytu owych konstruktów jest dziwnie uboga. Dr Bornstein wysuwa szereg kontrargumentów w obronie zgłoszonych do likwidacji konceptów. Uczony nie zaprzecza, że Dependent PD i Histrionic PD rzadko występują bez żadnych innych anomalii umysłowych. Ale dokładnie to samo można powiedzieć o Borderline PD i Schizotypal PD, których nikt nie próbuje wykreślić z DSM. Pacjenci obarczeni DPD i HPD przynoszą ogromne straty finansowe placówkom medycznym zajmującym się ich psychogennymi somatyzacjami. Dlaczego demaskowanie takich jednostek miałoby być mniej ważne niż rozpoznawanie „ekonomicznych” nosicieli OCPD, AvPD i ASPD (Antisocial/Dissocial PD)? Ludzie zależni często przejawiają skłonności samobójcze. Nie należy zatem bagatelizować ich bolączek.

Słowo końcowe

To chyba wszystko, co trzeba wiedzieć o Dependent Personality Disorder. Serdecznie dziękuję każdej Osobie, która poświęciła swój czas na lekturę niniejszego artykułu! Oto spis moich poprzednich tekstów z tej serii: „Schizoidia i schizoidzi. Czym jest osobowość schizoidalna?” (listopad 2019), „Anankastia i anankaści. Czym jest osobowość anankastyczna?” (grudzień-styczeń 2019/2020), „AvPD. Podtyp schizoidii czy głęboka fobia społeczna?” (luty-marzec 2020), „Paranoja i paranoicy. Czym jest osobowość paranoiczna?” (kwiecień-maj 2020), „STPD. Zaburzenie osobowości czy schizofrenia subkliniczna?” (czerwiec-lipiec 2020), „HPD. Narcystyczny celebrytyzm czy kobieca psychopatia?” (sierpień-wrzesień 2020).

Uczciwie przyznaję, że nie jestem psychiatrą ani psychologiem, tylko dociekliwą pacjentką o osobowości anankastyczno-unikającej. Obsessive-Compulsive (Anankastic) Personality Disorder zdiagnozowano u mnie już w wieku 18 lat, natomiast o symptomach Avoidant (Anxious) Personality Disorder dowiedziałam się dekadę później. Oprócz w pełni rozwiniętych perturbacji osobowościowych (OCPD + AvPD) mam subkliniczne cechy zależne, schizoidalne, narcystyczne oraz „depresyjne” (Depressive/Melancholic Personality Disorder – niezatwierdzona przez WHO i APA kategoria diagnostyczna). Cierpię… a przynajmniej kiedyś cierpiałam… na rozmaite schorzenia nerwicowe[7]. Moim największym zmartwieniem są jednak zaburzenia snu, które zatruwają mi życie od niemowlęctwa i nigdy nie reagowały na leczenie tabletkami ziołowymi, melisą, melatoniną ani hydroksyzyną (farmaceutykiem na receptę ordynowanym przez lekarza rodzinnego). Dla mnie nawet 25 mg kwetiapiny – będącej neuroleptykiem, lekiem przeciwpsychotycznym – to stanowczo za mało. Pożądany efekt daje mi dopiero 75 mg kwetiapiny + 25 mg prometazyny.

Doszłam do wniosku, że subkliniczne (a w skrajnych przypadkach: kliniczne) rysy Dependent PD i Self-Defeating/Masochistic PD mogą wyjaśniać postawę życiową niektórych bohaterów „Lotu nad kukułczym gniazdem” – bestsellerowej powieści Kena Keseya (wydanej w roku 1962) oraz nagrodzonego pięcioma Oscarami filmu Milosa Formana pod tym samym tytułem (1975). Mam tu na myśli dobrowolnych pacjentów szpitala psychiatrycznego, którzy boją się despotycznej pielęgniarki oddziałowej, siostry Mildred Ratched, ale jeszcze bardziej przeraża ich perspektywa „wyjścia na wolność” i wzięcia odpowiedzialności za własny los. Rygorystyczna, pedantyczna, biurokratyczna siostra Ratched jest reprezentatywną egzemplifikacją Obsessive-Compulsive (Anankastic) Personality Disorder, jednak nie można u niej wykluczyć również Narcissistic Personality Disorder. Jej postępowanie względem protagonisty, buntowniczego socjopaty Randle’a Patricka McMurphy’ego, przypomina mi maksymę Antona Szandora LaVeya: „Jeżeli ktoś cię zaczepia, poproś go, żeby przestał. Jeżeli nie przestanie, zniszcz go” (cyt. za: En.wikipedia.org/wiki/LaVeyan_Satanism). Oczywiście, przetrzymywanie McMurphy’ego w psychiatryku to haniebny błąd lekarzy zmanipulowanych przez mściwą pielęgniarkę. Miejsce dyssocjalnego/antyspołecznego bandyty jest w zakładzie karnym, nie wśród schizofreników i ChAD-owców.

Natalia Julia Nowak,
październik-grudzień 2020 r.

PRZYPISY

[1] W międzynarodowej klasyfikacji chorób ICD-10 (ICD.WHO.int/browse10/2019/en) Obsessive-Compulsive PD nosi miano osobowości „anankastycznej” („anankastic”). Pamiętajmy, że OCPD (F60.5) nie powinno być mylone z OCD (F42), pospolitą nerwicą natręctw! Jeśli chodzi o Avoidant PD (F60.6), księga ICD-10 określa to zjawisko następująco: „anxious [avoidant] personality disorder” – „lękliwe [unikające] zaburzenie osobowości”. Czyżby wyraz „anxious” (wymieniany jako pierwszy, przed słówkiem „avoidant” umieszczonym w nawiasie kwadratowym) był nazwą preferowaną?!

[2] Aktualnie w DSM figurują dwa zbliżone do siebie konstrukty: Schizoid Personality Disorder i Avoidant Personality Disorder (etykiety zawarte kolejno w klastrach „A” i „C”). Niestety, praktyka kliniczna udowadnia, iż granica oddzielająca SPD (F60.1) od AvPD (F60.6) często bywa płynna. Informują o tym anglojęzyczni wikipedyści w notatce poświęconej „zachowaniu schizoidalno-unikającemu” (En.wikipedia.org/wiki/Schizoid_avoidant_behavior). Wypada wspomnieć, że Avoidant Personality Disorder – zupełnie jak klasyczna schizoidia – prawdopodobnie jest łagodnym zaburzeniem ze spektrum schizofrenii. Zainteresowanych Czytelników odsyłam do intrygującej pracy naukowej „Avoidant Personality Disorder is a Separable Schizophrenia Spectrum Personality Disorder even when Controlling for the Presence of Paranoid and Schizotypal Personality Disorders: The UCLA Family Study” (autorzy: D.L. Fogelson, K.H. Nuechterlein, R.A. Asarnow, D.L. Payne, K.L. Subotnik, K.C. Jacobson, M.C. Neale i K.S. Kendler). Ostateczna wersja tego artykułu ukazała się w 2007 r. na łamach czasopisma „Schizophrenia Research”. Maszynopis tekstu został zaś udostępniony online (w roku 2008) przez amerykańską instytucję National Center for Biotechnology Information (Ncbi.nlm.nih.gov/pmc/articles/PMC1904485). Tym, którzy chcieliby wiedzieć więcej o Schizoid Personality Disorder, polecam trzyczęściową prezentację multimedialną „Schizoids” anonimowego jutubera ukrytego pod pseudonimem DarkNightSeeker (YouTube.com/user/darknightseeker). Bardzo merytoryczne są ponadto filmiki: „Understanding Schizoid Personality vs Autism Spectrum” (Tracey Marks, MD – YouTube.com/c/DrTraceyMarks) i „Schizophrenia vs. Schizotypal vs. Schizoid Personality Disorder: the Differences” (Ramani Durvasula, PhD – YouTube.com/c/MedCircle).

[3] W klasyfikacji chorób ICD-10 (WHO.int/classifications/icd/en/GRNBOOK.pdf) oficjalnym ekwiwalentem Borderline Personality Disorder jest Emotionally Unstable Personality Disorder (osobowość chwiejna emocjonalnie). Koncept EUPD (F60.3) dzieli się na dwa podtypy: „impulsive” – „impulsywny” (F60.30) i „borderline” – „pograniczny” (F60.31). Odmiana „impulsywna” stanowi okrojoną wersję odmiany „pogranicznej”. Amerykańscy psychiatrzy, którzy na co dzień korzystają z ksiąg DSM-5 i ICD-10-CM, nie uznają podziału BPD/EUPD na F60.30 i F60.31. Dla nich istnieje wyłącznie F60.3 jako spójna całość (zobacz: ICD.codes/icd10cm/F603).

[4] Zaburzenia lękowe (zespół lęku uogólnionego, zespół lęku napadowego, fobia społeczna, agorafobia) to przypadłości szeroko rozpowszechnione w grupie pacjentów cierpiących na Dependent PD. Niezliczone badania naukowe wskazują, że również zaburzenia somatoformiczne (somatyzacje) i zaburzenia odżywiania (anoreksja, bulimia) są pozytywnie skorelowane z DPD. Trochę rzadziej u jednostek dotkniętych F60.7 spotyka się kliniczną depresję, a sporadycznie – uzależnienia od substancji psychoaktywnych. Więcej ciekawych faktów podaje Robert F. Bornstein, PhD w materiale zatytułowanym „Comorbidity of Dependent Personality Disorder and other Psychological Disorders: An Integrative Review” („Journal of Personality Disorders” 1995, GuilfordJournals.com/loi/pedi).

[5] „Watson et al. (…) obtained a strong relationship between DPD symptom levels and severity of physical abuse within the abused sample (…). Significant correlations were also obtained between severity of abuse and symptom levels of borderline personality disorder (…) and avoidant personality disorder” | „Watson i wsp. (…) uzyskali silny związek między poziomami objawów DPD a dotkliwością nadużyć fizycznych w próbie badanych z doświadczeniem nadużyć (…). Istotne korelacje uzyskano także między dotkliwością nadużyć a poziomami objawów pogranicznego zaburzenia osobowości i unikającego zaburzenia osobowości”. Cytowane wyżej słowa dr. Roberta Bornsteina odnoszą się do następującego źródła: C.G. Watson, M. Barnett, L. Nikunen, C. Schultz, T. Randolph-Elgin i C.M. Mendez – „Lifetime prevalences of nine common psychiatric/personality disorders in female domestic abuse survivors” („Journal of Nervous and Mental Disease” 1997, Journals.lww.com/jonmd).

[6] Angielski imiesłów/przymiotnik „self-defeating” oznacza z grubsza „pogrążający się”, „pogarszający swoją sytuację”, „dokonujący samozaorania/autosabotażu” albo „daremny”, „bezowocny”, „nieskuteczny” (Dictionary.cambridge.org/dictionary/english/self-defeating). Listę symptomów „osobowości samopogrążającej się – masochistycznej” (wedle DSM-III-R) wyszperamy w archiwach anglojęzycznej Wikipedii (En.wikipedia.org/wiki/Self-defeating_personality_disorder).

[7] W podstawówce miałam ogromne utrapienie z mizofobią (wyolbrzymionym lękiem przed zarazkami) i nozofobią (wyolbrzymionym lękiem przed chorobami). W gimnazjum pojawiły się u mnie natręctwa myślowe tudzież pierwsze objawy fobii społecznej. W liceum moja socjofobia – pogłębiana przez dokuczliwych rówieśników, którzy nie tolerowali mojego wzorowego sprawowania, konserwatywnego światopoglądu, surowych obyczajów ani intelektualnych pasji – zaczęła ewoluować w kierunku ciężkiej agorafobii. Uważam, że moje dolegliwości fobiczne zostały już w dużej mierze wyleczone. Intruzywne myśli nadal mi się zdarzają, ale mój psychiatra suponuje, iż można je zaliczyć na poczet anankastycznego (obsesyjno-kompulsywnego) zaburzenia osobowości. Skrzywienia charakteru są trwałymi niepełnosprawnościami, a nie schorzeniami psychicznymi sensu stricto. Zdecydowanie NIE należą one do tej samej klasy anomalii umysłowych, co stany lękowe czy nerwica natręctw. Perturbacje osobowościowe kwalifikują się do długoterminowej psychoterapii, nie zaś do kuracji farmakologicznej.

ANEKS

Międzynarodowa klasyfikacja chorób ICD-10 (ICD.WHO.int/browse10/2019/en) oznajmia, że współczesna kategoria diagnostyczna Dependent Personality Disorder obejmuje takie przestarzałe konstrukty, jak osobowość „asteniczna” („asthenic”), „nieadekwatna” („inadequate”), „pasywna” („passive”) czy „samopogrążająca się” („self-defeating”). Spróbujmy „rozgryźć” pierwsze trzy spośród wymienionych konceptów!

W przedpotopowym podręczniku DSM-I (1952) znajdujemy dwa zdania dotyczące osobowości „nieadekwatnej” („inadequate”). Oto interesujący nas fragment rzeczonej publikacji: „Such individuals are characterized by inadequate response to intellectual, emotional, social, and physical demands. They are neither physically nor mentally grossly deficient on examination, but they do show inadaptability, ineptness, poor judgment, lack of physical and emotional stamina, and social incompatibility” | „Takie jednostki charakteryzują się nieadekwatną odpowiedzią na wymagania intelektualne, emocjonalne, społeczne i fizyczne. Podczas badania nie wykazują rażących deficytów fizycznych ani umysłowych, ale prezentują niezdolność adaptacyjną, nieudolność, słaby osąd, brak fizycznej i emocjonalnej wytrzymałości oraz niedopasowanie społeczne”. Dwie strony dalej czytamy o „pasywno-zależnym” („passive-dependent”) podtypie osobowości „pasywno-agresywnej” („passive-aggressive”). Jest on zdefiniowany w następujący sposób: „This reaction is characterized by helplessness, indecisiveness, and a tendency to cling to others as a dependent child to a supporting parent” | „Ta reakcja charakteryzuje się bezradnością, niezdecydowaniem i tendencją do lgnięcia ku innym ludziom niczym zależne dziecko ku wspierającemu rodzicowi”.

Księga DSM-II (1968) zawiera omówiony już koncept osobowości „nieadekwatnej” („inadequate”), a ponadto wprowadza kategorię osobowości „astenicznej” („asthenic”). Cytuję definicję tej drugiej psychopatologii: „This behavior pattern is characterized by easy fatigability, low energy level, lack of enthusiasm, marked incapacity for enjoyment, and oversensitivity to physical and emotional stress. This disorder must be differentiated from ‘Neurasthenic neurosis’ (q.v.)” | „Ten wzorzec zachowań charakteryzuje się łatwą męczliwością, niskim poziomem energii, brakiem entuzjazmu, znaczną niezdolnością do odczuwania uciechy tudzież nadwrażliwością na presję fizyczną i emocjonalną. To zaburzenie musi być różnicowane z ‘nerwicą neurasteniczną’ (zob.)”.

Gdyby ktoś pytał: cyfrową kopię podręcznika DSM-I zamieszczono na stronie internetowej „Turk Psikiyatri” (TurkPsikiyatri.org/arsiv/dsm-1952.pdf). Wirtualny egzemplarz DSM-II można zaś przejrzeć w serwisie dla niepokornych pacjentów „Mad in America – Science, Psychiatry and Social Justice” (MadInAmerica.com/wp-content/uploads/2015/08/DSM-II.pdf).

 

HPD. Narcystyczny celebrytyzm czy kobieca psychopatia?

Histrionic Personality Disorder
(F60.4 w klasyfikacji chorób ICD-10)

Histrioniczne zaburzenie osobowości jest jedną z czterech perturbacji osobowościowych zawartych w tzw. klastrze „B” amerykańskiego podręcznika diagnostyczno-statystycznego DSM-5 (2013). Patologie te zostały zgrupowane w jednej wiązce ze względu na „dramatyczne”, „emocjonalne” i „niekonsekwentne” zachowanie ich nieposkromionych nosicieli. W środowiskach eksperckich, czyli wśród psychiatrów i psychologów, dominuje ugruntowany pogląd, że syndromy ujęte w tym samym klastrze DSM wykazują tendencję do wzajemnego przenikania się, a nawet do współwystępowania u jednego człowieka. Nic więc dziwnego, iż HPD często idzie w parze z cechami narcystycznymi (NPD – Narcissistic Personality Disorder), dyssocjalnymi/antyspołecznymi (ASPD – Antisocial Personality Disorder) i pogranicznymi/borderline (BPD – Borderline Personality Disorder). Jak informuje Todd L. Grande, PhD (jankeski naukowiec z Newark w stanie Delaware, ceniony psychoedukator prowadzący kanał YouTube.com/c/ToddGrande), pacjenci histrioniczni niekiedy mieszczą się też w spektrum osobowości zależnej (DPD – Dependent Personality Disorder) z „lękliwego” i „strachliwego” klastra „C”. No dobrze, ale skąd się wzięło Histrionic Personality Disorder? Otóż F60.4 to jedna z kilku kategorii medycznych wyodrębnionych z nieklarownego, staroświeckiego pojęcia histerii. Nowoczesny konstrukt HPD został dopuszczony do użytku w psychiatrycznym podręczniku DSM-II (1968). Nosił on wtedy nazwę „hysterical personality” – „osobowość histeryczna”. Przymiotnik „histrionic” był zaledwie jego alternatywnym określeniem[1].

Kryteria diagnostyczne DSM-5,
Archive.org/details/diagnosticstatis0005unse

1. „Is uncomfortable in situations in which he or she is not the center of attention” | „Czuje się niekomfortowo w sytuacjach, gdy nie jest w centrum uwagi”
2. „Interaction with others is often characterized by inappropriate sexually seductive or provocative behavior” | „Interakcje z innymi ludźmi często charakteryzują się niestosownym, seksualnie uwodzicielskim albo prowokacyjnym zachowaniem”
3. „Displays rapidly shifting and shallow expression of emotions” | „Manifestuje błyskawicznie zmieniającą się i płytką ekspresję emocji”
4. „Consistently uses physical appearance to draw attention to self” | „Konsekwentnie używa wyglądu zewnętrznego w celu zwrócenia na siebie uwagi”
5. „Has a style of speech that is excessively impressionistic and lacking in detail” | „Ma styl wypowiedzi, który jest przesadnie impresjonistyczny i pozbawiony szczegółów”
6. „Shows self-dramatization, theatricality, and exaggerated expression of emotion” | „Prezentuje samodramatyzację, teatralność oraz wyolbrzymioną ekspresję emocji”
7. „Is suggestible (i.e., easily influenced by others or circumstances)” | „Jest podatny na sugestię (np. łatwo ulega wpływom innych osób bądź okoliczności)”
8. „Considers relationships to be more intimate than they actually are” | „Uważa związki za bardziej intymne niż są w rzeczywistości”

Kryteria diagnostyczne ICD-10,
WHO.int/classifications/icd/en/GRNBOOK.pdf

1. „Self-dramatization, theatricality, or exaggerated expression of emotions” | „Samodramatyzacja, teatralność lub wyolbrzymiona ekspresja emocji”
2. „Suggestibility, easily influenced by others or by circumstances” | „Podatność na sugestię, łatwo ulega wpływom innych osób bądź okoliczności”
3. „Shallow and labile affectivity” | „Płytka i labilna afektywność”
4. „Continually seeks excitement and activities in which the subject is the centre of attention” | „Nieustannie szuka wrażeń tudzież aktywności, w których podmiot jest w centrum uwagi”
5. „Inappropriately seductive in appearance or behaviour” | „Niestosownie uwodzicielski w wyglądzie lub zachowaniu”
6. „Overly concerned with physical attractiveness” | „Nadmiernie zatroskany o atrakcyjność fizyczną”
„Comments: Egocentricity, self-indulgence, continuous longing for appreciation, lack of consideration for others, feelings that are easily hurt, and persistent manipulative behaviour complete the clinical picture, but are not required for the diagnosis” | „Komentarz: Egocentryzm, samopobłażliwość, ciągła tęsknota za aprobatą, niezważanie na innych ludzi, łatwe do zranienia uczucia i uporczywe zachowanie manipulacyjne uzupełniają obraz kliniczny, ale nie są wymagane do diagnozy”

Atencyjna bestia

Według dr. Todda L. Grandego, osobowość histrioniczna to utrwalony wzorzec przesadnej ekspresji emocjonalnej związanej z silną potrzebą zwrócenia na siebie uwagi potencjalnych obserwatorów. Jednostka z F60.4 zazwyczaj pragnie wyglądać w sposób przykuwający wzrok, a jej odpowiedzi na bodźce zewnętrzne jawią się otoczeniu jako hałaśliwe, widowiskowe i sztuczne do bólu (np. zbyt szybko wygasające, zwłaszcza w obliczu wyraźnej obojętności świadków). Istotnie, spektakularne reakcje histrionika są nie tylko nieadekwatne do sytuacji, lecz także nieproporcjonalne w stosunku do faktycznie doznawanych przezeń uczuć. Człowiek dotknięty HPD gorączkowo zabiega o cudze zainteresowanie, ponieważ bycie „niewidzialnym” i „niesłyszalnym” to – w jego mentalności – największe z możliwych nieszczęść. Zdecydowanie woli on rolę karykatury samego siebie niż anonimowej postaci ginącej w tłumie. Jednym z głównych narzędzi, jakimi posługuje się histrionik w celu zostania dostrzeżonym, jest wyzywająca albo wręcz wulgarna seksualność. Osobnik z F60.4 uwielbia flirtować i łamać konwenanse, pozwala więc sobie na bezpruderyjne i prowokacyjne zachowanie w rozmaitych kontekstach społecznych. Gdyby tego typu ekscesy miały miejsce wyłącznie na prywatkach i w nocnych klubach, raczej nie byłoby jeszcze mowy o jaskrawym problemie behawioralnym. Niestety, pacjent cierpiący na HPD potrafi być zalotny/obsceniczny również w okolicznościach, kiedy takie wybryki są powszechnie uznawane za niemoralne lub niedozwolone (w pracy, w kościele, na rozdaniu dyplomów, na uroczystości państwowej).

Gadanie po próżnicy

Dr Todd Grande zauważa, że jednostki histrioniczne lubią mówić dużo i bez sensu. Może się to przejawiać zuchwałym dołączaniem do trwających dyskusji i dorzucaniem swoich „trzech groszy” jeszcze przed zrozumieniem, o co tak naprawdę toczy się spór. Znaczna część histrioników używa specyficznego, impresjonistycznego języka: barwnego, mglistego, nastawionego na odmalowanie subiektywnych wrażeń i całkowicie pozbawionego szczegółów. Osobnicy dotknięci F60.4 są dobrzy w wypowiadaniu wielkich, nacechowanych emocjonalnie słów, ale beznadziejni w precyzowaniu swoich komunikatów. Ich wielomówstwo – połączone z generalną egzaltacją oraz ryzykowną podatnością na sugestię – niejednokrotnie przyjmuje formę mocnych, acz nieuzasadnionych opinii na różne tematy. Pacjent z HPD jest człowiekiem spontanicznym, otwartym, ekstrawertycznym, a zarazem ufnym i naiwnym w kontaktach z obcymi ludźmi. Często wystarczy jedna, satysfakcjonująca rozmowa albo luźna, kilkudniowa znajomość, żeby histrionik uznał kogoś za swojego przyjaciela lub partnera romantycznego. Łatwowierność taka może doprowadzić chorego do zguby, a w najlepszym wypadku – skończyć się syndromem „złamanego serca”. Jednostki histrioniczne nie zawsze są darzone sympatią. Czasem zrażają do siebie bliźnich swoją nachalnością tudzież ekspansywną wylewnością (także w miejscach publicznych i wobec słabo znanych osób!). Ludzie cierpiący na F60.4 bywają ponadto świadomymi bądź nieświadomymi manipulantami. U niektórych z nich rozwijają się zaburzenia somatoformiczne lub konwersyjne, dawniej zwane histerycznymi[2].

Towarzystwo wzajemnej adoracji

Tracey Marks, MD (afroamerykańska lekarka psychiatra z miasta Atlanta w południowo-wschodnim stanie Georgia, właścicielka popularnonaukowego wideobloga o zdrowiu psychicznym YouTube.com/c/DrTraceyMarks) podaje nam jeszcze więcej przykładów zachowań typowych dla osób z Histrionic Personality Disorder. Okazuje się, że człowiek obciążony tą anomalią umysłową może mieć nawyk „koloryzowania” swoich opowieści w imię uczynienia ich ciekawszymi dla odbiorców. Takie balansowanie na granicy prawdy i kłamstwa nie zawsze jest jednak wykalkulowanym, nastawionym na konkretne zyski oszustwem. O wiele częściej ma ono charakter odruchowej konfabulacji, z której sam konfabulant niezupełnie zdaje sobie sprawę. Pacjent histrioniczny chętnie podejmuje próby zdobycia cudzych względów metodą schlebiania lub samobiczowania. Może bowiem zakładać, że „kupiony” słuchacz zrewanżuje mu się upragnionymi komplementami bądź słowami otuchy. Irytującą przywarą histrionika jest szybkie spoufalanie się z nowo poznanymi ludźmi. Osobnik posiadający tę wadę wcześnie skraca dystans dzielący go od drugiego człowieka, ponieważ sądzi, iż zdążył nawiązać z nim więź emocjonalną. Samowolne przechodzenie z kimś na „ty”, określanie rozmówcy pieszczotliwymi zwrotami… Chyba nie trzeba tłumaczyć, że czasem bywa to odczytywane jako przejaw braku szacunku do interlokutora! Niestety, pacjent z F60.4 zwykle nie przyjmuje do siebie żadnej krytyki, a już na pewno nie wyciąga z niej konstruktywnych wniosków. Gdy otrzymuje od bliźniego negatywny feedback, po prostu robi z siebie sponiewieraną ofiarę.

Dlaczego dzwon głośny?

Ashley Berges, Certified Life Coach (specjalistka ds. rozwoju osobistego, Teksanka z Dallas, pisarka, spikerka radiowa, gospodyni poradnikowego kanału YouTube.com/c/AshleyBergesPerspectives) wyjaśnia, że nienaturalne zachowanie histrioników wynika z gnębiącego ich braku poczucia własnej wartości. Jednostka cierpiąca na HPD nigdy nie wypracowała w sobie przekonania, iż w każdym momencie życia jest pełnoprawną i godną uwagi istotą ludzką. Z powodu tego deficytu nie może ona czerpać samopotwierdzenia ze swojego wnętrza. Cóż więc czyni? Konsekwentnie szuka walidacji na zewnątrz, u innych ludzi. Tylko oni – poprzez niebycie obojętnymi – pozwalają jej wierzyć, że może zostać dostrzeżona i zapamiętana. Człowiek z F60.4 uzależnia swoje „być albo nie być” od przyglądającej mu się publiczności. Teatralne zagrania, jakie prezentuje na każdym kroku, służą zabawianiu i wzruszaniu zgromadzonych widzów. Histrionik nie zagłębia się w to, co naprawdę czuje. Zamiast wsłuchiwać się we własne serce, bacznie obserwuje reakcje gapiów i dostosowuje do nich swój bieżący behawior. Ten dziwaczny celebrytyzm wcale nie przynosi mu ukojenia. Owszem, pacjent histrioniczny skutecznie rzuca się w oczy, ale nie jest pozytywnie oceniany przez swoją umiłowaną publikę. Dorośli ludzie nie są przecież bezkrytyczną masą. Prędzej czy później uzmysławiają sobie, że mają do czynienia z osobą płytką i sztuczną. Moim zdaniem, fenomen histrionizmu można podsumować puentą moralistycznej bajki „Mądry i głupi” Ignacego Krasickiego: „Wiesz, dlaczego dzwon głośny? Bo wewnątrz jest próżny”[3].

HPD a BPD

David DeMars, Certified Community Coach (licencjonowany doradca życiowy z Las Vegas w stanie Nevada, inicjator edukacyjnego projektu YouTube.com/c/CNXGCrazyNarcissistXGirlfriend) twierdzi, że Histrionic Personality Disorder pod wieloma względami przypomina Borderline Personality Disorder[4]. Na szczęście, istnieje subtelny drobiazg pozwalający ekspertom rozgraniczyć HPD i BPD. Otóż człowiek histrioniczny oczekuje zainteresowania od wszystkich ludzi, których spotyka na swojej drodze. Pacjent z Borderline PD domaga się zaś ciągłej uwagi tylko od jednego, chorobliwie uwielbianego „wybrańca” (ewentualnie od garstki wyselekcjonowanych osób, które można policzyć na palcach jednej ręki). Poza tym, borderowiec wcale nie musi lubić natrętnych spojrzeń, jakie nieraz na siebie ściąga swoim porywczym usposobieniem. Czujność przypadkowych świadków może go wręcz przerażać. Z badań, do których dotarł coach DeMars, wynika, że aż 2/3 histrioników posiada cechy charakteru należące do kręgu osobowości dyssocjalnej/antyspołecznej (Dissocial/Antisocial Personality Disorder – ASPD, F60.2). Krótko mówiąc, ponad połowa ludzi dotkniętych F60.4 ma w sobie coś z socjopaty. Niektóre „czarne owce” mogą nawet BYĆ klinicznymi socjopatami (pamiętajmy, iż do spektrum socjopatii zaliczają się m.in. psychopaci, czyli osobnicy z pewnym wrodzonym defektem neurologicznym. Uwaga: dr Todd L. Grande podkreśla, że tylko niewielka część socjopatów cierpi na pierwotną psychopatię!). Według Davida DeMarsa, histrioniczny socjopata może być trudny do odróżnienia od pospolitego borderowca.

HPD a NPD

Richard Grannon, NLP Master Practitioner (brytyjski absolwent psychologii, coach, instruktor neurolingwistycznego programowania, założyciel wideobloga YouTube.com/c/RICHARDGRANNON) opowiada, że przez długi czas uznawał Histrionic Personality Disorder za zbędną kategorię diagnostyczną świadczącą wyłącznie o skłonności naukowców do mnożenia bytów ponad miarę. Dziś jednak wierzy, iż F60.4 naprawdę istnieje i nie jest tylko – jak wcześniej mniemał – podtypem osobowości narcystycznej (Narcissistic Personality Disorder). Skąd ta zmiana przekonań? Stąd, że sam spotkał kilka dam będących ucieleśnieniami czystego histrionizmu… Pierwsza różnica między HPD a NPD polega na tym, że osoba histrioniczna potrafi epatować seksapilem w sposób przekraczający granice dobrego smaku. Jest to zachowanie tak ostentacyjne, iż trudno je pomylić z czymkolwiek innym. Drugi symptom, który wydaje się bardziej histrioniczny niż narcystyczny, to plecenie, co ślina na język przyniesie. Człowiek obarczony F60.4 może wygłaszać zaskakujące komentarze polityczne, a potem zupełnie nie pamiętać swoich rzucanych na wiatr słów. Cóż, takie są skutki bezmyślnego „kłapania dziobem” pomimo braku wyrobionych poglądów na poruszane tematy! Ważną rozbieżnością między Histrionic PD a Narcissistic PD jest stosunek do przypadkowych gapiów. Tylko histrionikowi zależy na tym, żeby wszyscy się nim zajmowali jak małym dzieckiem. Oczywiście, narcyz łaknie i pragnie cudzego podziwu (tudzież posłuchu). Ale to wcale nie oznacza, iż w każdej chwili chce być adorowany przez swoich służalczych klakierów.

Mistrzowie dramatu

Elena Poskochinova, MD (rosyjska lekarka psychiatra z kwalifikacjami psychiatry sądowego, długoletnia pracownica kilku ośrodków leczniczych w Zimbabwe oraz twórczyni prywatnego kanału YouTube.com/c/DrPoskoChannel) podziela opinię, wedle której histrionizm jest podobny do narcyzmu, aczkolwiek całkowicie od niego odrębny. Specjalistka żywi również przekonanie, że F60.4 to syndrom szeroko rozpowszechniony w ogólnej populacji, zwłaszcza wśród przedstawicielek płci pięknej. Statystyki potwierdzają zresztą, iż HPD częściej diagnozuje się u kobiet, a NPD – u mężczyzn. Zdaniem dr Poskochinovej, ludzie histrioniczni są chwiejni emocjonalnie i mają problem z niestabilnym obrazem własnego „ja”. Kompleks ten zmusza ich do nieustannego szukania aprobaty ze strony najbliższego otoczenia. Pacjent dotknięty Histrionic PD czuje się bezpiecznie tylko wówczas, gdy otrzymuje od bliźnich sygnały braku obojętności. Aby sprowokować te sygnały, stosuje różnorodne sztuczki, łącznie z urządzaniem „scen” godnych rozhisteryzowanego przedszkolaka (samodramatyzacja!). Medycyna zna liczne przypadki histrioników, którzy popełniali sfingowane – celowo nieudane – próby samobójcze, żeby zwrócić na siebie uwagę członków rodzin albo partnerów romantycznych. Dr Elena Poskochinova deklaruje, że nigdy w swojej karierze lekarskiej nie zetknęła się z obecnością ciężkiej depresji u człowieka histrionicznego. Owszem, zdarzały się kazusy lekkiego i umiarkowanego obniżenia nastroju. Nie było jednak stanów ekstremalnych, które wiązałyby się z autentycznym pragnieniem odebrania sobie życia.

Kobieca psychopatia?

Rozważmy teraz ciekawą teorię dotyczącą pierwotnych (urodzonych „bez piątej klepki”) psychopatów. Zakłada ona, że u psychopatycznych panów bardzo często rozwija się Antisocial Personality Disorder, a u psychopatycznych pań – Histrionic Personality Disorder. Czy socjopatia (wtórna psychopatia, osobowość dyssocjalna/antyspołeczna) i histrionizm to dwie różne drogi, którymi ludzie-drapieżcy mogą dążyć do zbliżonych celów? Merle E. Hamburger, PhD, Scott O. Lilienfeld, PhD i Matthew Hogben, MA („Psychopathy, gender, and gender roles: Implications for antisocial and histrionic personality disorders” – „Journal of Personality Disorders” 1996, GuilfordJournals.com/loi/pedi) odpowiadają na to pytanie twierdząco. Wymienieni autorzy przeprowadzili badanie na grupie 90 studentów i 90 studentek jankeskiego college’u („180 undergraduates”), którzy zostali poproszeni o wypełnienie kilku testów psychologicznych. Sami naukowcy mieli do dyspozycji następujące skale pomiaru: PPI (poziom psychopatii), ASPMMPI i ASPPDQ (poziom ASPD), HPMMPI i HPPDQ (poziom HPD), BSRIMAS i BSRIFEM (stopień męskości, kobiecości, bezpłciowości i androgynii), HMI i HFS (stopień „hipermęskości” u mężczyzn i „hiperkobiecości” u kobiet) oraz MCSD (stopień konformizmu względem norm społecznych). Analiza kwestionariuszy wykazała, że u facetów mocne rysy psychopatyczne zazwyczaj idą w parze z wysokim natężeniem cech ASPD, a u facetek – z wysokim natężeniem cech HPD. Odmienne kierunki rozwoju psychopatów i psychopatek nie mają zbyt wiele wspólnego z oddziaływaniem czynników socjokulturowych.

Aktorzy z Atlanty

Istnieją jednak raporty podważające legendę o pokrewieństwie histrionizmu z psychopatią. Ellison M. Cale, MA i Scott O. Lilienfeld, PhD („Histrionic Personality Disorder and Antisocial Personality Disorder: Sex-Differentiated Manifestations of Psychopathy?” – „Journal of Personality Disorders” 2002, GuilfordJournals.com/loi/pedi) zrealizowali eksperyment z udziałem 39 panów i 36 pań trudniących się aktorstwem teatralnym na obszarze metropolitalnym Atlanty (Georgia, Stany Zjednoczone). Wybór tak niezwykłej grupy zawodowej wynikał z zaufania doniesieniom, według których w środowiskach aktorskich tendencje psychopatyczne, socjopatyczne i histrioniczne są częstsze niż w ogólnej populacji[5]. Do udziału w przedsięwzięciu zaangażowano także przyjaciół aktorów: 47 mężczyzn, 58 kobiet i 3 osoby nieujawniające swojej płci. Zadaniem tych ludzi było wypełnienie ankiety dotyczącej cech charakteru znajomych uczestników projektu. Aktorzy rozwiązywali testy psychologiczne oraz wykonywali proste polecenia na komputerze. Co wyszło z tego ambitnego badania? Okazało się, że elementem łączącym HPD z ASPD wcale nie musi być psychopatia, tylko impulsywność i odhamowanie typowe dla wszystkich zaburzeń osobowości z klastra „B” DSM. Niewiastom postrzeganym jako psychopatki chętniej przypisuje się atrybuty histrionizmu aniżeli ich męskim odpowiednikom. Histrionicy – płci obojga – nie widzą u siebie wad dostrzeganych przez otoczenie (albo umyślnie próbują się zaprezentować w korzystnym świetle!). Również socjopaci uważają się za osobników lepszych niż w rzeczywistości.

Zdrajcy gatunku

Jack A. Palmer, PhD i Linda K. Palmer, MS („Antisocial and Histrionic Personality Disorders” – fragment książki „Evolutionary Psychology: The Ultimate Origins of Human Behavior” wydrukowanej w roku 2002, ULM.edu/~palmer) przekonują, że domniemaną dyssocjalność/antyspołeczność psychopatów i histrioniczność psychopatek można wyjaśnić na gruncie psychologii ewolucyjnej. Zgodnie z tym nurtem akademickim, ludzie dotknięci psychopatią są zdrajcami gatunku Homo sapiens, którzy posługują się podstępem w celu zdegenerowania puli genowej atakowanej populacji. Mężczyzna psychopatyczny chętnie używa swojego powierzchownego uroku osobistego, żeby uwieść i zapłodnić samicę nieświadomą jego przewrotnej natury. Kobieta psychopatyczna epatuje zaś erotyzmem oraz symuluje czułość i bezradność, aby po zajściu w ciążę wyłudzić – od samca lub altruistycznej wspólnoty – szeroko pojętą litość (opiekę, wsparcie, ułatwienia, przywileje) dla siebie tudzież swojego potomstwa. Histrioniczne psychopatki rzadko są jednak zainteresowane czynieniem zadość obowiązkom macierzyńskim. Często traktują one własne, obciążone genetycznie dzieci jak kukułcze jaja, które należy „podrzucać” normalnym członkom społeczeństwa (wyrachowane nadużywanie cudzej życzliwości!). Panowie z Antisocial PD i panie z Histrionic PD idealnie do siebie pasują. Mamy tutaj odpowiedź na pytanie, skąd się biorą uderzająco dysfunkcyjne rodziny. Przypuszczam, że taki właśnie „dom” stworzyliby Joker i Harley Quinn, gdyby – ku utrapieniu spokojnych mieszkańców Gotham City – doczekali się wspólnego przychówku[6].

Siła uprzedzeń

Maureen R. Ford, PhD i Thomas A. Widiger, PhD („Sex Bias in the Diagnosis of Histrionic and Antisocial Personality Disorders” – „Journal of Consulting and Clinical Psychology” 1989, SemanticScholar.org) donoszą, że wśród profesjonalistów zdrowia psychicznego rozpowszechnione są pewne stereotypy płciowe, które czasem prowadzą do stawiania pacjentom „naciąganych” rozpoznań. O tym, jaką diagnozę ostatecznie usłyszy człowiek zdradzający symptomy niejednoznacznej perturbacji osobowościowej, częstokroć decyduje jego płeć biologiczna. Już Richard Warner w 1978 r. udowodnił, że dokładnie ten sam opis przypadku – złożony kazus osoby o cechach HPD i ASPD – może zostać zinterpretowany jako Hysterical (Histrionic) Personality Disorder lub Antisocial Personality Disorder. Wszystko zależy od tego, czy przedstawimy opinię psychologiczną jako charakterystykę kobiety, czy mężczyzny. Jeśli analizowana postać będzie określona jako facetka, 76% klinicystów uzna jej przypadłość za osobowość histeryczną, a 22% – za osobowość dyssocjalną/antyspołeczną. Jeżeli zaś będzie określona jako facet, tylko 49% diagnostów wybierze etykietę HPD, natomiast 41% postawi rozpoznanie ASPD. Wygląda na to, że z baby łatwo jest zrobić niegroźną histeryczkę, a z chłopa – groźnego socjopatę! Maureen Ford i Thomas Widiger przeprowadzili własne badanie na grupie 354 praktykujących psychologów z USA. Eksperyment wykazał, że socjopatki (wtórne psychopatki) zbyt często są błędnie klasyfikowane jako histrioniczki. Tymczasem u histrioników płci męskiej nie zawsze dostrzega się obecność F60.4.

Zakończenie

Serdecznie dziękuję wszystkim Czytelnikom, którzy zdołali „przebrnąć” przez niniejszy artykuł! Oto lista moich wcześniejszych tekstów z dziedziny psychiatrii/psychologii klinicznej: „Schizoidia i schizoidzi. Czym jest osobowość schizoidalna?” (listopad 2019), „Anankastia i anankaści. Czym jest osobowość anankastyczna?” (grudzień-styczeń 2019/2020), „AvPD. Podtyp schizoidii czy głęboka fobia społeczna?” (luty-marzec 2020), „Paranoja i paranoicy. Czym jest osobowość paranoiczna?” (kwiecień-maj 2020), „STPD. Zaburzenie osobowości czy schizofrenia subkliniczna?” (czerwiec-lipiec 2020). Publikacje te można znaleźć na moich prywatnych blogach w zagranicznych serwisach Blogspot/Blogger, WordPress, Tumblr, LiveJournal i AlterVista (Njnowak.blogspot.com, Njnowak.wordpress.com, Njnowak.tumblr.com, Njnowak.livejournal.com, Njnowak.altervista.org).

Nie jestem ekspertem od zdrowia psychicznego, ale tematyka psychiatryczno-psychologiczna jest mi bliska z przyczyn osobistych. Tak się bowiem składa, że mam anankastyczne (obsesyjno-kompulsywne) i lękliwe (unikające) zaburzenie osobowości[7] oraz poważne zakłócenia rytmu dobowego (trudności z zasypianiem towarzyszą mi od niemowlęctwa i nie reagują na leczenie łagodnymi tabletkami ziołowymi). Tworzenie artykułów o anomaliach umysłowych pozwala mi lepiej zrozumieć siebie tudzież innych ludzi: tych atypowych i tych zupełnie normalnych. Moje oryginalne hobby stanowi również formę edukowania społeczeństwa w kwestii ważkich problemów objętych nieuzasadnioną zmową milczenia. Lubię się dowiadywać nowych rzeczy, a potem dzielić z bliźnimi świeżo przyswojoną wiedzą. Ukończyłam przecież Dziennikarstwo i Komunikację Społeczną na Uniwersytecie Jana Kochanowskiego w Kielcach (licencjat – BA).

Natalia Julia Nowak,
sierpień-wrzesień 2020 r.

PRZYPISY

[1] Elektroniczną kopię podręcznika DSM-II udostępniono w serwisie internetowym „Mad in America – Science, Psychiatry and Social Justice” (MadInAmerica.com/wp-content/uploads/2015/08/DSM-II.pdf). Ośmielę się zacytować podaną tam definicję osobowości histerycznej: „These behavior patterns are characterized by excitability, emotional instability, over-reactivity, and self-dramatization. This self-dramatization is always attention-seeking and often seductive, whether or not the patient is aware of its purpose. These personalities are also immature, self-centered, often vain, and usually dependent on others. This disorder must be differentiated from ‘Hysterical neurosis’ (q.v.)” | „Te wzorce zachowań charakteryzują się pobudliwością, niestabilnością emocjonalną, nadreaktywnością i samodramatyzacją. Owa samodramatyzacja jest zawsze żądna uwagi i często uwodzicielska, bez względu na to, czy pacjent ma świadomość jej przeznaczenia, czy nie. Osobowości te są również niedojrzałe, skupione na sobie, często próżne i zazwyczaj zależne od innych. To zaburzenie musi być różnicowane z ‘nerwicą histeryczną’ (zob.)”. Nie zaszkodzi napomknąć, że w DSM-II „nerwica histeryczna” – „hysterical neurosis” dzieliła się na dwa podtypy: „konwersyjny” („conversion”) i „dysocjacyjny” („dissociative”). Ten ostatni obejmował takie fenomeny, jak amnezja dysocjacyjna, fuga dysocjacyjna, osobowość mnoga (dzisiaj powiedzielibyśmy: DID – Dissociative Identity Disorder, dysocjacyjne zaburzenie tożsamości) czy somnambulizm/sennowłóctwo/lunatykowanie. Anglojęzyczna Wikipedia oznajmia, iż w czasach Sigmunda Freuda (druga połowa XIX wieku, początek XX wieku) do spektrum histerii zaliczano także przypadłości somatoformiczne, m.in. zespół Briqueta (F45.0) i globus hystericus (F45.8). U schyłku XX stulecia twórcy ICD-10 (ICD.WHO.int/browse10/2019/en) włączyli histerię do kategorii diagnostycznej „Dissociative [conversion] disorders” – „Zaburzenia dysocjacyjne [konwersyjne]” (F44).

[2] W psychiatrycznej biblii DSM-5 (Archive.org/details/diagnosticstatis0005unse) znajduje się rozdział zatytułowany „Somatic Symptom and Related Disorders” (SSRD) – „Zaburzenia z objawami somatycznymi i pokrewne”. Umieszczono w nim następujące jednostki chorobowe: Somatic Symptom Disorder (zaburzenie z objawami somatycznymi), Illness Anxiety Disorder (zaburzenie z lękiem przed chorobą), Conversion Disorder – Functional Neurological Symptom Disorder (zaburzenie konwersyjne – zaburzenie z czynnościowymi objawami neurologicznymi), Psychological Factors Affecting Other Medical Conditions (czynniki psychologiczne wpływające na inne stany medyczne), Factitious Disorder (zaburzenie pozorowane, czyli niesławny zespół Münchhausena), Other Specified Somatic Symptom and Related Disorder (inne określone SSRD), Unspecified Somatic Symptom and Related Disorder (nieokreślone SSRD). Więcej informacji o SSRD zawiera praca poglądowa „Zaburzenia pod postacią somatyczną: problematyczne zjawisko – problematyczna diagnoza” autorstwa Katarzyny Nitsch, Marcina Jabłońskiego, Jerzego Samochowca i Jacka Kurpisza („Psychiatria” 2015, Journals.viamedica.pl/psychiatria). Uwaga! W księdze ICD-10 (ICD.WHO.int/browse10/2019/en) konwersja histeryczna uchodzi za patologię dysocjacyjną (F44), nie zaś somatoformiczną (F45)! Oto kilka przydatnych kodów do samodzielnego sprawdzenia: F44.4 – dysocjacyjne zaburzenia ruchu, F44.5 – dysocjacyjne konwulsje, F44.6 – dysocjacyjne znieczulenie i utrata zmysłów, F44.7 – mieszane zaburzenia dysocjacyjne [konwersyjne]. Podręcznik DSM-5 utożsamia te cztery aberracje z konceptem Conversion Disorder zawartym w rozdziale „Somatic Symptom and Related Disorders”.

[3] Cyt. za: wirtualna biblioteka „Wolne Lektury” fundacji Nowoczesna Polska (WolneLektury.pl/katalog/lektura/madry-i-glupi.html).

[4] W międzynarodowej klasyfikacji chorób ICD-10 (WHO.int/classifications/icd/en/GRNBOOK.pdf) Borderline Personality Disorder figuruje jako „Emotionally Unstable Personality Disorder – borderline type” (osobowość chwiejna emocjonalnie typu borderline, F60.31). Istnieje także „okrojona” wersja tego konstruktu znana pod nazwą „Emotionally Unstable Personality Disorder – impulsive type” (osobowość chwiejna emocjonalnie typu impulsywnego, F60.30). Kod F60.3 odnosi się do całego pojęcia EUPD, a w Stanach Zjednoczonych jest on równoważny z kategorią Borderline Personality Disorder (ICD.codes/icd10cm/F603) uwzględnioną w podręczniku DSM-5. Amerykańscy specjaliści nie używają etykiety „EUPD – impulsive type”. Za Oceanem Atlantyckim niepodzielnie króluje BPD (F60.3 jako całość, pełna wersja EUPD).

[5] Jeśli wierzyć polskojęzycznej Wikipedii, angielski wyraz „histrionic” („aktorski”, „nieszczery”) pochodzi od łacińskiego słowa „histrio” – „aktor”. Człowiek histrioniczny to przecież aktorzyna, komediant regularnie odgrywający scenki przed publicznością! Jak mówi dr T.L. Grande, sławnym mordercą (psychopatą/socjopatą?) podejrzewanym o Histrionic Personality Disorder jest gejowski „aktor” porno Luka Magnotta z Kanady (ur. 1982). W maju 2012 r. mężczyzna ten zadźgał i poćwiartował chińskiego studenta o nazwisku Jun Lin. Prawdopodobnie Kanadyjczyk dopuścił się również aktów kanibalizmu i nekrofilii (źródło: Murderpedia.org/male.M/m/magnotta-luka.htm).

[6] Joker – zbrodniczy antagonista Batmana, upiorny klaun słynący z wyjątkowo okrutnych „żartów”. Harleen Quinzel ps. „Harley Quinn” – kochanka i adiutantka Jokera, młoda lekarka psychiatra sprowadzona na złą drogę przez swojego demonicznego oblubieńca (niegdysiejszego pacjenta, z którym lekkomyślnie się spoufaliła. Czyżby hybristofilia, zboczenie seksualne na punkcie przestępców?!). Zdaniem amerykańskiej psycholog społecznej Wind Goodfriend, PhD („Mad Love: Personality Disorders in Harley Quinn & the Joker”, PsychologyToday.com/us/blog/psychologist-the-movies), Joker… ten tradycyjny, komiksowy… ujawnia cechy modelowego psychopaty spełniającego kryteria diagnostyczne Antisocial Personality Disorder. Harley Quinn pasuje natomiast do opisu Histrionic Personality Disorder, ale nie można u niej rozpoznać prawdziwego ASPD. „Cały jej związek z Jokerem bazuje na ‘arlekinowej’ garderobie, podatności na jego manipulację i niemal natychmiastowym ‘zakochaniu się’ w nim. Jej głos (przynajmniej w serialu animowanym o Batmanie) jest piskliwy i niedojrzały, podobnie jak jej język” – odnotowuje dr Goodfriend. Wypada wiedzieć, że w anglojęzycznej Wikipedii istnieje kategoria „Histrionic personality disorder in fiction”, czyli „Histrioniczne zaburzenie osobowości w fikcji” (En.wikipedia.org/wiki/Category:Histrionic_personality_disorder_in_fiction). Przyporządkowano do niej m.in. artykuł o Harley Quinn. W 2018 r. Lee Miller i Michele Lee opublikowali e-book zatytułowany „Dating Harley Quinn: My 3 Years With A Female Narcissist”, co w wolnym tłumaczeniu znaczy „Randkując z Harley Quinn: moje 3 lata z żeńskim narcyzem”. Na okładce książki widnieją jednak słowa „Dating Harley Quinn. Female Histrionic Narcissist” – „Randkując z Harley Quinn. Żeński histrioniczny narcyz” (Scribd.com/author/419202471/Lee-Miller). A’ propos idei „wspólnego przychówku” Jokera i jego szalonej adiutantki… Z anglojęzycznych witryn internetowych dowiedziałam się, iż w jednej z niekanonicznych serii komiksowych („Injustice: Gods Among Us” 2013-2016) Harley potajemnie urodziła Jokerowi córkę, ale oddała ją na wychowanie swojej siostrze Delii. Upiorny klaun nigdy nie został poinformowany o narodzinach małej Lucy (Injustice.fandom.com/wiki/Lucy).

[7] Anankastic/Obsessive-Compulsive Personality Disorder (OCPD, F60.5) i Anxious/Avoidant Personality Disorder (AvPD, F60.6). Posiadam też subkliniczne cechy schizoidalne, zależne, narcystyczne i „depresyjne” (Depressive/Melancholic Personality Disorder – nieoficjalna etykieta diagnostyczna, koncept przypominający skrzyżowanie AvPD z dystymią). O moich dolegliwościach natury nerwicowej (natręctwach, socjofobii, agorafobii) nawet nie warto wspominać, gdyż stanowią one swoiste „przedłużenia” Anankastic PD i Anxious PD.

A-N-E-K-S
Zespół Münchhausena

Myślę, że nie przesadzę, jeśli stwierdzę, iż osoby histrioniczne są szczególnie zagrożone tzw. zespołem Münchhausena (zaburzeniem pozorowanym – Factitious Disorder). W amerykańskim podręczniku diagnostyczno-statystycznym DSM-5 schorzenie to jest zaliczane do zaburzeń somatoformicznych. Międzynarodowa klasyfikacja chorób ICD-10 uznaje je natomiast za jedno z zaburzeń zachowania ludzi dorosłych (F68.1).

„Najogólniej mówiąc, zespół Münchhausena polega na tym, że pacjent – celowo i świadomie – wywołuje u siebie objawy chorobowe po to, aby zostać otoczonym opieką medyczną. (…) Objawy prowokowane są w celu uzyskania zainteresowania i opieki personelu medycznego. (…) Pacjenci z zespołem Münchhausena mogą prezentować bardzo różnego typu odchylenia. Zdarza się np., że zgłaszają się oni do lekarza z objawami krwawienia z górnego odcinka przewodu pokarmowego, a tak naprawdę może to wynikać z tego, że wywołali oni u siebie krwawienie z nosa czy też spożyli zwierzęcą krew, którą później – po sprowokowaniu – zwymiotowali. (…) Zdarza się również i tak, że pacjent celowo doprowadza do zakażenia istniejących u niego ran. Osoba z zespołem Münchhausena może i zażywać zupełnie nieodpowiednie dla niej leki, co doprowadzi do wystąpienia różnych problemów zdrowotnych. (…) Typowo podawane przez osoby z zespołem Münchhausena objawy dotyczą różnych zaburzeń somatycznych, zdarza się jednak i tak, że pacjent zgłasza problemy natury psychiatrycznej, np. podaje, że widzi on nietypowe rzeczy czy też skarży się na to, że słyszy jakieś głosy” – pisze lek. Tomasz Nęcki na stronie internetowej Psychiatria.pl (Medforum, Edukacja i Media Medyczne).

Wyjątkowo niebezpieczną odmianą Factitious Disorder jest zastępczy/przeniesiony zespół Münchhausena (MSbP – Munchausen Syndrome by Proxy, FDIA – Factitious Disorder Imposed on Another). Co wiadomo o tej mrożącej krew w żyłach psychopatologii?

„W przypadku przeniesionego zespołu Münchhausena fabrykowane objawy nie dotyczą osoby, która to robi, lecz osoby zależnej, przeważnie własnego dziecka. (…) W konsekwencji dziecko wymaga pomocy lekarskiej, często długotrwałej hospitalizacji, a rodzice otrzymują wsparcie i zainteresowanie ze strony otoczenia, w tym również personelu medycznego, z powodu choroby dziecka. (…) Rodzina dotknięta tym zaburzeniem funkcjonuje w sposób bardzo specyficzny, podobnie jak rodzina, w której jest dziecko przewlekle chore. Najczęściej objawy somatyczne u dziecka wywołuje matka, natomiast ojciec nie jest niczego świadomy. (…) W rodzinach tych funkcjonuje swoiste błędne koło, w którym to dziecko poprzez to, że jest maltretowane, staje się spoiwem i podstawą funkcjonowania rodziny. Jeżeli matka nie będzie wytwarzać objawów choroby u dziecka, to nie będzie otrzymywać wsparcia i zainteresowania, które są konieczne do pełnienia roli matki i żony. U matek maltretowanych dzieci często występują zaburzenia osobowości” – wyjaśnia mgr Marzena Zubała w artykule „Przeniesiony zespół Münchhausena” („Niebieska Linia” 2014, NiebieskaLinia.pl/pismo).

O swoich bolesnych doświadczeniach związanych z zastępczym/przeniesionym ZM wspominał raper Eminem w utworze „Cleanin’ Out My Closet” (album studyjny „The Eminem Show”, czerwiec 2002):

„Ofiara zespołu Münchhausena.
Przez całe życie kazano mi wierzyć,
że byłem chory, choć nie byłem. (…)
Czy to nie dlatego
wydałaś dla mnie tę płytę, mamuniu?
Żebyś mogła usprawiedliwić sposób,
w jaki mnie traktowałaś, mamuniu? (…)
Zrozum, najbardziej rani mnie to,
że nie chcesz się przyznać do błędu. (…)
Ty samolubna suko,
obyś spłonęła w piekle za tej gnój!”

Badania wykazują, iż 97,6% osób cierpiących na Munchausen Syndrome by Proxy (Factitious Disorder Imposed on Another) to przedstawicielki płci słabej. Niemal zawsze (95,6%) kobiety te są matkami swoich bezbronnych ofiar. 75,8% sprawców „medycznej przemocy wobec dzieci” oficjalnie żyje w małżeństwie, a 45,6% kształciło się kiedyś w zawodzie związanym z służbą zdrowia. Nosiciele zastępczego/przeniesionego ZM nierzadko mają także inne problemy psychiczne. Najczęściej rozpoznaje się u nich klasyczny, autoagresywny zespół Münchhausena (30,9%), zaburzenia osobowości (18,6%) bądź depresję (14,2%). Źródło danych statystycznych: Gregory Yates, MA i Christopher Bass, MD – „The perpetrators of medical child abuse (Munchausen Syndrome by Proxy) – A systematic review of 796 cases” („Child Abuse & Neglect” 2017, ScienceDirect.com/journal/child-abuse-and-neglect).

Wielu Internautów spekuluje, że do niewiast dotkniętych MSbP (FDIA) mogła należeć jankeska oszustka Clauddine „Dee Dee” Blanchard z d. Pitre, która ostatecznie (14 czerwca 2015 r.) została zamordowana przez swoją córkę Gypsy Rose Blanchard i jej chłopaka Nicholasa Paula Godejohna. Historię tę dokładnie omówiła warszawska jutuberka Karolina Anna (YouTube.com/channel/UCxSDfGauduMv1ezbRVRWvCA) w swoim 23-minutowym filmiku z cyklu „Zagadki Kryminalne” (odcinek zamieszczony 8 listopada 2018 r.).

STPD. Zaburzenie osobowości czy schizofrenia subkliniczna?

„Od lat dziecinnych zawsze byłem
Inny niż wszyscy – i patrzyłem
Nie tam, gdzie wszyscy – miałem swoje,
Nieznane innym smutków zdroje –
I nie czerpałem z ich krynicy
Uczuć – nie tak, jak śmiertelnicy
Radością tchnąłem i zapałem –
A co kochałem – sam kochałem –
To wtedy – nim w burzliwe życie
Zdążyłem wejść – powstała skrycie
Z dna wszelkich złych i dobrych dążeń
Ta tajemnica, co mnie wiąże –
Ze strumienia lub potoku –
Z urwistego góry stoku –
Z kręgu słońca, gdy w jesieni
Blednie złoty blask promieni –
Z błyskawicy ostrym końcem
Drzewo obok mnie rażącej –
Z burzy, grzmotów, ziemi drżenia –
Z chmury – która u sklepienia
Niebieskiego zawieszona –
Miała dla mnie kształt demona…”

Edgar Allan Poe – „W samotności” (1829)
[tłum. Wojciech Usakiewicz,
cyt. za: BibliotekaZSOiZ.blogspot.com]

Schizotypal (Personality) Disorder

Zaburzenie psychiczne, któremu poświęcam niniejszy artykuł, jest zjawiskiem nad wyraz tajemniczym. W amerykańskim podręczniku diagnostyczno-statystycznym DSM-5 (2013) nosi ono nazwę Schizotypal Personality Disorder – „schizotypowe zaburzenie osobowości”. Konstrukt STPD należy do klastra „A” obejmującego trzy „dziwaczne” i „ekscentryczne” skrzywienia charakteru (Paranoid PD, Schizoid PD i Schizotypal PD). W międzynarodowej klasyfikacji chorób ICD-10 (lata 90. XX wieku) nie występuje kategoria „schizotypowe zaburzenie osobowości”. Figuruje za to Schizotypal Disorder – „zaburzenie schizotypowe” opisane w sekcji dotyczącej schizofrenii i innych psychoz. O ile w ICD-10 osobowość paranoiczna ma kod F60.0, a osobowość schizoidalna – F60.1, o tyle zaburzenie schizotypowe („zaburzenie typu schizofrenii”) zostało opatrzone kodem F21. Schizotypia jest tam wręcz zrównywana ze schizofrenią (F20) i zespołem schizoafektywnym (F25). Autorzy księgi DSM-5 podają, że STPD „zaczyna się we wczesnej dorosłości i pozostaje obecne w różnorodnych kontekstach” („beginning by early adulthood and present in a variety of contexts”). Tymczasem twórcy ICD-10 wcale nie twierdzą, że dojrzałe F21 zawsze rozkwita w chwili zakończenia dorastania jednostki. Tak przynajmniej rozumiem zapis, wedle którego objawy schizotypowe muszą się utrzymywać „na przestrzeni co najmniej dwóch lat”, „nieprzerwanie albo w sposób powtarzalny” („over a period of at least two years”, „either continuously or repeatedly”). Z drugiej strony, DSM-5 zawiera wzmiankę o zwiastunach STPD u osób małoletnich.

Schizotypowe zaburzenie osobowości.
Kryteria diagnostyczne DSM-5,
Archive.org/details/diagnosticstatis0005unse

1. „Ideas of reference (excluding delusions of reference)” | „Idee odniesienia (z wyłączeniem urojeń odnoszących)”
2. „Odd beliefs or magical thinking that influences behavior and is inconsistent with subcultural norms (e.g. superstitiousness, belief in clairvoyance, telepathy, or ‘sixth sense’; in children and adolescents, bizarre fantasies or preoccupations)” | „Dziwne wierzenia lub magiczne myślenie, które wpływa na zachowanie i jest niezgodne z normami subkulturowymi (np. zabobonność, wiara w jasnowidztwo, telepatię bądź ‘szósty zmysł’; u dzieci i młodzieży, kuriozalne fantazje lub przedmioty zaabsorbowania)”
3. „Unusual perceptual experiences, including bodily illusions” | „Niezwykłe doświadczenia percepcyjne, w tym iluzje cielesne”
4. „Odd thinking and speech (e.g. vague, circumstantial, metaphorical, overelaborate, or stereotyped)” | „Dziwne myślenie i mowa (np. niejasna, drobiazgowa, metaforyczna, rozwlekła lub stereotypowa)”
5. „Suspiciousness or paranoid ideation” | „Podejrzliwość lub myślenie paranoiczne”
6. „Inappropriate or constricted affect” | „Niedostosowany lub zawężony afekt”
7. „Behavior or appearance that is odd, eccentric, or peculiar” | „Zachowanie lub wygląd, który jest dziwny, ekscentryczny bądź osobliwy”
8. „Lack of close friends or confidants other than first-degree relatives” | „Brak bliskich przyjaciół czy powierników innych niż krewni pierwszego stopnia”
9. „Excessive social anxiety that does not diminish with familiarity and tends to be associated with paranoid fears rather than negative judgments about self” | „Nadmierny lęk społeczny, który nie słabnie wraz z zacieśnianiem stosunków i wydaje się związany bardziej z paranoicznymi obawami niż z negatywnymi sądami o sobie”

Zaburzenie typu schizofrenii (schizotypowe).
Kryteria diagnostyczne ICD-10,
WHO.int/classifications/icd/en/GRNBOOK.pdf

1. „Inappropriate or constricted affect, subject appears cold and aloof” | „Niedostosowany lub zawężony afekt, podmiot wygląda na osobę zimną i zdystansowaną”
2. „Behaviour or appearance which is odd, eccentric or peculiar” | „Zachowanie lub wygląd, który jest dziwny, ekscentryczny bądź osobliwy”
3. „Poor rapport with others and a tendency to social withdrawal” | „Słabe więzi z innymi i tendencja do społecznego wycofywania się”
4. „Odd beliefs or magical thinking influencing behaviour and inconsistent with subcultural norms” | „Dziwne wierzenia lub magiczne myślenie wpływające na zachowanie i niezgodne z normami subkulturowymi”
5. „Suspiciousness or paranoid ideas” | „Podejrzliwość lub myśli paranoiczne”
6. „Ruminations without inner resistance, often with dysmorphophobic, sexual or aggressive contents” | „Ruminacje bez oporu wewnętrznego, często o treściach dysmorfofobicznych, seksualnych lub agresywnych”
7. „Unusual perceptual experiences including somatosensory (bodily) or other illusions, depersonalization or derealization” | „Niezwykłe doświadczenia percepcyjne, w tym iluzje somatosensoryczne (cielesne) lub inne, depersonalizacja bądź derealizacja”
8. „Vague, circumstantial, metaphorical, over-elaborate or often stereotyped thinking, manifested by odd speech or in other ways, without gross incoherence” | „Niejasne, drobiazgowe, metaforyczne, rozwlekłe lub często stereotypowe myślenie, manifestujące się dziwną mową bądź w inny sposób, bez rażącej inkoherencji”
9. „Occasional transient quasi-psychotic episodes with intense illusions, auditory or other hallucinations and delusion-like ideas, usually occurring without external provocation” | „Sporadyczne, przemijające epizody quasi-psychotyczne z intensywnymi iluzjami, halucynacjami słuchowymi lub innymi oraz ideami podobnymi do urojeń, zazwyczaj występujące bez zewnętrznej prowokacji”

Nie z tej Ziemi

Todd L. Grande, Ph.D (profesor nadzwyczajny Wilmington University w stanie Delaware w północnych USA, gospodarz popularnego wideobloga o zdrowiu psychicznym YouTube.com/user/RioGrande51) mówi, że głównymi objawami Schizotypal Personality Disorder są aberracje zwane ideami odniesienia. Człowiek doświadczający takich idei często miewa poczucie, iż wydarzenia ze świata zewnętrznego – pozornie niezwiązane z jego życiem osobistym – mają dla niego szczególne znaczenie. Pacjent cierpiący na STPD może np. odnieść wrażenie, że ponosi odpowiedzialność za tragedię opisywaną w mediach, gdyż wywołał ją swoimi negatywnymi myślami. Odczucie takie nigdy nie przeradza się jednak w bezkrytyczną, niezachwianą, urojeniową pewność. Idee odniesienia stanowią logiczną konsekwencję wiary w możliwość „zdalnego” wpływania na realia za pośrednictwem magii, telepatii lub konszachtów z istotami nadprzyrodzonymi. Jednostka schizotypowa egzystuje w fantastycznym uniwersum, gdzie przenikanie się sfery materialnej z niematerialną jest zawsze dopuszczalnym scenariuszem. Przypisuje sobie nadnaturalne dary, takie jak świetnie rozwinięta intuicja czy wrażliwość na subtelne przejawy paranormalnej aktywności. Osobnik z STPD nie tylko łączy ze sobą odległe fakty, ale także doznaje niesamowitych zniekształceń percepcyjnych. Nie są to, oczywiście, uporczywe halucynacje psychotyczne. Raczej złudzenia i przywidzenia, kuglarskie sztuczki umysłu spowodowane siłą sugestii, a w najgorszym wypadku – krótkotrwałe omamy wzrokowe bądź słuchowe (szybko znikające duchy, ciche szepty z zaświatów).

Nawiedzeni ekscentrycy

Według dr. T.L. Grandego, sama wiara w zagadnienia z kręgu New Age nie wystarcza do diagnozy Schizotypal Personality Disorder. Osoba schizotypowa – w przeciwieństwie do umiarkowanego zwolennika okultyzmu czy parapsychologii – wydaje się całkowicie pochłonięta swoimi niekonwencjonalnymi wierzeniami. Zaabsorbowanie ezoteryką/psychotroniką wywiera destrukcyjny wpływ na wszystkie dziedziny życia takiego zapaleńca. Człowiek dotknięty STPD wyróżnia się ponadto niecodziennym wyglądem, stylem wypowiedzi i sposobem reagowania na bodźce środowiskowe. Może on oryginalnie się ubierać (np. preferować czarne stroje, nosić powłóczyste płaszcze) albo sprawiać wrażenie zaniedbanego, pozbawionego gustu etc. Komentarze schizotypa mogą być dziwne zarówno pod względem formy, jak i treści. Nigdy nie obracają się one jednak w bezsensowną „sałatkę słowną”. Wielu ludzi cierpiących na Schizotypal PD ma problem ze swoją ekspresją emocjonalną bądź jej rażącym brakiem. Niektórzy potrafią szokować niepożądanymi społecznie reakcjami, choćby wybuchami śmiechu w mało zabawnych sytuacjach. Inni cechują się płaskim afektem – wiecznie obojętną twarzą pokerzysty. Pacjent schizotypowy chętnie wybiera samotność, ponieważ czuje się niekomfortowo w towarzystwie osób spoza najbliższej rodziny. Jest nieufnym, lękliwym, aspołecznym indywidualistą. Czasem daje się ponieść niepsychotycznej paranoi (definiowanej jako przesadna czujność, podejrzliwość i ostrożność w kontaktach interpersonalnych). 30% schizotypów ostatecznie zapada na schizofrenię lub inną przewlekłą chorobę z grupy psychoz.

Za króla Ćwieczka

Kenneth S. Kendler, MD („Diagnostic Approaches to Schizotypal Personality Disorder: A Historical Perspective” – „Schizophrenia Bulletin” 1985, Academic.oup.com/SchizophreniaBulletin) odnotowuje, że fenomen medyczny, który dzisiaj nazywamy schizotypowym zaburzeniem osobowości, intrygował specjalistów już na początku XX stulecia. Kategoria diagnostyczna STPD, chociaż oficjalnie wprowadzona do użytku dopiero w 1980 r., wywodzi się z dwóch wielopokoleniowych tradycji badawczych. Pierwszą z nich są studia nad jaskrawymi ekscentryzmami, jakie często przejawiają bliscy krewni schizofreników. Drugą – kliniczne opisy przypadków przypominających schizofrenię, ale niespełniających kryteriów autentycznej psychozy. Z istnienia osób schizotypowych zdawali sobie sprawę: Emil Kraepelin (ojciec nowoczesnej klasyfikacji psychiatrycznej) oraz Eugen Bleuler (twórca chwytliwego terminu „schizofrenia”). Dr Kendler cytuje fragment ósmego wydania podręcznika psychiatrii Kraepelina (1909): „Wśród braci i sióstr pacjentów znajdujemy uderzające osobowości, przestępców, cudaczne jednostki, prostytutki, samobójców, włóczęgów, zniszczone i zrujnowane istoty ludzkie”. A oto wyimek z monografii Bleulera o psychozie schizofrenicznej (1911): „Jeśli ktoś obserwuje krewnych naszych pacjentów, często znajduje w nich osobliwości, które są jakościowo identyczne z tymi występującymi u samych pacjentów, tak że choroba wydaje się tylko ilościowym pomnożeniem anomalii widocznych u rodziców i rodzeństwa”. Podobnych spostrzeżeń dokonywali lekarze B. Gadelius i A.J. Rosanoff (1910-1911).

Dwudziestolecie międzywojenne

Jak informuje dr Kenneth S. Kendler, pierwszym autorem, który szczegółowo opisał typ charakteru predysponujący do rozwoju schizofrenii, był niemiecki psychiatra Ernst Kretschmer (późniejszy nazista – członek wspierający SS i sędzia sądów eugenicznych maczający palce w ludobójczej akcji T4). Wedle teorii Kretschmera z 1921 r., istnieją na świecie ludzie obarczeni „temperamentem schizotymicznym”. I nie ma w tym absolutnie nic złego, ponieważ schizotymia – sama w sobie – stanowi normalny wariant ludzkiego usposobienia. Problem zaczyna się dopiero wówczas, gdy cechy schizotymiczne przyjmują postać wyolbrzymioną, jaką jest „osobowość schizoidalna”. Wielu schizofreników to osoby, które już wcześniej były schizoidami albo miały schizoidów w najbliższej rodzinie… Ernst Kretschmer rozumiał schizoidię bardzo szeroko. Wyróżniał kilka typów pacjentów schizoidalnych, zróżnicowanych pod względem emocjonalności i ekspresyjności. Oto podstawowa klasyfikacja schizoidów według Kretschmera (cytuję za Kendlerem): „1. Nietowarzyscy, cisi, powściągliwi, poważni (bez poczucia humoru), ekscentryczni”, „2. Płochliwi, nieśmiali, o delikatnych uczuciach, wrażliwi, nerwowi, pobudliwi, rozmiłowani w naturze i książkach”, „3. Ustępliwi, uprzejmi, szczerzy, indyferentni, bezbarwni, małomówni”. Jak widać, kretschmerowska „schizoidia” to prawdziwy termin-parasol. Niemiecki psychiatra wrzucał do jednego worka osoby, które dziś zapewne usłyszałyby diagnozę Schizotypal Personality Disorder (typ 1), Avoidant Personality Disorder (typ 2) lub Schizoid Personality Disorder (typ 3).

Połowa XX wieku

Teorie podobne do tych proponowanych przez Ernsta Kretschmera pojawiały się również po II wojnie światowej. Dr Kenneth Kendler zwraca uwagę na dorobek węgierskiego psychoanalityka Sandora Rado, który w 1953 r. posłużył się pojęciem „schizotypu” – „psychodynamicznej ekspresji schizofrenicznego genotypu”. Zgodnie z koncepcją Rado, ludzie schizotypowi (obciążeni genetycznie, zagrożeni schizofrenią) cechują się dwiema poważnymi wadami umysłowymi. Pierwszą z nich jest anhedonia, czyli upośledzona zdolność do odczuwania jakiejkolwiek przyjemności. Drugą – specyficzne zaburzenia świadomości własnego ciała. Zdaniem węgierskiego psychoanalityka, niepokojące symptomy dostrzegalne u pacjentów schizotypowych są tylko zewnętrznymi manifestacjami tych wrodzonych deficytów. Sandor Rado wymieniał wiele oznak „schizofrenicznego genotypu”, m.in. nadwrażliwość na odtrącenie, trudności w budowaniu więzi międzyludzkich, chroniczny gniew, zakłócenia kognitywne związane z niską odpornością na stres. W 1962 r. zabłysnął kolejny badacz przyczyn schizofrenii: amerykański psycholog kliniczny Paul E. Meehl. Stwierdził on, że niektórzy ludzie rodzą się z „defektem integracji nerwowej” prowadzącym do nagminnych zniekształceń poznawczych, lęków społecznych, anhedonii, ambiwalencji oraz poczucia dyskomfortu w relacjach towarzyskich. Meehl nazwał ten defekt „schizotaksją”, a jego nosicieli – „schizotypami” (zapożyczenie z piśmiennictwa Rado). Praktycznym skutkiem schizotaksji miał być szeroki wachlarz patologii niby-schizofrenicznych mogących ulec dekompensacji psychotycznej.

Schizofrenie ambulatoryjne

Z tego, co pisze dr Kenneth S. Kendler, wynika, że w pierwszej połowie XX stulecia zaburzenie schizotypowe bywało utożsamiane z samą schizofrenią. Do autorów, którzy prezentowali taki właśnie pogląd, należał Gregory Zilboorg – jankeski psychiatra, psychoanalityk i tłumacz literatury rosyjskojęzycznej (Żyd urodzony w Kijowie na Ukrainie, wysoki urzędnik Rządu Tymczasowego Rosji po antycarskiej Rewolucji Lutowej). W 1941 r. Zilboorg opublikował artykuł poświęcony „schizofreniom ambulatoryjnym”, czyli syndromom dającym się odróżnić od „zaawansowanej schizofrenii”. Przymiotnik „ambulatoryjny” wyraźnie sugeruje, iż interesujący nas badacz nie widział konieczności hospitalizacji osób schizotypowych (ciekawostka: w tamtych czasach nie znano jeszcze leków neuroleptycznych. Schizofrenicy byli zwykle umieszczani w szpitalach psychiatrycznych, gdzie próbowano ich kurować za pomocą snu, gorączek, śpiączek insulinowych, wstrząsów chemicznych, elektrowstrząsów, transfuzji krwi oraz leukotomii/lobotomii[1]). Gregory Zilboorg przedstawiał „schizofrenie ambulatoryjne” jako relatywnie łagodne choroby, w których nie występują urojenia ani halucynacje, lecz wciąż są obecne elementy „autystycznego lub dereistycznego myślenia”. Ludzie dotknięci tymi przypadłościami mieli być introwertyczni, obdarzeni wybujałą wyobraźnią, pełni wewnętrznego niepokoju. Zilboorg przypisywał im skrywaną nienawiść do otoczenia, hipochondrię tudzież perwersyjne fantazje seksualne. „Schizofrenicy ambulatoryjni” byli zdolni do pracy zarobkowej, ale nieufni i podejrzliwi w życiu prywatnym.

Schizofrenia pseudoneurotyczna
(schizofrenia rzekomonerwicowa)

Dr K.S. Kendler przybliża nam także koncepcję „schizofrenii pseudoneurotycznej/rzekomonerwicowej”, jaką propagował węgiersko-amerykański psychiatra Paul H. Hoch w latach 40. i 50. XX wieku (w roku 1949 napisał on stosowny tekst wraz z Philipem Polatinem, a w 1959 – wraz z Jamesem P. Cattellem). Hoch i jego koledzy utrzymywali, że istnieje pewna grupa pacjentów, którzy skarżą się na rozmaite objawy nerwicowe, lecz ich symptomy – zebrane w całość – dają obraz fenomenu przypominającego schizofrenię. U podstaw „schizofrenii rzekomonerwicowej” miał leżeć „pierwotny proces myślowy” podobny do schizofrenicznego, ale zdecydowanie mniej chorobliwy. Do istotnych elementów omawianego syndromu zaliczały się problemy z samooceną i postrzeganiem własnego ciała, anomalie afektywne (rozregulowany nastrój lub uderzający chłód emocjonalny), trudności w funkcjonowaniu społecznym, niepoukładana seksualność, ogólny chaos wewnętrzny (widoczny na zewnątrz). Jeśli chodzi o sprawy nerwicowe, to „schizofrenicy pseudoneurotyczni” prezentowali szeroką gamę psychopatologii: obsesje, fobie, uzależnienia, depersonalizacje i derealizacje, stany lękowe, epizody depresyjne, zaburzenia konwersyjne bądź neurasteniczne. Częste w tej populacji były czyny typu „acting-out” (spontaniczne incydenty o charakterze samopocieszenia, przynoszące tylko chwilową ulgę), przelotne psychozy oraz tendencje w kierunku wyolbrzymiania własnych przeżyć. Dr Kendler podkreśla, że żaden z pacjentów opisywanych przez Hocha i Polatina nie miał w rodzinie nikogo cierpiącego na pełnoobjawową schizofrenię.

Droga do STPD

Według dr. Kennetha S. Kendlera, ostatnim przystankiem na drodze do Schizotypal Personality Disorder okazał się konstrukt „schizofrenii pogranicznej” używany w latach 60. i 70. XX stulecia przez amerykańskiego neurobiologa Seymoura S. Kety’ego i jego współpracowników (nazwiska: David Rosenthal, Paul H. Wender, Fini Schulsinger, Bjorn Jacobsen). Kety et al. prowadzili w Danii badania nad zdrowiem psychicznym biologicznych krewnych adoptowanych schizofreników. Pragnęli oni ustalić, czy faktycznie istnieje jakiś genetyczny związek między kliniczną schizofrenią a lekkimi zaburzeniami schizopodobnymi. W celu wykrycia osób schizopodobnych zespół naukowców pod wodzą Seymoura S. Kety’ego opracował kategorię diagnostyczną „borderline schizophrenia” – „schizofrenia z pogranicza”. Głównym źródłem inspiracji do stworzenia tego konceptu była bleulerowska „schizophrenia latens” – „schizofrenia utajona”. Kety i spółka czerpali również z dorobku późniejszych autorów, takich jak Paul H. Hoch czy Helene Deutsch (polska Żydówka z Przemyśla, zachodnioeuropejska i północnoamerykańska psychoanalityczka, asystentka Zygmunta Freuda, która w 1942 r. ukuła termin „as-if personality” – „osobowość jak-gdyby”). Pojęciem „schizofrenii pogranicznej” zainteresowali się Robert L. Spitzer, Jean Endicott i Miriam Gibbon, którzy pod koniec lat 70. nieco je zmodyfikowali i przechrzcili na Schizotypal Personality Disorder (schizotypowe zaburzenie osobowości). Konstrukt STPD stał się oficjalną etykietą diagnostyczną w momencie publikacji nowatorskiego podręcznika DSM-III (1980)[2].

Schizotypal & Borderline

Z kuriozalnego tworu „borderline schizophrenia” wywodzi się jeszcze jedna kategoria medyczna stosowana przez specjalistów w procesie diagnostycznym. Jak nietrudno odgadnąć, chodzi tutaj o BPD – Borderline Personality Disorder (osobowość „z pogranicza”)[3]. Można zażartować, iż STPD i BPD to bliźniacze rodzeństwo – dzieci tych samych rodziców, urodzone dokładnie w tym samym czasie. Oczywiście, arbitralny podział „schizofrenii pogranicznej” na Schizotypal PD i Borderline PD nie przypadł do gustu wszystkim badaczom tematu. Robert L. Spitzer, MD i Jean Endicott, Ph.D („Justification for Separating Schizotypal and Borderline Personality Disorders” – „Schizophrenia Bulletin” 1979, Academic.oup.com/SchizophreniaBulletin) zawiadamiają o surowej krytyce, jaka wyszła spod pióra Johna G. Gundersona i Larry’ego J. Sievera. Otóż wspomniani panowie uznali rozgraniczenie STPD i BPD za mnożenie bytów ponad miarę. Zdaniem Spitzera i Endicott, uczynienie dwóch etykiet z jednego konstruktu było palącą koniecznością, gdyż w literaturze akademickiej „borderline” („pogranicze” psychozy) jest rozumiane w dwojaki sposób. Z jednej strony, przypina się tę łatkę ludziom prezentującym życiową „niestabilność” oraz „podatność na zranienie” (domena BPD). Z drugiej – wrzuca się do tego worka osoby, które zdradzają „pewne psychopatologiczne cechy przypominające schizofrenię rezydualną” (domena STPD). Robert L. Spitzer i Jean Endicott przekonują, iż nowe opcje diagnostyczne minimalizują ryzyko zbędnych nieporozumień. Innowacja ta leży w interesie pacjentów, lekarzy i uczonych.

Marsjanie a Wenusjanki

Thomas H. McGlashan, MD i Karen K. Bardenstein, Ph.D („Schizotypal Personality Disorder: Gender Differences” – „Journal of Personality Disorders” 1988, GuilfordJournals.com/loi/pedi) analizują podobieństwa i różnice, jakie udało im się odkryć u mężczyzn i kobiet dotkniętych schizotypowym zaburzeniem osobowości. Pierwsze spostrzeżenie, o którym wypada napomknąć, to fakt, że zdolności intelektualne obu grup chorych wykraczają ponad przeciętność. Wśród jegomościów z STPD trafiają się dżentelmeni wybitnie inteligentni. Tym, co odróżnia schizotypów od schizotypiar, jest przede wszystkim stopień uspołecznienia. Faceci cierpiący na Schizotypal Personality Disorder wydają się bardziej schizoidalni niż facetki obarczone tą samą przypadłością. Już w młodym wieku uchodzą oni za wyalienowanych samotników. Kobiety z STPD częściej prezentują zachowania przywodzące na myśl Borderline Personality Disorder. Nie izolują się one aż tak jak mężczyźni, ale ujawniają wyraźne trudności w budowaniu prawidłowych relacji międzyludzkich. Ogólne funkcjonowanie schizotypowych pań jest oceniane dosyć wysoko. W skali Lestera B. Luborsky’ego (Health-Sickness Rating Scale, 1962 r.) uzyskują one średnio 78 punktów na 100 możliwych. Tymczasem schizotypowi panowie mają problem ze zdobyciem nawet 50 punktów (przeciętny wynik: 48/100). Thomas H. McGlashan i Karen K. Bardenstein nie przeczą, że ich ustalenia mogą być miarodajne tylko w odniesieniu do białych, hospitalizowanych psychiatrycznie obywateli z klasy średniej. Tacy właśnie pacjenci przeważali w dobranej próbie badawczej.

Geny to nie wszystko!

Adrian Raine, Ph.D („Schizotypal Personality: Neurodevelopmental and Psychosocial Trajectories” – „Annual Review of Clinical Psychology” 2006, AnnualReviews.org/journal/clinpsy) zaznacza, że chociaż geny odgrywają niebagatelną rolę w etiologii zaburzeń ze spektrum schizofrenii, istotne są także czynniki środowiskowe oddziałujące na daną jednostkę od momentu poczęcia. Głównym niebezpieczeństwem dla obciążonego genetycznie płodu są pospolite infekcje sezonowe tudzież ekspozycja brzemiennej kobiety na niskie temperatury. Z badań przeprowadzonych na Mauritiusie wynika, że wirus grypy – atakujący matkę w piątym miesiącu ciąży – może być współodpowiedzialny za pozytywne objawy schizotypii u podatnego potomka. Negatywne symptomy STPD wydają się zaś dodatnio skorelowane z wystawieniem organizmu na chłód w drugim trymestrze ciąży. Do snucia podobnych wniosków skłaniają badania zrealizowane w Finlandii. Okazuje się, że w kraju św. Mikołaja grypa sezonowa – dopadająca niewiastę w szóstym miesiącu stanu błogosławionego – jest współwinna rozwoju cech schizotypowych u predysponowanego dziecka. Badania angielskie i kanadyjskie sugerują ogromną rolę komplikacji porodowych oraz anomalii położniczych w wywoływaniu schizotypii i schizoidii. Badania holenderskie wskazują niedożywienie w okresie prenatalnym jako czynnik ryzyka „schizoidalności” w znaczeniu z lat 40. XX wieku (mowa o dzisiejszych kategoriach: Schizoid PD, Schizotypal PD i Avoidant PD). Badania szkockie demaskują związek między sztucznym karmieniem noworodka a schizotypią, schizoidią i schizofrenią.

STPD w popkulturze

Doktorantka psychologii Ana (jankeska wideoblogerka rumuńskiego pochodzenia, założycielka psychoedukacyjnego kanału YouTube.com/channel/UCOxhlNofmYH-MRC36TURUGw) uważa, że dobrym przykładem postaci fikcyjnej ze schizotypowym zaburzeniem osobowości jest Luna „Pomyluna” Lovegood – ekscentryczna przyjaciółka Harry’ego Pottera ukazana po raz pierwszy w powieści „Harry Potter i Zakon Feniksa” (2003) Joanne Kathleen Rowling. Luna była marzycielską, introwertyczną, odepchniętą przez rówieśników nastolatką, która – w pewnym sensie – żyła we własnym świecie. Miała ona niebanalne zainteresowania oraz cudaczne upodobania w kwestii przyodziewku. Co więcej, doświadczała niestandardowych zjawisk percepcyjnych. Należała jednak do domu Ravenclaw w Hogwarcie (uznawanego za tamtejszą kuźnię talentów, optymalne miejsce dla wyjątkowo uzdolnionych uczniów). Moim zdaniem, reprezentatywną egzemplifikacją Schizotypal Personality Disorder w kulturze masowej jest również Lydia Deetz, młodociana bohaterka komediohorroru „Sok z Żuka” (1988) w reżyserii Tima Burtona. Ta mroczna, gotycka dziewczyna – rozmawiająca z duchami poprzednich właścicieli swojej posiadłości – sama określiła siebie mianem „dziwnej i niezwykłej” („I, myself, am strange and unusual”). Cechy STPD ujawniał ponadto Tobias z fantastycznonaukowego cyklu powieściowego „Animorphs” (1996-2001) Katherine Alice Applegate. Pozwolę sobie zacytować fragment wstępnego tomu owej serii (przekład Marka Karpińskiego datowany na rok 2000). Jest to wyimek dotyczący lądowania UFO na opuszczonej budowie centrum handlowego:

„Pierwszy zobaczył to coś Tobias. Szedł z uniesioną głową i wpatrywał się w gwiazdy. Taki właśnie był – dziwny, zatopiony we własnym świecie marzeń. Nagle zatrzymał się w pół kroku i podniósł rękę, wskazując na niebo wprost nad naszymi głowami.
– Patrzcie – szepnął.
– Co jest? – spytałem, zirytowany, że opóźnia marsz. Zdawało mi się, że słyszę za plecami kroki seryjnego mordercy z piłą łańcuchową.
– Sam zobacz – powiedział dziwnym głosem Tobias. Brzmiały w nim zdumienie i powaga. (…)
Tobias uśmiechał się, ale z niego zawsze było dziwadło. Nigdy się nie bał dziwnych rzeczy, a raczej tego, co normalne.
– Zaraz wyląduje – oznajmił rozradowany. Oczy błyszczały mu z podniecenia, a długie jasne włosy były nastroszone”

K.A. Applegate, „Animorphs. Inwazja”
(wydaw. Egmont Polska, Warszawa 2001)

Zamiast zakończenia

Czytelnikom, którym spodobał się niniejszy artykuł, polecam moje wcześniejsze teksty poświęcone perturbacjom osobowościowym z klastrów „A” i „C” DSM-5: „Schizoidia i schizoidzi. Czym jest osobowość schizoidalna?” (materiał o Schizoid Personality Disorder, listopad 2019 r.), „Anankastia i anankaści. Czym jest osobowość anankastyczna?” (materiał o Obsessive-Compulsive Personality Disorder, grudzień-styczeń 2019/2020 r.), „AvPD. Podtyp schizoidii czy głęboka fobia społeczna?” (materiał o Avoidant Personality Disorder, luty-marzec 2020 r.), „Paranoja i paranoicy. Czym jest osobowość paranoiczna?” (materiał o Paranoid Personality Disorder, kwiecień-maj 2020 r.). Każda z wymienionych publikacji jest ogólnodostępna w cyberprzestrzeni (Njnowak.blogspot.com, Njnowak.wordpress.com, Njnowak.tumblr.com, Njnowak.livejournal.com, Njnowak.altervista.org).

Jeśli chodzi o mnie, to mam stwierdzoną osobowość anankastyczno-unikającą (OCPD + AvPD) z subklinicznymi cechami schizoidalnymi, zależnymi, narcystycznymi oraz „depresyjnymi” (Depressive/Melancholic Personality Disorder – niekanoniczna, proponowana etykieta diagnostyczna). Gdy miałam 18 lat, podejrzewano u mnie również Schizotypal PD. Chyba mogę powiedzieć, że „byłam podejrzana, lecz niczego mi nie udowodniono” (cha, cha, cha!). Z drugiej strony… Stare porzekadło głosi: „Kto się wróblem urodził, kanarkiem nie umrze”. Osobowość unikająca – zupełnie jak schizotypowa, schizoidalna i paranoiczna – bywa niekiedy zaliczana do zaburzeń ze spektrum schizofrenii. Pisali o tym David L. Fogelson, Keith H. Nuechterlein, Robert A. Asarnow, Diana L. Payne, Kenneth L. Subotnik, Kristen C. Jacobson, Michael C. Neale i Kenneth S. Kendler w opracowaniu zatytułowanym „Avoidant personality disorder is a separable schizophrenia-spectrum personality disorder even when controlling for the presence of paranoid and schizotypal personality disorders: The UCLA family study” („Schizophrenia Research” 2007, ScienceDirect.com/journal/schizophrenia-research)[4].

Trzeba odnotować, iż przyszłam na świat zimą (19 lutego 1991 r.), w ósmym miesiącu życia płodowego, przez cesarskie cięcie. Pochodziłam z ciąży zagrożonej, byłam nieprawidłowo ułożona w macicy, a w okresie niemowlęcym zazwyczaj piłam mleko z butelki. Od urodzenia mam też duże problemy ze snem i zasypianiem. Już jako małe dziecko (czytaj: niemowlę) cierpiałam na bezsenność, w szkole średniej spałam dosłownie 2-3 godziny na dobę, a po studiach wyższych (oczywiście, zaocznych, gdyż panicznie bałam się akademika/stancji/współlokatorstwa[5]) popadłam w ekstremalne zaburzenia rytmu dobowego. W wieku nastoletnim pojawiły się u mnie parasomnie, takie jak bruksizm (nieświadome zaciskanie zębów przez sen, skutkujące recesjami dziąsłowymi, ubytkami klinowymi siekaczy bocznych i dysfunkcją stawu skroniowo-żuchwowego) czy „zespół eksplodującej głowy” – „exploding head syndrome” (sporadyczne halucynacje słuchowe występujące podczas usypiania: pojedynczy głos wykrzykujący moje imię i gwałtownie wyrywający mnie z letargu). Od jesieni 2018 r. biorę leki psychotropowe, albowiem naturalne tabletki ziołowe nigdy nie pomagały mi zasnąć. Neuroleptyki – wspomagane przeciwhistaminową prometazyną – „robią” mi za proszki nasenne. Poza tym, zażywam antydepresanty z grupy SSRI na objawy agorafobii, socjofobii i nerwicy natręctw. Opłakane konsekwencje bruksizmu zmuszają mnie do bezterminowego korzystania z usług periodontologa (od 2012 r.), ortodonty (od 2013 lub 2014 r.) i fizjoterapeuty (od 2016 r.).

Natalia Julia Nowak,
czerwiec-lipiec 2020 r.

PS. Według dr. Todda Grandego, ze schizotypowym zaburzeniem osobowości mogli/mogą się zmagać następujący zbrodniarze: Jeffrey Dahmer (seryjny morderca, nekrofil, „kanibal z Milwaukee”) i James Holmes (naśladowca fikcyjnego Jokera – antagonisty Batmana, sprawca strzelaniny na premierze filmu „Mroczny Rycerz powstaje” w mieście Aurora w stanie Kolorado). Wypada nadmienić, że u Dahmera dopatrywano się także Borderline Personality Disorder (i kilku innych patologii umysłowych). Jak już ustaliliśmy, współczesne konstrukty STPD i BPD wywodzą się z historycznego konceptu „schizofrenii pogranicznej” – „borderline schizophrenia” autorstwa Seymoura Kety’ego i jego towarzyszy.

PRZYPISY

[1] Wartościowe materiały o dziejach branży psychiatrycznej: Andrzej Kapusta, „Psychiatria XX wieku w Europie Zachodniej i USA: próba retrospekcji” („Kwartalnik Historii Nauki i Techniki” 2003, Bazhum.muzhp.pl), Tomasz Zyss, Robert T. Hese, Andrzej Zięba, „Terapia wstrząsowa w psychiatrii – rys historyczny” („Psychiatria Polska” 2008, PsychiatriaPolska.pl), Eric D. Peselow, Kishor Malavade, R. Sandlin Lowe, Ira Glick, „Historyczne oraz alternatywne metody leczenia w psychiatrii” („Psychiatria po Dyplomie” 2009, PoDyplomie.pl/pspd), Patric Blomstedt, Marwan I. Hariz, „A short history of psychiatric neurosurgery” (edukacyjna prezentacja multimedialna, 2018, YouTube.com/channel/UCB-a7tGats7X9P3kthfQ9nA), Patric Blomstedt, „Maurice Ducosté. The inventor of lobotomy” (edukacyjna prezentacja multimedialna, 2020, YouTube.com/channel/UCB-a7tGats7X9P3kthfQ9nA), Sundararajan Rajagopal, „Psychiatry Lecture: History of Psychiatry”, „Psychiatry Lecture: Physical Treatments in Psychiatry” (edukacyjne prezentacje multimedialne, 2015-2017, YouTube.com/channel/UCVZhg8unEqo0XUm8cHAIwbA).

[2] Nie zaszkodzi napomknąć, że w DSM-II (1968) obecna była kategoria „schizophrenia, latent type” – „schizofrenia, typ utajony”. Natomiast w DSM-I (1952) widniał mętny termin „schizophrenic reaction, chronic undifferentiated type” – „reakcja schizofreniczna, przewlekły typ niezróżnicowany”. Cyfrową kopię podręcznika DSM-II można znaleźć na stronie internetowej „Mad in America” (MadInAmerica.com/wp-content/uploads/2015/08/DSM-II.pdf). Księga DSM-I została zaś udostępniona w serwisie „Turk Psikiyatri” (TurkPsikiyatri.org/arsiv/dsm-1952.pdf).

[3] W międzynarodowej klasyfikacji chorób ICD-10 (ICD.WHO.int/browse10/2019/en) formalnym odpowiednikiem Borderline Personality Disorder jest „osobowość chwiejna emocjonalnie”, czyli Emotionally Unstable Personality Disorder – EUPD (F60.3). Konstrukt EUPD dzieli się na dwa podtypy: „impulsywny” („impulsive” – F60.30) i „pograniczny” („borderline” – F60.31). Aby można było rozpoznać „osobowość chwiejną emocjonalnie typu pogranicznego”, pacjent musi spełniać co najmniej trzy kryteria przewidziane dla typu impulsive, a do tego minimum dwa kryteria zarezerwowane dla typu borderline (zobacz: WHO.int/classifications/icd/en/GRNBOOK.pdf). W Stanach Zjednoczonych, gdzie klinicyści korzystają z podręczników DSM-5 i ICD-10-CM, nie stosuje się etykiety „osobowość chwiejna emocjonalnie typu impulsywnego”. Całe pojęcie EUPD (F60.3) jest tam utożsamiane z Borderline Personality Disorder. Księga ICD-10-CM, federalna adaptacja ICD-10, nie zawiera kodów F60.30 i F60.31 (dowód: ICD.codes/icd10cm/F603). Jeżeli chodzi o Chińską Republikę Ludową, która używa lokalnego podręcznika CCMD-3 (Chinese Classification of Mental Disorders, Third Edition), to akceptowanym ekwiwalentem BPD/EUPD jest tam IPD, tzn. Impulsive Personality Disorder – „impulsywne zaburzenie osobowości” (źródło: Jie Zhong, Freedom Leung, „Diagnosis of Borderline Personality Disorder in China: Current Status and Future Directions” – „Current Psychiatry Reports” 2009, ResearchGate.net).

[4] Maszynopis artykułu jest dostępny – za darmo i bez cięć – w serwisie National Center for Biotechnology Information (NCBI to wydział jankeskiej biblioteki National Library of Medicine, która podlega rządowej agencji zdrowia publicznego National Institutes of Health): Ncbi.nlm.nih.gov/pmc/articles/PMC1904485

[5] Niewtajemniczonych wtajemniczam, zapominalskim przypominam: od starszych klas podstawówki aż do egzaminu maturalnego doświadczałam bullyingu – dokuczania, wyszydzania, upokarzania – ze strony rozwydrzonych niedorostków, którym przeszkadzało moje wzorowe zachowanie, skromny ubiór, surowe obyczaje i intelektualne zainteresowania (np. czytanie książek na przerwach w szkole, uważne słuchanie nauczycieli podczas zajęć dydaktycznych). W połowie II klasy LO życzliwi dorośli – świadomi mojego pogarszającego się stanu emocjonalnego – przyznali mi nauczanie indywidualne, czyli prawo do edukacji w oddzielnej sali lekcyjnej. Po tym wszystkim, co przeżyłam jako uczennica, nawet nie chciałam słyszeć o mieszkaniu pod jednym dachem z balującą młodzieżą ze studiów dziennych (ani z innymi obcymi ludźmi!). Rozumiałam przecież, że studenteria jest niewiele starsza od gimbazy i licbazy, ale pełnoletnia (uprawniona m.in. do kupowania alkoholu) i wyrwana spod kontroli rodzicielskiej. Moje traumy szkolne częściowo przyczyniły się do tego, iż nigdy nie umówiłam się z nikim na rendez-vous. Bardzo wcześnie dotarło do mnie, że w XXI stuleciu randkowanie zupełnie mija się z celem, albowiem żaden kawaler – który w wieku 13 lat oglądał pornosy zamiast dobranocek – nie będzie skłonny poczekać z seksem do ślubu. A ja jestem grzeczną dziewczynką i strasznie mi zależy na utrzymaniu tego chwalebnego statusu. Uważam, że miłość do mężczyzny nigdy nie powinna być silniejsza niż miłość do własnej cnoty. Lepiej stracić chłopaka aniżeli cześć panieńską. Adoratorów można mieć – w ciągu całego żywota – nieskończenie wielu, ale dziewictwo ma się tylko jedno. Reputacja niewieścia to sprawa honorowa. Nie należy stawiać miłości ponad honorem.

 

Paranoja i paranoicy. Czym jest osobowość paranoiczna?

„Każdy ukrywa coś z tyłu głowy,
każdy chowa coś w rękawie, tak.
Wszyscy są mocno splątani –
– najciaśniej, jak tylko potrafią.
I każdy z nich
próbuje mnie udusić, tak. (…)

Każdemu z nich
zjadliwe plotki kapią z języka.
Wszyscy nie mogą się doczekać,
aż zobaczą mnie uciekającego, tak.
Każdy ma nabitą historyjkę
i przyjmuję za fakt,
iż wszyscy widzą tarczę strzelniczą
na moich plecach, tak.

Węszę spisek. Ciągle o mnie kłamią.
Prześladują mnie. Widzę was tutaj.
Czy wy nie wiecie, że dokarmiacie
moją paranoiczną osobowość?!”

Alice Cooper – „Paranoiac Personality”
[z płyty „Paranormal”, 2017 r.,
tłumaczyła Natalia Julia Nowak]

Kategoria do likwidacji

Paranoiczne zaburzenie osobowości (Paranoid Personality Disorder – PPD, F60.0 w międzynarodowej klasyfikacji chorób ICD-10) jest jednym z najsłabiej zbadanych syndromów znanych współczesnej psychiatrii. Zgodnie z tym, co mówi amerykański naukowiec Todd L. Grande, Ph.D (profesor nadzwyczajny Wilmington University w miasteczku New Castle w stanie Delaware, aktywny psychoedukator występujący na kanale YouTube.com/user/RioGrande51), kategoria PPD została uwzględniona we wszystkich wydaniach jankeskiego podręcznika diagnostyczno-statystycznego DSM. Niestety, jej użyteczność kliniczna coraz częściej bywa kwestionowana. Po pierwsze: literatura akademicka dotycząca Paranoid Personality Disorder jest niesłychanie uboga, ponieważ ludzie z tym zaburzeniem psychicznym zwykle nie chcą współpracować z służbą zdrowia. Po drugie: niemal cały konstrukt osobowości paranoicznej mieści się w szerszym, nowocześniejszym pojęciu zaburzeń schizotypowych (Schizotypal Personality Disorder – STPD). Po trzecie: kryteria diagnostyczne F60.0 częściowo pokrywają się z kryteriami diagnostycznymi chorobliwego narcyzmu (Narcissistic Personality Disorder – NPD). Po czwarte: osobowość paranoiczna w czystej formie należy do rzadkości, albowiem 75% pacjentów cierpiących na PPD ujawnia również inne perturbacje osobowościowe (zazwyczaj schizotypowe – STPD, schizoidalne – SPD, unikające – AvPD, narcystyczne – NPD lub pograniczne/borderline – BPD). Po piąte: F60.0 to problem łatwy do przeoczenia, gdyż myślenie paranoiczne może towarzyszyć wielu anomaliom umysłowym, od PTSD aż po ChAD.

Kryteria diagnostyczne ICD-10,
WHO.int/classifications/icd/en/GRNBOOK.pdf
[przełożyła Natalia Julia Nowak]

1. „Excessive sensitivity to setbacks and rebuffs” („Nadmierna wrażliwość na porażki i odmowy”)
2. „Tendency to bear grudges persistently, e.g. unforgiveness of insults, injuries or slights” („Skłonność do uporczywego trzymania urazy, np. niewybaczania obelg, zranień czy lekceważenia”)
3. „Suspiciousness and a pervasive tendency to distort experience by misconstruing the neutral or friendly actions of others as hostile or contemptuous” („Podejrzliwość oraz całościowa tendencja do zniekształcania doświadczeń poprzez błędne interpretowanie neutralnych lub przyjaznych działań innych ludzi jako wrogich bądź pogardliwych”)
4. „A combative and tenacious sense of personal rights out of keeping with the actual situation” („Bojowe i wytrwałe poczucie osobistych praw, nieadekwatne do rzeczywistej sytuacji”)
5. „Recurrent suspicions, without justification, regarding sexual fidelity of spouse or sexual partner” („Nawracające podejrzenia, niedające się usprawiedliwić, w kwestii seksualnej wierności współmałżonka czy partnera seksualnego”)
6. „Persistent self-referential attitude, associated particularly with excessive self-importance” („Uporczywe nastawienie ksobne, związane szczególnie z nadmiernym poczuciem własnej ważności”)
7. „Preoccupation with unsubstantiated ‘conspiratorial’ explanations of events around the subject or in the world at large” („Zaabsorbowanie bezpodstawnymi ‘spiskowymi’ wyjaśnieniami wydarzeń wokół siebie lub w szerokim świecie”)

Mizantropia stosowana

Według dr. Todda L. Grandego, człowiek dotknięty paranoicznym zaburzeniem osobowości cechuje się ekstremalną podejrzliwością, nieufnością oraz wrogością wobec gatunku Homo sapiens. Osobnik taki wychodzi z założenia, że istoty ludzkie są z gruntu niegodziwe, a ich motywy – brudne i cyniczne. Uważa, iż nikomu nie można wierzyć, ponieważ każdy może się okazać zdrajcą, szpiegiem lub oszustem. Paranoik „patrzy na ręce” wszystkim ludziom ze swojego otoczenia: rodzinie, znajomym, sąsiadom, wspólnikom. Niestrudzenie szuka na nich „haków”, aby móc bez skrupułów naciągać fakty pod tezę. W uniwersum PPD obowiązuje „domniemanie winy”. Jeśli ktoś nieumyślnie wyrządza choremu szkodę, to zostaje przezeń oskarżony o celowe działanie w złej wierze. Jednostka paranoiczna nigdy nie przebacza realnych ani wyimaginowanych krzywd. Chętnie wypomina bliźnim dawne potknięcia, a nawet dąży do odwetu za doznane urazy. Z wiedzy dr. T.L. Grandego wynika, że Paranoid Personality Disorder to jedno z niewielu zaburzeń osobowości, które wiążą się z podwyższonym ryzykiem zachowań agresywnych względem innych ludzi[1]. Pacjent cierpiący na F60.0 może stosować groźby karalne albo uprawiać szeroko pojęty stalking. Rękoczyny? Człowiek paranoiczny raczej nie zaatakuje nikogo z zimną krwią. Gdyby jednak został wyprowadzony z równowagi, mógłby wdać się w bójkę ze swoim winowajcą. Paranoik żyjący w stałym związku intymnym zazwyczaj jest szalenie zazdrosny o swoją „drugą połowę”. A stąd już tylko krok do ciągłego kontrolowania ukochanej osoby (w poszukiwaniu dowodów ewentualnej zdrady).

Błędne koło

Jak twierdzi dr Todd L. Grande, ludzie dotknięci Paranoid Personality Disorder nie są zupełnie aspołeczni. Pod tym względem różnią się od jednostek schizoidalnych i schizotypowych (PPD, SPD i STPD to trzy zaburzenia osobowości zawarte w klastrze „A” psychiatrycznego podręcznika DSM-5. Wspólnym mianownikiem tych syndromów jest ich „dziwaczny” i „ekscentryczny” charakter)[2]. Większość paranoików wcale nie ma pustelniczej natury ani skłonności do wyruszania na duchową emigrację. Dlaczego więc pacjenci z F60.0 tak często bywają wyalienowani? Ano, dlatego, że zrażają do siebie całe otoczenie społeczne. Ten, kto widzi w innych farbowane lisy, sam w końcu zaczyna być postrzegany jako wilk w owczej skórze. Osoby paranoiczne nieświadomie prowokują bliźnich do negatywnych reakcji, a potem utwierdzają się w przekonaniu, iż od samego początku miały rację (tzn. przejrzały wszystkich na wylot). Paranoik to osobnik, do którego bardzo trudno się zbliżyć. Unika on głośnego wyrażania swoich myśli oraz podawania obszernych informacji na swój temat. Wyznaje bowiem zasadę „wszystko, co powiesz, może być wykorzystane przeciwko tobie”. Jednostka cierpiąca na PPD nie lubi się zbytnio uzewnętrzniać, lecz kiedy inni ludzie próbują coś o niej wyartykułować, ta nierzadko traktuje to jako zamach na swoją reputację (postawa defensywna, konfrontacyjna). Człowiek paranoiczny uchodzi w swoim środowisku za kogoś chłodnego, oschłego, surowego i zgryźliwego. Może jednak dobrze funkcjonować w grupie osób o podobnych zapatrywaniach, np. wśród zwolenników spiskowej teorii dziejów.

Obraza majestatu

Dr n. med. Sławomir Murawiec (psychiatra, psychoterapeuta, publicysta portalu „Medycyna Praktyczna” – MP.pl) odnotowuje, iż ludzie z F60.0 generalnie nie widzą w swoim postępowaniu niczego zdrożnego. Nie uważają się oni za paranoików, toteż nie szukają dla siebie fachowej pomocy. Jeśli trafiają do poradni specjalistycznej, to zwykle dlatego, że ktoś inny zmusił ich do poddania się profesjonalnym badaniom. Czasem jednak chory wpada we własne sidła. Idzie do psychiatry lub psychologa, żeby poprosić o radę w sprawie innej osoby, a przypadkiem dowiaduje się, iż to on jest źródłem zgłaszanego problemu. Zdaniem dr. S. Murawca, ludzie paranoiczni są wyjątkowo niewdzięcznymi pacjentami. Rozpoznanie zaburzenia i propozycję psychoterapii/farmakoterapii często odbierają jako niewybredny afront. Opinia diagnosty jawi im się jako zniewaga, patologizacja krytycznego myślenia albo próba zdyskredytowania antyreżimowej opozycji. Człowiek z PPD, któremu zaoferowano potrzebne leczenie, może gniewnie odrzucić pomocną dłoń. Jeżeli – mimo wszystko – zdecyduje się on współpracować ze specjalistą, raczej nie będzie to oznaczało końca kłopotów. Dr Sławomir Murawiec pisze: „Pacjent z osobowością o typie paranoicznym może się bardzo łatwo poczuć źle traktowany jako pacjent, nieszanowany, niezrozumiany, a nawet niesłusznie oskarżany lub oszukany. (…) Bywa, że kontakt takiej osoby z profesjonalistami ochrony zdrowia jest gwałtownie zrywany, kiedy pacjent ostatecznie utraci do nich zaufanie; czasami kieruje w tych okolicznościach pod ich adresem różne skargi i roszczenia”.

Społeczna dżungla

Mgr Małgorzata Strzałkowska (psycholog, psychoterapeutka, współtwórczyni serwisu ZaburzeniaOsobowosci.pl będącego pobocznym projektem Fundacji im. Boguchwała Winida na Rzecz Rozwoju Psychoterapii Psychoanalitycznej) przybliża nam hipotetyczną genezę Paranoid Personality Disorder. Wedle tej autorki, do wystąpienia F60.0 u syna/córki nierzadko przyczyniają się apodyktyczni rodzice. Chodzi tutaj o dorosłych, którzy wychowują swoją latorośl „w atmosferze lęku oraz podejrzliwości wobec świata i innych ludzi”. Opiekunowie tacy ukazują rzeczywistość społeczną jako pełną niebezpieczeństw, a jednocześnie ignorują potrzeby emocjonalne potomstwa i nie pozwalają mu otwarcie użalać się nad sobą. „W ten sposób powstaje u nich [dzieci – przypis NJN] wzorzec braku podstawowego zaufania do innych. Dziecko uczy się również, że wszystko, co wiąże się ze słabością, jest godne potępienia i pogardy, dlatego trudno mu później zaakceptować jakiekolwiek negatywne cechy u siebie” – tłumaczy mgr M. Strzałkowska. Paranoik wkracza w dorosłe życie z przeświadczeniem, że jest silny, twardy, prawy i sprawiedliwy. Jego egzystencja staje się dramatyczną walką o przetrwanie w środowisku imitującym amazońską dżunglę. Człowiek dotknięty PPD postrzega siebie jako rycerza bez skazy, któremu przyszło stawiać czoło zdegenerowanemu otoczeniu. Nie ufa on ludziom piastującym kierownicze stanowiska, toteż gromko domaga się niezależności i respektowania swoich swobód obywatelskich. Chce być panem własnego losu, gdyż w głębi serca czuje się uciśnioną ofiarą systemu (trauma z dzieciństwa!).

Narcyzi? Anankaści?

Na stronie internetowej „Emocje: życie warte przeżycia” (Emocje.pro) znajdujemy obszerną publikację „Osobowość Paranoiczna. Paranoid Personality Disorder. PPD” składającą się z dwóch treściwych rozdziałów: miniatury literackiej lub studium przypadku (pióra Moniki Rutke) oraz wyczerpującego omówienia F60.0 na tle innych perturbacji osobowościowych (pióra Marii Czarneckiej). Szczególnie ciekawa jest ta druga wypowiedź pisemna, w której zostały przedstawione m.in. podobieństwa i różnice między PPD a NPD. „Osoba paranoiczna, w przeciwieństwie do osoby narcystycznej, nie jest podatna na pochlebstwa i nie przekonuje się do innych ludzi – wyjaśnia Maria Czarnecka. – Osoba paranoiczna jest oddana tylko wobec osób lojalnych i o tym samym systemie wartości, zaś osoba narcystyczna jest w stanie wykorzystać każdego, aby zaspokoić swoje potrzeby. Osoba narcystyczna spodziewa się ze strony innych podziwu, zaś osoba paranoiczna spisku i sabotażu”. Twórczyni cytowanego tekstu podejmuje także próbę porównania PPD z OCPD (osobowością anankastyczną, czyli obsesyjno-kompulsywną). „Obie są racjonalne oraz mocno kontrolujące siebie i innych. Obie mają sztywne przekonania, które zniekształcają rzeczywistość na poziomie procesów uwagi i przetwarzania informacji” – notuje Czarnecka. Na czym więc polega różnica dzieląca te dwa fenomeny? Otóż anankaści nie mają większych problemów z podporządkowaniem się władzom państwowym czy przełożonym w miejscu pracy. Natomiast paranoicy to wieczni dysydenci, którzy widzą w swoich zwierzchnikach skorumpowanych kłamców i krwiopijców.

Norma? Psychoza?

Mgr Lucyna Muraszkiewicz (psycholog kliniczna, długoletnia pracownica Instytutu Psychiatrii i Neurologii w Warszawie, dociekliwa blogerka poruszająca tematykę zdrowia psychicznego – SalusProDomo.pl/blog) zapewnia, że nie każdy skryty i sceptyczny człowiek musi być od razu pełnoobjawowym paranoikiem. Tak naprawdę, etykietka F60.0 przysługuje tylko tym delikwentom, których nawyki mentalne rażąco wykraczają poza ramy zdrowego rozsądku. „Za odmianę osobowości paranoicznej mieszczącą się w granicach normy można uznać tak zwany styl czujny – stwierdza mgr L. Muraszkiewicz. – Osoby o stylu czujnym podchodzą do innych z rezerwą i ostrożnością, zwracają uwagę na to, co i jak inni mówią, wychwytują podteksty, są wyczulone na niuanse konwersacji. Jednak nie odrzucają nikogo na podstawie podejrzeń, nie doszukują się lekceważenia, a gdy kogoś poznają, cenią sobie i szanują zaufanie, lojalność i szczerość”. Z drugiej strony, pacjentów dotkniętych PPD nie wolno stawiać w jednym szeregu z nieszczęśnikami cierpiącymi na urojenia prześladowcze. Skrzywienia charakteru i stany psychotyczne to dwie różne rzeczy, chociaż eksperci dowodzą pokrewieństwa między F60.0 a schizofrenią paranoidalną (F20.0) i uporczywymi zaburzeniami urojeniowymi (F22). Mgr Lucyna Muraszkiewicz: „Jeszcze inne badania wskazują na silniejszy genetyczny związek pomiędzy paranoicznym zaburzeniem osobowości a zaburzeniami urojeniowymi, niż obu tymi postaciami a schizofrenią paranoidalną. Klinicyści podkreślają, że dekompensacja osobowości paranoicznej może mieć formę psychozy paranoidalnej”[3].

Homo toxicus

Ramani Durvasula, Ph.D (psycholog kliniczna, naukowiec-dydaktyk Uniwersytetu Stanu Kalifornia w Los Angeles, czołowa gwiazda wirtualnej telewizji „MedCircle” – YouTube.com/channel/UCyGOloOIJWt8NlE4tnejQeA) nie pochwala używania wyrazu „paranoja” w kontekście przesadnej czujności i podejrzliwości względem istot ludzkich. Zdaniem uczonej, słowo to powinno być zarezerwowane wyłącznie dla epizodów psychotycznych, kiedy to chory traci kontakt z rzeczywistością i nie odróżnia faktów od fikcji. Zachowanie osób dotkniętych F60.0 należałoby raczej nazywać nadwrażliwością/przewrażliwieniem. Dr R. Durvasula mówi, że jednostki z Paranoid Personality Disorder potrafią mocno zatruwać życie rozsądnej części społeczeństwa. Chodzi tutaj zwłaszcza o tych pacjentów, którzy dochrapali się stanowisk decyzyjnych, takich jak menedżer czy dyrektor zakładu pracy. Paranoik-kierownik może mieć bowiem obsesję na punkcie bezpieczeństwa, a co za tym idzie – zarządzać rygorystyczne kontrole oraz wdrażać totalitarne procedury w celu wyłapania potencjalnych rabusiów, terrorystów i dywersantów. Osobnik cierpiący na PPD zmierza prosto do potwierdzenia swoich pochopnych wniosków (tendencyjność). Nie zaprząta on sobie głowy weryfikowaniem hipotez alternatywnych, czyli analizą prawdopodobieństwa cudzej niewinności. Człowiek paranoiczny bywa też arogancki, przemądrzały, zrzędliwy i napastliwy. Czasem umyślnie szuka zaczepki, pali za sobą mosty albo sypie pozwami sądowymi jak z rękawa (pieniactwo). Wielu paranoików „zalicza” pasmo nieudanych, pełnych zazdrości związków romantycznych.

Miłość i kariera

Kerris Dillon, Ph.D (psycholog, parapsycholog, licencjonowana agentka nieruchomości i matka-edukatorka domowa z jankeskiego stanu Iowa, twórczyni amatorskich prezentacji multimedialnych o charakterze popularnonaukowym – YouTube.com/channel/UCDKCsUdOTo7FUdCNDDbGQ_A) twierdzi, że osoby dotknięte F60.0 bardzo aktywnie dążą do udowodnienia współmałżonkowi/konkubentowi rzekomej zdrady seksualnej. Jedną ze strategii, po które chętnie sięgają, jest przeszukiwanie „manatków” partnera, znajdowanie losowych drobiazgów i traktowanie ich jako niezbitych dowodów niewierności. Postępowanie takie ma więcej wspólnego z polowaniem na czarownice niż z metodycznym ustalaniem obiektywnej prawdy. Jeśli chodzi o sferę zawodową, pacjenci paranoiczni zdecydowanie wolą tyrać samodzielnie aniżeli w jakimkolwiek zespole. Integracja z grupą roboczą przychodzi im przecież niezmiernie trudno. Przywary typu kłótliwość, konfliktowość, zarozumiałość czy niedopuszczanie odmiennego punktu widzenia nigdy nie sprzyjają owocnej kooperacji. Mogą tylko spowolnić pracę zespołu, a w najgorszym wypadku – całkowicie ją sparaliżować. Niedostosowanie społeczne często prowadzi do tego, że osobnik cierpiący na PPD wybiera wolny zawód lub stanowisko niewymagające intensywnych kontaktów służbowych. Ale samotna harówka nie zawsze jest szczytem ambicji takiego indywidualisty. Otóż wielu paranoikom marzy się władza i bogactwo. Chcą oni zarządzać zasobami ludzkimi, żeby wszystko toczyło się po ich myśli. Stołki dyrektorskie są dla nich atrakcyjne, ponieważ dają namiastkę upragnionej niezależności.

Słowo końcowe

Według naszego ulubionego dr. Todda L. Grandego, rokowania w przypadku osobowości paranoicznej są zazwyczaj „słabe” („poor”). Zaburzenia osobowości z klastra „A” DSM-5 uchodzą wszak za najbardziej terapiooporne i niereformowalne. Paranoicy z reguły nie chcą nad sobą pracować, albowiem nie widzą takiej potrzeby. Nawet, jeśli dostrzegają konieczność zmiany swojego postępowania, zachowują sceptyczną postawę wobec lekarzy, terapeutów oraz samej psychiatrii i psychologii. Co tu dużo mówić… Na paranoików nie ma rady. Trzeba się po prostu pogodzić z ich istnieniem w takiej, a nie innej formie. Warto jednak obserwować, czy nie wyrządzają oni nikomu krzywdy (świadomie lub nieświadomie)[4]. I czy „paranoja niepsychotyczna” nie przepoczwarza im się w „paranoję psychotyczną”[5].

Serdecznie dziękuję za lekturę niniejszego artykułu! Moje poprzednie teksty z tej serii: „Schizoidia i schizoidzi. Czym jest osobowość schizoidalna?” (listopad 2019), „Anankastia i anankaści. Czym jest osobowość anankastyczna?” (grudzień-styczeń 2019/2020), „AvPD. Podtyp schizoidii czy głęboka fobia społeczna?” (luty-marzec 2020). Gdyby ktoś pytał: mam zdiagnozowaną osobowość anankastyczno-unikającą (OCPD + AvPD) z niepatologicznymi/subklinicznymi cechami schizoidalnymi, zależnymi, narcystycznymi i depresyjnymi. Zmagam się także z dolegliwościami natury nerwicowej (agorafobią, socjofobią, natręctwami) tudzież zaburzeniami rytmu snu i czuwania (Circadian Rhythm Sleep-Wake Disorders).

Natalia Julia Nowak,
kwiecień-maj 2020 r.

PRZYPISY

[1] Pozostałe „agresywne” skrzywienia charakteru: osobowość dyssocjalna/antyspołeczna (zdolna do zbrodni z premedytacją), osobowość pograniczna/borderline (zdolna do ślepej furii) i osobowość narcystyczna (zdolna do egoistycznej manipulacji, przemocy psychicznej oraz obojętności na cudze nieszczęście).

[2] Nie zaszkodzi napomknąć, że przypadłości z klastra „A” DSM-5 (paranoiczna, schizoidalna i schizotypowa) bywają zaliczane do tzw. zaburzeń ze spektrum schizofrenii (SSD – Schizophrenia Spectrum Disorders). Czasem do tego kręgu włącza się również osobowość unikającą (AvPD – Avoidant Personality Disorder) z wiązki „C”. W międzynarodowej klasyfikacji chorób ICD-10 schizotypia (STPD – Schizotypal Personality Disorder) nie jest uznawana za perturbację osobowościową, tylko za fenomen przypominający psychozę schizofreniczną. Zauważmy, że schizofrenia została tam oznaczona kodem F20, a zespół schizotypowy – kodem F21. Dla ciekawskich: F22 to uporczywe zaburzenia urojeniowe (według dawnej nomenklatury: paranoja prawdziwa), F23 to ostre i przemijające zaburzenia psychotyczne, F24 to indukowane zaburzenia urojeniowe (według dawnej nomenklatury: paranoja udzielona), F25 to zaburzenia schizoafektywne. W księdze ICD-10 nie ma kodów F26 i F27. Istnieją za to kody: F28 (inne nieorganiczne zaburzenia psychotyczne) oraz F29 (nieokreślona psychoza nieorganiczna). Lekarska biblia ICD-10 została opublikowana online przez Światową Organizację Zdrowia (ICD.WHO.int/browse10/2019/en). Podręcznik DSM-5 jest zaś dostępny dla zarejestrowanych użytkowników witryny Amerykańskiego Towarzystwa Psychiatrycznego (DSM.PsychiatryOnline.org).

[3] Skoro mowa o urojeniach – symptomach autentycznej psychozy, należałoby ustalić, co oznaczają słówka „paranoiczny” i „paranoidalny”. Wbrew pozorom, wyrazy te nie są synonimami… Oto długi cytat rozwiewający wszelkie wątpliwości w tej kwestii: „Pochodzący od słowa ‘paranoja’ angielski przymiotnik – paranoid w polskiej typologii psychiatrycznej tłumaczony jest w dwojaki sposób: jako paranoiczny lub paranoidalny. (…) Zespół paranoiczny dotyczy usystematyzowanych, spójnych ze sobą urojeń, najczęściej o treściach prześladowczych, wielkościowych i hipochondrycznych – zazwyczaj urojenia dotyczą jednej tematyki. Praca z pacjentami, u których można stwierdzić zespół paranoiczny, jest niezwykle ciężka – zazwyczaj cechują się niskim poziomem wglądu, a co za tym idzie nie dostrzegają w swoim sposobie zachowania braku logiki. Osoby, których objawy tworzą zespół paranoiczny, nie mają zaburzonej struktury osobowości. Zespół paranoidalny, podobnie jak paranoiczny, obejmuje urojenia różnego rodzaju, rzadko kiedy tworzących usystematyzowany kompleks. Co więcej, urojeniom często towarzyszą halucynacje, zazwyczaj słuchowe, z nimi związane. Zarówno urojenia, jak i halucynacje zazwyczaj występują w przebiegu epizodów psychoz, które rzutują na zdolności poznawcze osoby chorej, nie mają zaś charakteru ciągłego” (Katarzyna Wyspiańska, „Otoczony przez wrogów. Osobowość paranoiczna, schizofrenia paranoidalna: różnicowanie”, Emocje.pro).

[4] Wielokrotnym mordercą, u którego zdiagnozowano m.in. Paranoid Personality Disorder, był amerykański zabójca na zlecenie Richard Kuklinski ps. „Iceman” (nie mylić z Ryszardem Kuklińskim ps. „Jack Strong” – pułkownikiem Ludowego Wojska Polskiego i tajnym agentem CIA w Polskiej Rzeczypospolitej Ludowej!). Istnieje film dokumentalny „The Iceman and the Psychiatrist” (HBO 2003) będący zapisem dialogu między Richardem Kuklinskim a Parkiem Dietzem, MD, Ph.D (wybitnym psychiatrą sądowym). Pod koniec rozmowy dr Dietz rozpoznaje u Icemana socjopatię/psychopatię oraz właśnie PPD. Co łączy osobowość dyssocjalną/antyspołeczną (ASPD, F60.2) z osobowością paranoiczną? Na to pytanie odpowiada nam niezawodna Maria Czarnecka (Emocje.pro): „Obie ponad wszystko cenią sobie wolność i autonomię. Bronią jej w dominujący sposób, odpierają próby narzucenia im zewnętrznych ograniczeń, są przy tym zimne i zazdrosne”. Badaczka podkreśla jednak, że osoba paranoiczna – w przeciwieństwie do klasycznego socjopaty/psychopaty – jest gotowa bronić „tych, którzy popierają jej system wartości i są wobec niej lojalni”. Paranoicy wykazują skłonność do fanatyzmu, a nawet mesjanizmu, dlatego mogą postrzegać swoją działalność (także tą przestępczą) jako rodzaj zbawczej misji, np. akcję oczyszczania świata z ludzi uznawanych za śmieci. Uwaga: ciągotami sekciarskimi, utopijnymi i wywrotowymi cechują się głównie pacjenci paranoiczno-narcystyczni!

[5] Dr Todd Grande podaje, że krótkie epizody psychotyczne nie są u paranoików niczym niespotykanym. Takie przelotne psychozy – ogarniające chorego w chwilach bardzo silnego stresu – trwają zwykle od kilku minut do kilku godzin. Symptomami, które naprawdę powinny nas niepokoić, są przedłużające się stany odrealnienia. Mogą one bowiem świadczyć o początkach „paranoi prawdziwej” (uporczywych zaburzeń urojeniowych – F22) bądź innej poważnej anomalii umysłowej. Pamiętajmy, iż wraz z wiekiem maleje prawdopodobieństwo zachorowania na schizofrenię. Rośnie za to ryzyko wpadnięcia w pułapkę usystematyzowanych urojeń. Jak informuje polskojęzyczna Wikipedia, objawy psychotyczne często wskazują też na demencję starczą: otępienie typu alzheimerowskiego, parkinsonowskiego etc. Ale urojenia i omamy o podłożu neurologicznym (w przebiegu schorzeń neurodegeneracyjnych) to zupełnie „inna para kaloszy”. Organiczne przypadłości kognitywne, afektywne i behawioralne zostały opisane w podrozdziale F00-F09 międzynarodowej klasyfikacji chorób ICD-10.

 

AvPD. Podtyp schizoidii czy głęboka fobia społeczna?

Tajemnicza przypadłość

Unikające zaburzenie osobowości (Avoidant Personality Disorder – AvPD, F60.6 w międzynarodowej klasyfikacji chorób ICD-10)[1] to prawdziwa zagadka dla badaczy i klinicystów. Jak mówi Todd L. Grande, Ph.D (amerykański znawca tematyki psychiatrycznej, profesor nadzwyczajny Wilmington University w północno-wschodnim stanie Delaware, gospodarz edukacyjnego wideobloga YouTube.com/user/RioGrande51), interesująca nas jednostka nozologiczna „zadebiutowała” w 1980 r., kiedy to w Stanach Zjednoczonych ukazał się podręcznik diagnostyczno-statystyczny DSM-III. Z wiedzy dr. Grandego wynika, że kategoria AvPD została utworzona w opozycji do starego pojęcia osobowości schizoidalnej (Schizoid Personality Disorder, F60.1). Miała ona obejmować pacjentów, którzy na pierwszy rzut oka sprawiają wrażenie modelowych schizoidów, ale w głębi serca zmagają się z zupełnie innymi rozterkami. Do dziś nie wiadomo, co właściwie dolega ludziom spełniającym kryteria diagnostyczne Avoidant Personality Disorder. Część specjalistów uważa, że osobowość unikająca – chociaż uwzględniona w klastrze „C” DSM-5 (2013) – jest niepsychotycznym syndromem ze spektrum schizofrenii. Oznacza to, iż ma ona dużo wspólnego z zaburzeniami osobowości należącymi do klastra „A” (schizoidalnym – SPD, schizotypowym – STPD, paranoicznym – PPD)[2]. Inni eksperci twierdzą, że AvPD to rodzaj ciężkiej, utrwalonej fobii społecznej (Social Anxiety Disorder, F40.1). Jeszcze inni postrzegają osobowość unikającą jako byt w 100% samoistny. Jedno jest pewne: F60.6 bardzo utrudnia życie swoim licznym ofiarom.

Kryteria diagnostyczne ICD-10,
WHO.int/classifications/icd/en/GRNBOOK.pdf
[tłum. Natalia Julia Nowak]

1. „Persistent and pervasive feelings of tension and apprehension” („Uporczywe i całościowe uczucia napięcia i obawy”)
2. „Belief that oneself is socially inept, personally unappealing, or inferior to others” („Przeświadczenie, że jest się społecznie nieudolnym, personalnie niepociągającym lub pośledniejszym od innych”)
3. „Excessive preoccupation about being criticized or rejected in social situations” („Nadmierne zaabsorbowanie doświadczaniem krytyki lub odrzucenia w sytuacjach społecznych”)
4. „Unwillingness to get involved with people unless certain of being liked” („Niechęć do angażowania się w związki z ludźmi, dopóki nie uzyska się pewności, iż jest się lubianym”)
5. „Restrictions in lifestyle because of need of security” („Ograniczenia w stylu życia z powodu potrzeby bezpieczeństwa”)
6. „Avoidance of social or occupational activities that involve significant interpersonal contact, because of fear of criticism, disapproval or rejection” („Unikanie społecznych lub zawodowych aktywności, które uwzględniają znaczący kontakt interpersonalny, ze strachu przed krytyką, dezaprobatą bądź odrzuceniem”)

Pesymistyczny fatalizm

Dr Todd L. Grande (korzystający głównie z jankeskiego podręcznika DSM-5) opisuje sylwetkę awojdanta jako człowieka głęboko przekonanego o swojej odmienności od reszty społeczeństwa oraz o byciu skazanym na wieczne odtrącenie. Osobnik cierpiący na AvPD wmawia sobie takie przywary, jak niedostosowanie społeczne czy deficyt umiejętności interpersonalnych. Niska samoocena – połączona z paraliżującym strachem przed negatywną ewaluacją – skłania chorego do wystrzegania się wszelkich okoliczności, w których mogłoby go spotkać odepchnięcie przez jednostkę bądź zbiorowość. Typowy awojdant woli sam podciąć sobie skrzydła (np. wykluczyć się z jakiejś istotnej dziedziny życia) niż czekać, aż zrobią to za niego rozczarowani bliźni. Gdy przeczuwa, że może się skompromitować w zawodzie wymagającym intensywnych interakcji międzyludzkich, decyduje, iż w ogóle nie będzie szukał pracy na takim stanowisku. Gdy podejrzewa, że nie jest przez kogoś bezwarunkowo lubiany, nie angażuje się emocjonalnie w daną znajomość. Sfera romantyczna to dla awojdanta „czarna magia” – zazwyczaj brakuje mu odwagi, żeby zrobić choćby mały krok w kierunku upatrzonego „obiektu westchnień”. Niewiara we własne siły oraz ubóstwo nadziei na lepsze jutro często biorą górę nad nieszczęśliwą miłością (i nie tylko!). Pacjent z AvPD raczej stroni od towarzystwa. Ma ogromną trudność w nawiązywaniu nowych kontaktów, a poza tym sądzi, iż nie pasuje do żadnej grupy koleżeńskiej. Obsesyjnie analizuje, jak jest postrzegany przez świat zewnętrzny. Wszędzie doszukuje się oznak spodziewanej krytyki.

Schizoidzi i paranoicy?

Chociaż dr T.L. Grande potwierdza, że osobowość unikająca w dużej mierze przypomina osobowość schizoidalną, wysuwa tezę, iż podobieństwa te ograniczają się niemal wyłącznie do symptomów behawioralnych. Zarówno schizoidzi, jak i awojdanci są powściągliwymi odludkami, lecz za ich niestandardowym zachowaniem kryją się całkiem inne motywy. Schizoid to urodzony samotnik, aspołeczny i apatyczny z natury. Izoluje się od społeczeństwa, bo nigdy nie lubił działań integracyjnych i nie czuł tak jak większość gatunku Homo sapiens. Nie ma on absolutnie żadnego problemu ze swoją alienacją. Egzystuje zgodnie z własną wolą i nie przejmuje się opinią postronnych obserwatorów. Natomiast awojdant może tylko pomarzyć o takiej harmonii ducha. Daleko mu do spokojnego flegmatyka – jest raczej rozdartym wewnętrznie melancholikiem, ponadprzeciętnie neurotycznym i przewrażliwionym na własnym punkcie. O ile pacjent z SPD (F60.1) biernie usuwa się w cień, o tyle jego odpowiednik z AvPD (F60.6) aktywnie omija niezręczne sytuacje. Dr Grande informuje, że osobowość unikająca bywa też mylona z osobowością paranoiczną, ale to kolejne zbędne nieporozumienie. Różnica między awojdantami a paranoikami polega na tym, że ci pierwsi borykają się z lękiem i wstydem, a ci drudzy – ze złością i wrogością. Człowiek z PPD (F60.0) jest nader podejrzliwy względem swojego otoczenia. Uchodzi za srogiego, pamiętliwego odwetowca. Ma o sobie wysokie mniemanie, czuje się stale atakowany, postępuje w sposób defensywny lub pasywno-agresywny. Nałogowo projektuje na innych własną nienawiść[3].

Śnięte ryby

Zdaniem dr. Todda L. Grandego, korzenie osobowości unikającej sięgają dokładnie tych samych dylematów, jakie leżą u podstaw osobowości zależnej (Dependent Personality Disorder, F60.7). Może się wydawać, że zachowanie ludzi dotkniętych AvPD radykalnie odbiega od zachowania osób cierpiących na DPD. Tymczasem prawda jest taka, że oba te syndromy z klastra „C” DSM-5 mają wspólny mianownik. Pacjenci z F60.6 i F60.7 są nadwrażliwi na krytykę i odrzucenie. Czują się słabi, ułomni, mniej ekspansywni od większości dojrzałych obywateli. W związku ze swoimi kompleksami realizują jednak nieco inne strategie. Awojdanci skazują się na bezterminową izolację, gdyż przewidują, że i tak będą kiedyś zdani wyłącznie na siebie. Żywot autsajdera jawi im się jako ponure fatum, przed którym nie ma drogi ucieczki. Przypominają śnięte ryby płynące bezwiednie z prądem rzeki. Jeśli chodzi o osoby zależne, to boją się one samotności jak diabeł święconej wody. Myśl o samodzielnej egzystencji napawa je bladym przerażeniem, albowiem uznają się za niezdolne do przetrwania na własną rękę. Jednostki z DPD „włażą w d…” wszystkim dookoła: są miłe, zgodne, potulne, uległe. Potrzebują wszak zaplecza społecznego, aby mogło za nie decydować i odpowiadać[4]. Niestety, serwilizm chorych na F60.7 wynika z chronicznego lęku tudzież braku zaufania do drapieżnego świata dorosłych. Co się tyczy ludzi unikających, nie zawsze wegetują oni w totalnej alienacji. Często mają pojedynczych krewnych bądź przyjaciół, na których polegają niczym osoby zależne na swoich dominujących „opiekunach”.

Sztama z borderline

Dr Todd Grande dostrzega również dziwne podobieństwo między Avoidant Personality Disorder a Borderline Personality Disorder (czyli osobowością „z pogranicza”. W krajach, gdzie psychiatrzy zamiast DSM-5 używają ICD-10, aprobowanym ekwiwalentem BPD jest EUPD, F60.3 – „osobowość chwiejna emocjonalnie”. Kategoria EUPD oficjalnie dzieli się na dwa podtypy: „impulsywny” – F60.30 oraz „pograniczny” – F60.31)[5]. Porównanie AvPD do BPD może wyglądać absurdalnie. Przecież awojdanci to bojaźliwi pustelnicy, którzy nie znoszą podejmować jakiegokolwiek ryzyka! Borderowcy słyną zaś z gwałtownych reakcji, niekontrolowanych poczynań i autodestrukcyjnych tendencji… Dr Grande podkreśla jednak, że obie grupy chorych widzą siebie w negatywnym świetle, mają olbrzymie problemy w relacjach międzyludzkich, a ponadto są ciągle przepełnione ujemnymi emocjami. Fakt, iż osoby unikające tłumią w sobie kłopotliwe odczucia, wcale nie czyni ich stabilnymi afektywnie. Może i zachowują pozory zrównoważonych myślicieli, lecz pod maską spokoju ukrywają same zmartwienia. Awojdanci – zupełnie jak borderowcy – doświadczają obezwładniającego strachu przed porzuceniem. Sprawia on, że poniekąd sami nie wiedzą, czego chcą: zacieśnienia więzi z drugim człowiekiem, czy prewencyjnego odsunięcia się odeń? Badania naukowe, do których dotarł dr Grande, sugerują, iż pacjenci z AvPD i BPD czują się niekomfortowo w obliczu „bliskości społecznej” („social proximity”). U tych pierwszych potęguje ona lęk, a u tych drugich – gniew. Z takimi doznaniami trudno funkcjonować w normalnej wspólnocie!

Unikanie w praktyce

Kerris Dillon, Ph.D (psycholog i parapsycholog ze stanu Iowa w centralnej części USA, a zarazem certyfikowana agentka nieruchomości, domowa edukatorka swoich nieletnich dzieci oraz właścicielka amatorskiego kanału YouTube.com/channel/UCDKCsUdOTo7FUdCNDDbGQ_A) twierdzi, że pracownicy z F60.6 zazwyczaj nie robią oszałamiającej kariery zawodowej. Tak bardzo wątpią w swoje możliwości, że nie szukają dla siebie miejsca wśród elit albo rezygnują/dezerterują z umówionych rozmów kwalifikacyjnych. Gdy – ku własnemu zaskoczeniu – otrzymują propozycję awansu, niejednokrotnie udzielają szefostwu odpowiedzi odmownej. Sądzą bowiem, iż nie poradziliby sobie w nowej roli lub nie spełniliby oczekiwań swoich wymagających przełożonych. Podobnie zachowują się zresztą w życiu prywatnym. Awojdanci często nie akceptują zaproszeń na przyjęcia bądź „nie docierają” na zaplanowane spotkania towarzyskie. Nie mają zaufania do samych siebie, toteż stronią od wszelkich sytuacji, w których mogliby popełnić jakąś „gafę” lub przypadkowo podpaść znajomym (i nieznajomym) osobom. Jednostki dotknięte AvPD utrzymują ograniczony kontakt z własną rodziną. W ten sposób uciekają od niewygodnych pytań, oceniających spojrzeń tudzież potencjalnych reprymend. Dr Kerris Dillon zaznacza, że ludzie unikający z reguły nie przyznają się innym do swojego nonsensownego lęku. Brak szczerej komunikacji z bliźnimi powoduje natomiast, iż postępowanie chorych bywa różnie – czasem błędnie – interpretowane przez otoczenie społeczne. Na przykład jako utajony narcyzm: pycha, snobizm, dufność, wzgarda.

Mroczne uniwersum

Athina Ehlen, BA [Hons] (szkocko-grecka absolwentka studiów artystycznych, coach kognitywno-behawioralna akredytowana przez Brytyjskie Towarzystwo Psychologiczne, inicjatorka pomocowego projektu „Courage Coaching” – YouTube.com/channel/UCZeoDmVdW7gTuBDqOcd7qkg) przedstawia nam odrobinę nowych ciekawostek o osobach z Avoidant Personality Disorder. Zacznijmy od tego, że pacjenci cierpiący na to zaburzenie psychiczne egzystują w świecie „dołujących” zniekształceń poznawczych. Obserwują rzeczywistość przez metaforyczne „czarne okulary” – wyznają depresyjny światopogląd i dekodują zewnętrzne sygnały zgodnie z subiektywnymi przekonaniami. Innymi słowy, interpretują wszystko na swoją i cudzą niekorzyść. Awojdanci czują się stale mieszani z błotem, ponieważ dopuszczają do siebie tylko krytyczne uwagi, a pozytywnych znaków nie wychwytują. Jak podaje lic. Athina Ehlen, wielu ludzi z F60.6 nadużywa wyrazów „zawsze” i „nigdy”. Maniera ta zdradza ich wyjątkowe zamiłowanie do uogólnień oraz deterministyczne rozumienie mechaniki wszechświata. Jednostki unikające noszą w sobie cząstkę schizoidalnej mizantropii. Niekiedy mogą więc stosować „domniemanie winy” i tendencyjnie oskarżać bliźnich o wywoływanie różnorakich problemów. Chorzy na AvPD nie okazują wściekłości ani nienawiści w sposób otwarty. Jeżeli chcą komuś zaszkodzić, czynią to poprzez opieszałość albo inne zagrania pasywno-agresywne. I jeszcze jeden smaczek: awojdanci nierzadko wiodą bujne życie w swojej sekretnej krainie wyobraźni. Jest to kolejna cecha zbliżająca ich do tradycyjnych schizoidów.

Płochliwe sarenki

Christine Hammond, LMHC (licencjonowana doradczyni zdrowia psychicznego, której prelekcje ukazują się na oficjalnym profilu jednej z florydzkich placówek terapeutycznych – YouTube.com/user/LifeWorksGroup) podkreśla, że Avoidant Personality Disorder to nie tylko chorobliwa nieśmiałość i patologiczny samokrytycyzm, ale też skrajna introwersja i pragnienie zachowania psychofizycznej przestrzeni osobistej (utożsamianej z komfortem, bezpieczeństwem). Jednostki dotknięte F60.6 nie lubią hucznych zabaw ani przebywania z hałaśliwymi, energicznymi sangwinikami/cholerykami. Nie czerpią one zbytniej przyjemności z takich bodźców – można wręcz powiedzieć, iż tego typu doświadczenia są dla nich nudne. Druzgocząca większość awojdantów nigdy nie zmieni się w lekkoduchów, flirciarzy czy poszukiwaczy przygód. Taki „lifestyle” po prostu nie leży w ich naturze i żadne akty „uszczęśliwiania na siłę” nie przyniosą tutaj efektu. Mogą jedynie pogorszyć sprawę, a nawet bezpowrotnie spłoszyć te nieufne i lękliwe istoty… Każdy, kto chce zdobyć sympatię osoby cierpiącej na AvPD, musi respektować jej specjalne wymagania, w tym potrzebę fizycznego dystansu w kontaktach nieformalnych. Awojdant zdecydowanie NIE jest kimś, kogo można swobodnie zasypywać „całuskami” i „uściskami”. Gdyby doszło do takiego incydentu, człowiek z F60.6 na pewno miałby poczucie naruszenia jego cielesnych tudzież psychologicznych granic. Ekstrawertyczna wylewność byłaby dla niego boleśnie przytłaczająca. Nie próbujmy się narzucać jednostkom unikającym, bo to proceder zbędny i przeciwskuteczny!

Social Anxiety Disorder

Pochylmy się teraz nad nieco inną kwestią… Czym jest fobia społeczna (socjofobia, SAD, F40.1) i jak możemy ją odróżnić od AvPD? Na te pytania odpowie nam prawdziwa lekarka psychiatra – Tracey Marks, MD (afroamerykańska specjalistka prowadząca swój gabinet w południowo-wschodnim stanie Georgia, założycielka popularnonaukowego/poradnikowego kanału o zagadnieniach psychiatrycznych – YouTube.com/user/MarksPsych). Z tego, co mówi dr Marks, wynika, że fobia społeczna ma się tak do osobowości unikającej, jak nerwica natręctw (OCD) do osobowości anankastycznej (OCPD). O ile perturbacje osobowościowe są trwałymi „skrzywieniami” ludzkiego charakteru (niemal „przezroczystymi” dla samego zainteresowanego!), o tyle zaburzenia lękowe/nerwicowe dają się poznać jako obce, dokuczliwe i nieakceptowane przez pacjenta dolegliwości. Osobnik dotknięty socjofobią nie ma problemu z własną mentalnością ani wyuczonymi nawykami. Skarży się on na intensywny, niepożądany, kłopotliwy strach dopadający go w rozmaitych sytuacjach społecznych. Może to być np. ekstremalna trema sceniczna objawiająca się mdłościami i wymiotami tuż przed planowanym występem. Człowiek cierpiący na F40.1 postrzega swoje lęki jako irracjonalne lub wyolbrzymione, a jednak nie potrafi ich skutecznie kontrolować. Fobia społeczna, podobnie jak pozostałe odmiany nerwicy, jest schorzeniem powierzchownym. W walce z tą przypadłością dobrze sprawdzają się antydepresanty – leki przeciwdepresyjne (sertralina, paroksetyna, wenlafaksyna, escitalopram). Niekiedy pomocne bywają także sesje psychoterapeutyczne.

Moja historia

Po raz pierwszy trafiłam do psychiatry w połowie drugiej klasy liceum ogólnokształcącego (2009 r.), kiedy to rówieśnicy-prześladowcy doprowadzili mnie do takiego stanu, że byłam gotowa rzucić szkołę i/lub popełnić samobójstwo. Otrzymałam wtedy nauczanie indywidualne – prawo do nauki w osobnej sali lekcyjnej – oraz diagnozę osobowości anankastycznej, nerwicy natręctw, fobii społecznej, bezsenności i obniżenia nastroju (potem doszło jeszcze podejrzenie STPD). Jako beneficjentka nauczania indywidualnego nadal padałam ofiarą drobnych uszczypliwości w szkolnym korytarzu, ale to już – na szczęście – nie było to samo, co wcześniej[6]. Po maturze świadomie wybrałam studia zaoczne, gdyż panicznie bałam się mieszkania z obcymi ludźmi (w akademiku lub na stancji) oraz docinków z ust balującej studenterii. Do poradni zdrowia psychicznego wróciłam jesienią 2018 r. Młody lekarz rozpoznał u mnie przewlekłą agorafobię z elementami fobii społecznej i nerwicy natręctw, a także długoletnie zaburzenia rytmu dobowego. Po przeszło półrocznej kuracji doktor stwierdził, iż mój zakotwiczony lęk ma podłoże osobowościowe, i skierował mnie na badania psychologiczne. Te zaś wykazały, że mam osobowość anankastyczno-unikającą (z pewnymi cechami schizoidalnymi, zależnymi, narcystycznymi i depresyjnymi). Codziennie łykam antydepresanty i neuroleptyki, stosuję też prometazynę jako nieuzależniający środek sedatywny. Raz w tygodniu korzystam z usług psychoterapeuty (zaoferowano mi 25 spotkań w ramach NFZ). Zaczęłam się nawet starać o orzeczenie o stopniu niepełnosprawności.

Zakończenie

Niniejszy artykuł NIE jest pierwszym, w którym zwróciłam uwagę na zagadnienie Avoidant Personality Disorder. Lapidarne wzmianki o AvPD można bowiem znaleźć w moich dwóch wcześniejszych tekstach: „Schizoidia i schizoidzi. Czym jest osobowość schizoidalna?” (listopad 2019) oraz „Anankastia i anankaści. Czym jest osobowość anankastyczna?” (grudzień-styczeń 2019/2020). Czytelników, którzy jeszcze nie znają tych opracowań, gorąco zapraszam do nadrobienia zaległości. Oba artykuły zamieściłam na moich publicystycznych blogach w darmowych serwisach Blogspot/Blogger, WordPress, LiveJournal, Tumblr i Altervista (Njnowak.blogspot.com, Njnowak.wordpress.com, Njnowak.livejournal.com, Njnowak.tumblr.com, Njnowak.altervista.org).

Natalia Julia Nowak,
luty-marzec 2020 r.

PRZYPISY

[1] Inna, równoważna nazwa fenomenu: „osobowość lękliwa” – „anxious personality” (łac. „personalitas anxifera”). Nie wiem, jak się mówi na człowieka dotkniętego F60.6, dlatego będę używać własnego neologizmu „awojdant” (prymitywnego spolszczenia angielskiego imiesłowu „avoidant” – „unikający”).

[2] Trzeba odnotować, że w Europie (m.in. w Polsce) STPD nie jest zaliczane do zaburzeń osobowości, tylko do zdecydowanie groźniejszych schorzeń psychicznych. Świadczy o tym fakt, iż autorzy medycznej biblii ICD-10 umieścili schizotypię w podrozdziale zatytułowanym „Schizophrenia, schizotypal and delusional disorders (F20-F29)” – „Schizofrenia oraz zaburzenia schizotypowe i urojeniowe (F20-F29)”. Tymczasem SPD, PPD i AvPD znalazły się w podrozdziale „Disorders of adult personality and behaviour (F60-F69)” – „Zaburzenia osobowości i zachowania dorosłych (F60-F69)”. Pełna treść ICD-10 jest ogólnodostępna online w angielskiej wersji językowej (ICD.WHO.int/browse10/2019/en)*. Według dr. Todda L. Grandego, osoby cierpiące na STPD (F21) są w grupie ryzyka zachorowania na schizofrenię. Statystyki pokazują bowiem, że u 30% pacjentów schizotypowych prędzej czy później rozwija się psychoza schizofreniczna (F20) lub inny zespół urojeniowy/halucynacyjny. Mamy tutaj odpowiedź na pytanie, dlaczego cały świat – oprócz Ameryki Północnej – traktuje schizotypię aż tak poważnie. No dobrze, ale… Czym charakteryzuje się owo enigmatyczne Schizotypal Personality Disorder?! Otóż STPD to takie AvPD, lecz z wyraźnymi elementami paranoicznymi i z dodatkowymi atrakcjami w formie symptomów przypominających wytwórcze objawy schizofrenii.

* Piąty rozdział ICD-10 („Chapter V”) obejmuje wszelkiej maści choroby umysłowe. Pozwolę sobie – w wielkim uproszczeniu – podsumować zawartość poszczególnych jego podrozdziałów. F00-F09: demencja starcza, delirium organiczne, otępienie z przyczyn neurologicznych, anomalie psychiczne po uszkodzeniu mózgu. F10-F19: alkoholizm, nikotynizm, narkomania, odmienny stan świadomości pod wpływem substancji psychoaktywnej. F20-F29: schizofrenia, schizotypia, syndrom schizoafektywny, uporczywe urojenia, krótkie epizody psychotyczne. F30-F39: mania, hipomania, depresja, dystymia, cyklotymia, cyklofrenia. F40-F48: nerwica, fobia, hipochondria, stres pourazowy, dysocjacja, somatyzacja. F50-F59: anoreksja, bulimia, patologie snu, psychogenne dysfunkcje seksualne, nadużywanie środków nieuzależniających, choroba duszy w związku z chorobą ciała. F60-F69: perturbacje osobowościowe, utrata kontroli nad impulsami, zespół Münchhausena, parafilie, dysforia płciowa, dezorientacja seksualna. F70-F79: upośledzenie umysłowe. F80-F89: spektrum autyzmu, zakłócenia rozwoju psychologicznego, specyficzne trudności w nauce. F90-F98: dziecięce i młodzieżowe zaburzenia emocjonalne, behawioralne tudzież hiperkinetyczne. F99-F99: niezidentyfikowany przypadek psychiatryczny.

[3] Reprezentatywną postacią fikcyjną z Paranoid Personality Disorder (PPD, F60.0) jest Alastor „Szalonooki” Moody, bohater drugoplanowy w powieściach „Harry Potter i Czara Ognia” (2000) oraz „Harry Potter i Zakon Feniksa” (2003) autorstwa Joanne Kathleen Rowling. Czarodziej ten był wykwalifikowanym aurorem, funkcjonariuszem „kontrwywiadu” (?) na usługach brytyjskiego Ministerstwa Magii.

[4] W jankeskim podręczniku ICD-10-CM, będącym federalną adaptacją ICD-10, składnikiem osobowości zależnej jest abulomania/aboulomania (ICD.codes/icd10cm/F607). Anglojęzyczna Wikipedia definiuje zaś abulomanię/aboulomanię jako „patologiczne niezdecydowanie” – „pathological indecisiveness” (En.wikipedia.org/wiki/Aboulomania).

[5] W księdze ICD-10-CM (ICD-10 Clinical Modification) nie występuje rozróżnienie na „typ impulsywny” i „typ pograniczny”. Nie wyszperamy tam kodów „F60.30” i „F60.31”. Syndrom oznaczony kodem F60.3 (ICD.codes/icd10cm/F603) nosi miano… Borderline Personality Disorder. Wedle załączonej notatki, termin BPD obejmuje cały konstrukt „osobowości chwiejnej emocjonalnie” – EUPD. Kod F60.3 został także przypisany następującym pojęciom: „quarrelsomeness” – „kłótliwość”, „emotionality, pathological” – „emocjonalność, patologiczna” i „excitability, abnormal, under minor stress (personality disorder)” – „pobudliwość, anormalna, pod wpływem niewielkiego stresu (zaburzenie osobowości)”.

[6] Dlaczego doświadczałam bullyingu, czyli gnębienia ze strony młodocianych troglodytów (głównie w liceum, ale również w gimnazjum i starszych klasach podstawówki)? Bo spełniałam oczekiwania dorosłych autorytetów, a protestowałam przeciwko rozwydrzonym niedorostkom. Nie chciałam wagarować, zbierać jedynek, chodzić na dyskoteki, uczestniczyć w pijackich imprezach, palić papierosów, oglądać pornografii, uprawiać seksu przedmałżeńskiego ani symulować (na przerwach w szkole!) czynów nierządnych z młodzieżą płci obojga. Byłam tzw. dzieckiem idealnym, co w wielu „zbuntowanych nastolatkach” wzbudzało oczywistą agresję. Ale nie dałam się przekabacić – nie uległam presji rówieśniczej. Nadal jestem tą samą grzeczną dziewczynką.

ANEKS

Schorzeniem nerwicowym, które łatwo pomylić zarówno z osobowością unikającą, jak i z fobią społeczną, jest agorafobia (F40.0 w międzynarodowej klasyfikacji chorób ICD-10). Poniżej przedstawiam dwa cytaty wyjaśniające specyfikę tego psychiatrycznego fenomenu.

„Osoba cierpiąca na agorafobię odczuwa niepohamowany lęk przed przebywaniem w nieznanym dobrze otoczeniu lub wszędzie tam, gdzie nie ma poczucia kontroli nad sytuacją. Może to być otwarta przestrzeń, zatłoczony pokój, podróż autobusem, stanie w kolejce w supermarkecie, przebywanie na moście. Często towarzyszy temu obawa przed publicznym upokorzeniem, głównie z powodu wystąpienia ewentualnego napadu paniki. Dlatego osoby z agorafobią starają się unikać miejsc publicznych, co w dłuższej perspektywie może prowadzić do wystąpienia tzw. fobii społecznej. Agorafobia może być również skutkiem innego zaburzenia, np. stresu pourazowego lub każdego innego, które jest przyczyną irracjonalnego strachu przed wyjściem z domu, do innych ludzi” (Matylda Mazur, „Agorafobia – przyczyny, objawy, leczenie”, Medonet.pl)

„Charakterystyczną cechą agorafobii jest unikanie owych miejsc przez osobę chorą, obawia się ona bowiem, że w takiej dramatycznej sytuacji uzyskanie pomocy albo natychmiastowe opuszczenie niebezpiecznego terytorium będzie trudne lub niemożliwe. (…) Unikanie wszystkich sytuacji i miejsc, których chory się obawia – może być silne. Osoby z agorafobią mogą być niezdolne do opuszczenia domu, jeśli nie towarzyszy im bliska osoba. Jest to wtedy sytuacja rzeczywistego społecznego inwalidztwa, przynajmniej okresowego, które w wypadku agorafobii zdarza się częściej niż w przypadku innych zaburzeń lękowych. Inni chorzy potrafią tak skutecznie unikać ‘niebezpiecznych’ miejsc, że mogą dość dobrze funkcjonować i nie przejawiać ostrych objawów lękowych czy panicznych. (…) Jeżeli nie podejmie się leczenia, lęk agorafobiczny może trwać wiele lat, zmieniać swoją intensywność, ale niejednokrotnie nasila się z czasem” (lek. med. spec. psych. Stanisław Porczyk, „Agorafobia, lęk przed otwartą przestrzenią”, Online.synapsis.pl)

 

Anankastia i anankaści. Czym jest osobowość anankastyczna?

„Może wszystko już wiesz
Może wszystko już masz
Jesteś pewny, że to szczęście

Nie masz czasu na sen
Nie masz czasu na seks
Wciąż od życia chcąc więcej

Zachłanna jest ta gwiazda
Dla której gubisz radość chwil
Liczy się wciąż niepewność
Którą przynoszą dni”

Bajm – „O Tobie”
[z płyty „Szklanka wody”, 2000 r.]

Anankastic Personality Disorder
[F60.5 w klasyfikacji ICD-10]

Temat, który poruszam w niniejszym artykule, jest niezwykle bliski mojemu sercu, ponieważ sama mam zdiagnozowane anankastyczno-unikające zaburzenie osobowości (OCPD + AvPD). O osobowości unikającej wspominałam już w moim poprzednim tekście zatytułowanym „Schizoidia i schizoidzi. Czym jest osobowość schizoidalna?”. Teraz wypadałoby wyjaśnić, o co chodzi z anankastią i anankastami. Na początek należy odnotować, że interesujące nas zaburzenie psychiczne posiada wiele nazw, które wprowadzają pewien zamęt pojęciowy. W międzynarodowej klasyfikacji chorób ICD-10 (stosowanej m.in. w Polsce od lat 90. XX wieku) używa się terminu „anankastic personality disorder” – „anankastyczne zaburzenie osobowości”. W podręczniku diagnostyczno-statystycznym DSM-5 (obowiązującym w Stanach Zjednoczonych Ameryki od 18 maja 2013 r.) występuje zaś określenie „obsessive-compulsive personality disorder” – „obsesyjno-kompulsywne zaburzenie osobowości”. Podręczniki DSM-I (1952) i DSM-III (1980) podsuwały zwięzłą nazwę „compulsive personality disorder” – „kompulsywne zaburzenie osobowości”. O tym, że warto promować wyraz „anankastyczny”, świadczy fakt, iż wielu Anglosasów myli „obsesyjno-kompulsywne zaburzenie osobowości” (OCPD) z „zaburzeniem obsesyjno-kompulsywnym” (OCD). Ten ostatni fenomen to po prostu nerwica natręctw, czyli odprawianie kuriozalnych rytuałów w celu odparcia nawracających myśli o niepokojącej treści. Osobowość anankastyczna NIE jest tożsama z owym uciążliwym schorzeniem psychicznym. To ekstremalna anankastia – rodzaj patologii ludzkiego charakteru.

Kryteria diagnostyczne ICD-10
[cyt. za: polskojęzyczna Wikipedia]

1. „nadmiar wątpliwości i ostrożności”
2. „pochłonięcie przez szczegóły, regulaminy, inwentaryzowanie, porządkowanie, organizowanie lub schematy postępowania”
3. „perfekcjonizm (przeszkadza w wypełnianiu zadań)”
4. „nadmierna sumienność z zaniedbaniem przyjemności i relacji interpersonalnych”
5. „przesadna pedanteria i przestrzeganie konwencji społecznych”
6. „sztywność i upór”
7. „irracjonalne sądzenie, że inni dokładnie podporządkują swe działania sposobom działania pacjenta lub nieracjonalna niechęć do przyzwalania innym na działanie”
8. „natarczywe, niechciane myśli i impulsy”

Człowiek z zasadami

Dr n. med. Sławomir Murawiec poświęcił osobom anankastycznym jeden ze swoich artykułów zamieszczonych na stronie internetowej „Medycyna Praktyczna” (MP.pl). W tekście tym możemy przeczytać, że anankasta już na pierwszy rzut oka sprawia wrażenie kogoś surowego i drobiazgowego. Jego twarz emanuje wiecznym skupieniem, a mowa ciała wskazuje na permanentną samokontrolę i brak spontaniczności. Osobnik dotknięty F60.5 zwykle stara się zachowywać w sposób niebudzący żadnych zastrzeżeń. Jest powściągliwy w okazywaniu emocji, uważny podczas wypełniania codziennych obowiązków oraz niesłychanie wrażliwy na to, jak inni ludzie oceniają jego działania tudzież osiągnięcia. Człowiek anankastyczny poważnie podchodzi do życia i wykonywanej pracy, chętnie snuje „plany awaryjne” na wypadek wszelkich nieszczęść. W swoim otoczeniu uchodzi za pedanta/perfekcjonistę z tendencją do pracoholizmu. Przywiązuje ogromną wagę do szczegółów – nie spocznie, dopóki nie poczuje, iż wszystko zostało dopięte na ostatni guzik. Anankasta to typowy fundamentalista moralny, który przestrzega swoich zasad bez względu na okoliczności zewnętrzne. I tutaj sielanka się kończy. Według dr. S. Murawca, jednostka z omawianym zaburzeniem psychicznym „stara się mieć wszystko pod kontrolą, zarówno w stosunku do samej siebie, jak i w zakresie (…) oczekiwań dotyczących postępowania innych osób. (…) Natomiast ci, którzy nie są równie sumienni i nie przejmują się tak normami postępowania, mogą wywołać u osoby anankastycznej dużą złość i chęć wpasowania ich postępowania w obowiązujące reguły”.

Prawie jak autyzm

Naomi Fineberg, MRCPsych – brytyjska lekarka ze specjalizacją z psychiatrii – opowiada o ludziach anankastycznych w swoim krótkim wywiadzie dla amerykańskiego psychiatry Erica Hollandera, MD (YouTube.com/user/SpectrumNeuroscience). Mówi tam, że skrajna anankastia może być cnotą, lecz i przywarą osoby cierpiącej na tę przypadłość. Wiele cech anankastycznych (choćby staranność i dokładność) jest mile widzianych w kulturze euroatlantyckiej oraz preferowanych przez ambitnych rekruterów. Niestety, istnieje też druga strona medalu: jednostki anankastyczne tak bardzo dbają o detale, że pracują w żółwim tempie i nierzadko mają problem z finalizacją misternego projektu. Co więcej, koncentrują się na wykonywanym zleceniu do tego stopnia, iż nie potrafią równolegle realizować innych zadań (brakuje im elastyczności koniecznej do efektywnego wypełniania licznych obowiązków). Kiedy zostają oddelegowane do zrobienia czegoś ważnego, oczekują, że wszystko pójdzie zgodnie z założeniem, a warunki umowy nie ulegną nawet najmniejszej korekcie. Jeśli jednak dochodzi do niespodziewanej zmiany planów, czują się totalnie zbite z tropu. Odczuwają wtedy lęk i złość, które można porównać tylko do frustracji osób z zespołem Aspergera – łagodnym zaburzeniem ze spektrum autyzmu. Anankaści nienawidzą wszystkiego, co niepełne i niedoskonałe, nie tolerują chaosu w żadnej formie. Gdy spotykają kogoś, kto w ich mniemaniu zachowuje się zbyt swobodnie, arbitralnie go dyskredytują. Są sztywni, niereformowalni, zatwardziali. Mają intruzywne myśli i multum rozterek wewnętrznych.

Ułomność czy supermoc?

Todd L. Grande, Ph.D (profesor nadzwyczajny Wilmington University w amerykańskim stanie Delaware, autor wyjątkowo merytorycznego wideobloga o zagadnieniach psychiatrycznych – YouTube.com/user/RioGrande51) opisuje skrajną anankastię jako jedyne zaburzenie osobowości, które z definicji przynosi choremu sporo korzyści. Jest to równocześnie strategia adaptacyjna, która na pozór wygląda zupełnie niegroźnie dla postronnego obserwatora. Osobowość anankastyczna wydaje się zjawiskiem społecznie akceptowalnym, ponieważ współczesna cywilizacja faworyzuje ludzi produktywnych i dobrze zorganizowanych. W wielu środowiskach ceni się takie atrybuty, jak dystans emocjonalny czy umiejętność panowania nad własnymi reakcjami. Pomagają one przecież w budowaniu wizerunku rzetelnego profesjonalisty. Jeżeli ktoś ma skłonność do pracoholizmu, to jest wymarzonym najemnikiem dla każdego wyzyskiwacza, gdyż dobrowolnie zrezygnuje z niejednego urlopu. A jeśli stawia obowiązki służbowe ponad relacjami interpersonalnymi, raczej nie przyniesie firmie wstydu w postaci jakiejś seksafery. Dodatkowe zalety anankastów: punktualność, puryzm językowy, szanowanie powagi sytuacji. Cóż może być złego w takim „pozytywnym” zaburzeniu psychicznym?! Otóż jednostki anankastyczne są niezbyt koleżeńskie, mają piekielne braki w dziedzinie komunikacji niewerbalnej oraz ciężko znoszą słowa krytyki. Empatia zdecydowanie nie jest ich mocną stroną. Osoby dotknięte F60.5 bywają bardzo nietolerancyjne względem ludzi epikurejskich i ekstrawertycznych. Nie aprobują żadnych zachowań impulsywnych.

Ofiarny fanatyk

Kati Morton, LMFT (psycholog kliniczna, terapeutka małżeńsko-rodzinna prowadząca swój gabinet w kalifornijskim mieście Santa Monica, a zarazem właścicielka poradnikowego kanału YouTube.com/user/KatiMorton) twierdzi, że jednostki anankastyczne odczuwają przymus robienia wszystkiego w „jedyny słuszny sposób”. Mają swoje ulubione metody postępowania, których trzymają się jak rzep psiego ogona i nie rezygnują z nich nawet wówczas, gdy inni ludzie postępują inaczej albo proponują sensowne alternatywy. Z punktu widzenia otoczenia anankaści są zamkniętymi umysłowo „betonami”, z którymi trudno się żyje, a jeszcze trudniej kooperuje. Czasem tak bardzo „fiksują się” na preferowanych zasadach działania, że zapominają, po co właściwie je stosują. Kiedy przygotowują jakieś dzieło, poprawiają je mnóstwo razy, ale nigdy nie są zadowoleni z efektu końcowego. Można powiedzieć, iż szukają dziury w całym. Anankasta to człowiek obowiązku – jeśli wierzy, że jest do czegoś zobligowany, na pewno to uczyni. W imię tego, co uznaje za swoją misję, wyrzeknie się każdej przyjemności, choćby zasłużonego odpoczynku i ciepłych relacji z najbliższymi osobami. Tutaj dochodzimy do kolejnej cechy jednostek anankastycznych, czyli do pryncypializmu w kwestiach etycznych bądź ideologicznych. Ortodoksja ta nie wypływa bezpośrednio z norm przyjętych w danej kulturze lub religii. Modelowy pacjent z F60.5 myśli samodzielnie. Jeżeli zostaje nieugiętym radykałem, to dlatego, że tak mu podpowiada własna intuicja. Opinia współwyznawców czy towarzyszy partyjnych nie ma tu znaczenia.

Dyktator i dusigrosz

Ramani Durvasula, Ph.D (psycholog kliniczna, wykładowczyni California State University w Los Angeles, niezastąpiona gwiazda wirtualnej telewizji „MedCircle” – YouTube.com/channel/UCyGOloOIJWt8NlE4tnejQeA) uważa, iż sednem anankastycznego zaburzenia osobowości jest pragnienie, aby uzyskać pełną kontrolę nad własnym życiem. A ponieważ życie składa się z wielu różnorodnych elementów, anankasta próbuje kontrolować wszelkie aspekty swojego istnienia – zarówno wewnętrzne (myśli, emocje, popędy), jak i zewnętrzne (porządek w mieszkaniu, zawartość lodówki, pory spożywania posiłków). Z tej przemożnej potrzeby stabilizacji wynika dążenie do „ustawienia” wszystkich i wszystkiego zgodnie z subiektywnym poczuciem doskonałości. To zaś często spotyka się z oporem innych ludzi, którzy prędzej czy później zaczynają postrzegać chorego jako apodyktycznego narcyza. Relacje osoby anankastycznej z resztą świata – współmałżonkiem, dorastającą latoroślą, przyjaciółmi, sąsiadami – bywają zatem napięte. Jednostki dotknięte F60.5 przejawiają specyficzny stosunek do dóbr materialnych. W ich mniemaniu pieniądze są po to, by je odkładać na czarną godzinę. Nieuchronną konsekwencją takiego rozumowania jest powielanie błędów Ebenezera Scrooge’a z „Opowieści wigilijnej” Charlesa Dickensa (1843). Bohater przywołanego utworu dysponował imponującymi oszczędnościami, lecz był zbyt skąpy, żeby z nich skorzystać albo oddać je biednym. Człowiek anankastyczny może uznawać każdy niekonieczny wydatek za zgubną rozrzutność. Dotyczy to nawet drobnych upominków dla kogoś umiłowanego.

OCPD vs OCD

Wróćmy na chwilę do podobieństw i różnic między osobowością anankastyczną (obsesyjno-kompulsywnym zaburzeniem osobowości, OCPD) a nerwicą natręctw (zaburzeniem obsesyjno-kompulsywnym, OCD). Wypada pochylić się nad tą kwestią, bo – jak zauważył dr T.L. Grande – około 25% „natręctwowców” wykazuje także symptomy F60.5. Tracey Marks, MD (afroamerykańska lekarka, specjalistka w dziedzinie psychiatrii, gospodyni edukacyjnego profilu YouTube.com/user/MarksPsych) tłumaczy, że perturbacje osobowościowe tkwią w samym rdzeniu ludzkiego „ja”. Są one czymś, z czym dana osoba zwyczajnie się identyfikuje. Wpływają bowiem na to, kim ktoś jest, za kogo się uważa, jaką ścieżką podąża oraz w jaki sposób buduje więzi ze światem zewnętrznym. Patologie osobowości stanowią cząstkę „natury” konkretnego człowieka. Natomiast zaburzenia lękowe – chociażby nerwica natręctw – są powierzchowne i dają się pacjentowi odczuć jako coś obcego, kłopotliwego, niepożądanego. Gdy dopadają swoją ofiarę, dręczą ją bez litości. Jednostka anankastyczna i osobnik z natręctwami mogą zachowywać się podobnie, ale za tymi działaniami stoją całkiem inne motywy. Jeśli anankasta długo się myje i sprawdza wszystko kilkanaście razy, to dlatego, iż po prostu preferuje taką nadgorliwość. Tymczasem „natręctwowiec” czyni tak z powodu horrendalnego lęku i niepohamowanego przymusu wewnętrznego. Znerwicowana osoba męczy się ze swoimi obsesjami i kompulsjami, jednak nie potrafi ich w pełni kontrolować. Nie lubi tego, co sama robi. Wie, że postępuje absurdalnie, lecz jakoś nie może się powstrzymać.

Brenda aka Terminator

Dr Todd L. Grande opisywał kiedyś casus anankastycznej księgowej z nerwicą natręctw (OCPD + OCD), której współpracownicy nadali przezwisko „Terminator” ze względu na nieokazywanie uczuć, niebranie urlopów, ślepe przestrzeganie dyscypliny tudzież efektywność w ustalaniu nieprawidłowości finansowych. Była to wykształcona dama po pięćdziesiątce, stara panna, która od dziecka kochała weryfikować, czy „kasa się zgadza” i czy dobra ruchome są bezpieczne. Dyrekcja chwaliła ją za solidność i skrupulatność, a szeregowi pracownicy – postrzegali jako wyrachowane i antypatyczne indywiduum. Brenda (bo takim imieniem „ochrzcił” ją dr Grande) nie znosiła rzeczy w jakimkolwiek stopniu uszkodzonych. Pewnego dnia jej samochód został naruszony wskutek parkingowej stłuczki. Cóż kobieta wówczas uczyniła? W ciągu tygodnia wymieniła auto na zupełnie nowe: kupiła ten sam model w tym samym kolorze! Gdy terapeutka Brendy poznała ów motoryzacyjny sekret, zapewne nie posiadała się ze zdumienia… Pełną historię „Terminatora” można usłyszeć w filmiku „Obsessive-Compulsive Disorder & OCPD Presentation Analysis” (YouTube). Ciekawostka: bezceremonialne wyrzucanie podniszczonych przedmiotów NIE jest objawem charakterystycznym dla skrajnej anankastii. Osoby z tym syndromem zdradzają raczej tendencję do szaleńczego zbieractwa – syllogomanii. Wstrzymują się z usuwaniem nawet zawadzających rupieci, ponieważ „wszystko może się jeszcze przydać”. Takie chomikowanie doskonale koresponduje z typowo anankastycznym skąpstwem, drastycznym ograniczaniem wydatków na siebie i bliźnich.

Cluster „C” (DSM-5)

Ehsan Gharadjedaghi, Psy.D (psycholog kliniczny osiadły w kalifornijskim hrabstwie Orange, pomysłodawca branżowego projektu „TherapyCable” – YouTube.com/user/TherapyCable) omawia F60.5 w kontekście tzw. klastra „C” wyodrębnionego w amerykańskim podręczniku diagnostyczno-statystycznym DSM-5. Chodzi tutaj o trzy zaburzenia osobowości, które zostały uznane przez tamtejszych psychiatrów za „lękliwe” i „strachliwe”. Są to: osobowość unikająca („avoidant” – AvPD), osobowość zależna („dependent” – DPD) i osobowość anankastyczna („obsessive-compulsive” – OCPD). Nieszczęśnicy dotknięci przypadłościami z wiązki „C” egzystują w chronicznej trwodze. Jednostki unikające boją się upokorzenia i odrzucenia, toteż wolą tkwić w permanentnej izolacji społecznej niż wyjść do ludzi i doświadczyć spodziewanej krytyki. Z obawy przed wyśmianiem/potępieniem usiłują nie zwracać na siebie uwagi, ale w głębi serca tęsknią za zwykłymi interakcjami społecznymi. Jednostki zależne odczuwają strach przed samodzielnością i podejmowaniem ryzyka. Uwielbiają być wyręczane w dokonywaniu codziennych wyborów, dzięki czemu mogą uniknąć ponoszenia odpowiedzialności za swoje decyzje. Robią z siebie niezaradne dzieci, którym stale trzeba „matkować” lub „ojcować”. Jednostki anankastyczne lękają się utraty panowania nad własnym losem. Przeraża je przyszłość – ta wielka niewiadoma, która może przynieść dużo frasunku. W miarę możliwości próbują więc być przewidujące: przygotowują się psychicznie i materialnie na przyszłe kryzysy oraz niedostatki. Wykazują iście surwiwalową mentalność.

Oszukać przeznaczenie

Zajrzyjmy teraz do artykułu „Osobowość anankastyczna” opatrzonego stopką redakcyjną „opr. aw/aw”. Tekst ten, opublikowany w rzymskokatolickim serwisie Opoka.org.pl, bazuje na książce „Oblicza lęku. Studium z psychologii lęku” niemieckiego psychologa i psychoanalityka Fritza Riemanna (wydanie oryginalne – Monachium 1961, wydanie polskie – Warszawa 2005). Z lektury owego artykułu wynika, że człowiek anankastyczny szczególnie boi się przemijania, czyli upływu czasu niosącego za sobą nieuchronne zmiany we wszystkich sferach ludzkiego istnienia. Świadomość faktu, iż w życiu nie ma nic stałego, doprowadza anankastę do frustracji i rozpaczliwych prób zatrzymania rzeczy znanych. Dochowywanie wierności starym zwyczajom jest wyrazem buntu przeciwko efemeryczności ziemskich spraw – budowaniem domu na skale, który ma trwać pomimo niszczycielskiego działania sił przyrody. Upieranie się przy tym, co sprawdzone i umiłowane, daje wszak namiastkę ponadczasowości. Niestety, takie postępowanie wiąże się również z licznymi skutkami ubocznymi, a zwłaszcza z zaprzepaszczeniem wielu szans na korzystne przeobrażenia. Jeśli wyrobiliśmy w sobie nawyk odrzucania nawet rozsądnych sugestii, to sami podcinamy sobie skrzydła. Mroczne są ponadto konsekwencje ciągłego niezdecydowania. Bywa, że anankasta tak długo zwleka z podjęciem jakiejś decyzji, iż rozważana przezeń opcja przestaje być aktualna. Zdaniem Fritza Riemanna, za anankastyczną niechęcią do zmian kryje się… wyolbrzymiony strach przed śmiercią. Walka z przemijaniem to nieświadome dążenie do nieśmiertelności.

Gombrowiczowska symetria

Jeszcze inny obraz F60.5 wyłania się z naukowego opracowania „Niedojrzałość emocjonalna i moralna a zaburzenia osobowości” pochodzącego z periodyku „Studia Psychologica”, nr 5/2004 (cyfrową wersję tej publikacji udostępniono w elektronicznym archiwum Bazhum.muzhp.pl). Twórca artykułu – dr Włodzimierz Strus z Uniwersytetu Kardynała Stefana Wyszyńskiego w Warszawie – przedstawia osobowość anankastyczną jako absolutne przeciwieństwo osobowości dyssocjalnej (F60.2). Według badacza, skrajna anankastia i socjopatia/psychopatia są względem siebie symetryczne niczym dwie strony tego samego medalu. Zarówno jednostki anankastyczne, jak i dyssocjalne mają ogromny problem z własnym superego. Sęk w tym, że u tych pierwszych jest ono zbyt rozbudowane, a u tych drugich – prowizoryczne. O ile anankasta ujawnia „skrupulanckie” sumienie i nadwrażliwość moralną, o tyle socjopata/psychopata wydaje się pozbawiony hamulców i nieczuły wobec zastanych norm społecznych. Człowiek cierpiący na F60.5 nadmiernie się kontroluje, żyje w nieustannej obawie przed konsekwencjami swoich poczynań. Delikwent z F60.2 działa pod wpływem impulsu, nie bierze na siebie żadnej odpowiedzialności i nie odczuwa strachu przed karą za swoje przewinienia. Jednostka anankastyczna wstydzi się własnej seksualności, próbuje ją trzymać na wodzy. Jednostka dyssocjalna nie zna takich dylematów – jest po prostu hedonistyczna. Anankaści i socjopaci/psychopaci różnią się niczym Filidor i Anty-Filidor z „Ferdydurke” Witolda Gombrowicza (1937). Ale obie grupy ludności są niedojrzałe emocjonalnie.

3 x M

Kiedy myślę o anankastycznym zaburzeniu osobowości, natychmiast przychodzi mi do głowy Maryla Cuthbert – adopcyjna matka Ani z Zielonego Wzgórza. Bohaterka ta została wykreowana przez Lucy Maud Montgomery w 1908 r. „Maryla była to wysoka i szczupła kobieta o ostrych konturach członków. Jej ciemne włosy o niewielu siwych pasmach zwinięte były stale w gruby węzeł, w morderczy sposób przeszyty dwiema metalowemi szpilkami. Czyniła wrażenie osoby o ciasnym poglądzie na świat i bardzo wymagającej. Jednakże nieznaczny jakiś rys wokoło ust, leciutko tylko naznaczony, wskazywał, że gdyby był cokolwiek bardziej rozwinięty, zdradzałby niewątpliwie skłonność do wesołej ironji” – czytamy w pierwszym rozdziale powieści (tłum. Rozalia Bernsztajnowa, Warszawa 1921, pisownia oryginalna, cyt. za: Pl.wikisource.org). Osobą dotkniętą F60.5 była też zapewne Mildred Ratched, despotyczna pielęgniarka oddziałowa z książki „Lot nad kukułczym gniazdem” Kena Keseya (1962) i oscarowego filmu Milosa Formana pod tym samym tytułem (1975). Fabuła „Lotu…” ukazuje historię konfliktu między tą pedantyczną pracownicą szpitala psychiatrycznego a zbuntowanym, socjopatycznym pacjentem o nazwisku Randle Patrick McMurphy. Cech anankastycznych można by się także doszukiwać u prof. Minerwy McGonagall, opiekunki Gryffindoru w szkole magii Hogwart. Wspomniana postać występuje w powieściach o Harrym Potterze autorstwa Joanne Kathleen Rowling (1997-2007) i w kinowych adaptacjach tego cyklu prozatorskiego (2001-2011). McGonagall to bardzo mądra czarownica, lecz surowa i restrykcyjna.

Żelazna dziewica

Urodziłam się 19 lutego 1991 r. na Kielecczyźnie. Jako nastolatka byłam „czarną owcą” w moim środowisku rówieśniczym. Nie tylko dlatego, że chętnie ubierałam się na czarno, ale przede wszystkim dlatego, iż zachowywałam się inaczej niż większość moich znajomych. Zawsze pilnie się uczyłam, odrabiałam lekcje i respektowałam grono pedagogiczne. Co gorsza, nie chodziłam na imprezy, nie podrywałam chłopaków i nie oglądałam materiałów XXX. Te wszystkie „zbrodnie” wystarczały, żeby być „na cenzurowanym” od końca podstawówki aż do egzaminu maturalnego. Na studiach wypruwałam sobie żyły, aby zaliczyć komplet przedmiotów z najwyższym możliwym dla mnie wynikiem. Dzięki swojej determinacji trzykrotnie pobierałam stypendium rektora za wysoką średnią ocen: dwa razy na Uniwersytecie Jana Kochanowskiego w Kielcach (500 zł miesięcznie) i raz na Uniwersytecie Warszawskim (550 zł miesięcznie). Co zrobiłam z zarobionymi pieniędzmi? Nie, nie roztrwoniłam ich na luksusy/hulanki. Umieściłam je na lokacie bankowej, żeby się powoli mnożyły i zabezpieczały finansowo moją przyszłość. Nigdy nie umówiłam się z nikim na randkę ani nie poszłam z nikim do łóżka. Nie uznaję seksu przedmałżeńskiego i nie popełniłabym takiego czynu nawet dla „niewinnego” eksperymentu. Hołduję tradycyjnej zasadzie „jak kocha, to poczeka” (min. 3 lata). Nie chcę mieć nieślubnych dzieci, więc nie dopuszczam się głupstw, których skutkiem mogłaby być ciąża i oddanie noworodka do okna życia. Jestem dumna, zimna, przezorna i zapobiegliwa. Irracjonalne „błędy młodości” omijają mnie szerokim łukiem.

Natalia Julia Nowak,
grudzień-styczeń 2019/2020

PS 1. Z tymi „Terminatorami” to faktycznie jest coś na rzeczy. Osobowość anankastyczna została u mnie zdiagnozowana w 2009 r., osobowość unikająca – w 2019 r. Kiedyś na studiach licencjackich (2010-2013) życzliwa koleżanka wyjawiła mi, że studentka X w prywatnych konwersacjach nazywa mnie robotem. Później sama usłyszałam to określenie („robot”) na własne uszy. Hmmm…

PS 2. Funkcjonuje ciekawy wideoblog poświęcony w 100% osobowości anankastycznej, czyli północnoamerykańskiemu „obsesyjno-kompulsywnemu zaburzeniu osobowości”. Projekt nosi tytuł „OCPD: My Life in Debris”, co w tłumaczeniu na polszczyznę oznacza „OCPD: Moje Życie w Gruzach” (YouTube.com/ocpdmylifeindebris). Założycielem tego vloga jest niejaki Darryl – prawdziwy anankasta ze Stanów Zjednoczonych. O swoim OCPD wielokrotnie opowiadała też znerwicowana, kanadyjska wideoblogerka Emma, właścicielka amatorskiego kanału „EmmAnxiety” (YouTube.com/channel/UCWwm_9iH0k3inBrknkE9oag). Inna anankastka zamieszczająca swoje audiowizualne miniprodukcje na YT: „Let’s Talk Mental Health” – „Porozmawiajmy o Zdrowiu Psychicznym” (YouTube.com/channel/UC9LuPdpWmojRJqSzKPgm0ag).

PS 3. W akapicie „Gombrowiczowska symetria” pisałam o rozbieżnościach między osobowością anankastyczną a osobowością dyssocjalną. Nie zaszkodzi odnotować, że ta ostatnia jest znana w USA jako „antyspołeczne zaburzenie osobowości” (ASPD – „antisocial personality disorder”). Twórcy podręcznika DSM-5 przyporządkowali dyssocjalność/antyspołeczność do klastra „B”. Obejmuje on cztery zaburzenia osobowości, które na pierwszy rzut oka sprawiają wrażenie „dramatycznych”, „emocjonalnych” i/lub „niekonsekwentnych” (oto ich lista: ASPD – osobowość antyspołeczna, NPD – osobowość narcystyczna, HPD – osobowość histrioniczna, BPD – osobowość pograniczna/borderline). Ludzie dyssocjalni bywają nieoficjalnie dzieleni na socjopatów i psychopatów. W serwisie YouTube znajdziemy wiele krótkich filmików demaskujących podobieństwa i różnice między socjopatami a psychopatami, np. „What is the Difference Between Sociopathy and Psychopathy?” (YouTube.com/user/RioGrande51), „Sociopath vs Psychopath: What’s the Difference?” (YouTube.com/user/Psych2GoTv), „Sociopath vs Psychopath – What’s The Difference?” (YouTube.com/user/TheInfographicsShow), „Difference between a psychopath and a sociopath” (YouTube.com/user/businessinsider).

PS 4. Jeśli wierzyć anglojęzycznej Wikipedii powołującej się na badania Belindy Board i Katariny Fritzon z University of Surrey (południowo-wschodnia Anglia), istnieją trzy perturbacje osobowościowe, które częściej spotyka się u Brytyjczyków na stanowiskach kierowniczych niż u pacjentów Broadmoor Hospital – pilnie strzeżonego zakładu dla niepoczytalnych przestępców. Tymi trzema „elitarnymi” patologiami są: osobowość narcystyczna, osobowość histrioniczna i osobowość anankastyczna. Chyba nikogo to nie dziwi!

PS 5. Nurtuje mnie następujące pytanie… Czy Władysław Gomułka, pierwszy sekretarz Komitetu Centralnego PZPR w latach 1956-1970, nie był jednym z sukcesywnych anankastów? Do takich refleksji skłania mnie seans fabularyzowanego dokumentu „Towarzysz Wiesław. Od agitatora do dyktatora” (reż. Piotr Boruszkowski, TVP 2014). Co się tyczy spisu fikcyjnych postaci z F60.5, należałoby do niego dodać Artura, protagonistę sztuki teatralnej „Tango” Sławomira Mrożka (1964). Zauważmy, że antagonistą tego autorytarnego młodzieńca jest lokalny degenerat Edek – socjopata, osobnik dyssocjalny/antyspołeczny.

 

Schizoidia i schizoidzi. Czym jest osobowość schizoidalna?

„Zapytasz ją, gdzie jest sens
wśród szarych dni szarego przemijania.
Ona, Alicja, to wie.
Szczęśliwa jest, choć żyje całkiem sama.

Jej oczy bramą na tamten świat,
co się jak kameleon zmienia.
Serce niezwykłe… Odczuwać tak…
Jak struna drży, gdy grają jej marzenia.

(…) Opisujesz jej swój dziwny strach,
który nie daje myślom odlecieć.
Ona, uśmiechnięta, odpowie tak:
– Po drugiej stronie lustra jest lepiej”

Closterkeller – „Alicja”
[z płyty „Cyan”, 1996 r.]

Schizoid Personality Disorder (SPD)
[F60.1 w klasyfikacji ICD-10]

Schizoidalne zaburzenie osobowości (chorobliwa schizoidia – styl charakteru) przejawia się nieodpartą potrzebą zachowania psychofizycznej przestrzeni osobistej oraz emocjonalnego dystansu wobec innych ludzi. Potrzeba ta skutkuje trwałą preferencją samotnictwa, niechęcią do budowania głębokich więzi międzyludzkich, nieangażowaniem się w istniejące relacje interpersonalne, a także tendencją do skrytości, tajemniczości, małomówności i bujania w obłokach. Jednostka schizoidalna jest nieprzystępna i introwertyczna – niemal zawsze zamyka się w sobie, męczy się podczas spotkań rodzinnych/służbowych, umyślnie izoluje się od otoczenia oraz nie znosi, gdy inni ludzie „zawracają jej gitarę”. Jak nietrudno odgadnąć, schizoid najlepiej czuje się we własnym towarzystwie i doskonale potrafi się sobą zająć. Do jego ulubionych aktywności należą: rozmyślanie, fantazjowanie i oddawanie się jednoosobowym pasjom, takim jak twórczość artystyczna, działalność badawcza czy spędzanie całych dni przed ekranem komputera (no-life). Mimo że czasem odzywa się w nim tęsknota za przyjaźnią, miłością lub odrobiną szaleństwa, prawie nigdy nie jest ona na tyle silna, żeby wychodziła poza sferę wstydliwych marzeń i abstrakcyjnych refleksji. Schizoid – chociaż niepospolicie wrażliwy – zazwyczaj zaspokaja swoje sekretne pragnienia w bogatym, acz niedostępnym dla innych ludzi królestwie wyobraźni. Jednostki dotknięte SPD zwykle nie mają żadnych przyjaciół oprócz krewnych pierwszego stopnia. I choć niekiedy czują się samotne, świadomie nie dopuszczają do siebie nikogo obcego.

Kryteria diagnostyczne ICD-10
[cyt. za: polskojęzyczna Wikipedia]

1. „brak lub znikome działania służące przyjemności”
2. „chłód emocjonalny”
3. „ograniczona zdolność wyrażania emocji wobec innych”
4. „niezainteresowanie pochwałami i krytyką”
5. „brak zainteresowania doświadczeniami seksualnymi”
6. „preferencja samotnictwa”
7. „pochłonięcie introspekcją”
8. „brak bliskich związków”
9. „niewrażliwość wobec norm społecznych”

Dwie twarze mizantropa

Dr n. med. Sławomir Murawiec, autor zwięzłego artykułu „Osobowość schizoidalna” opublikowanego w serwisie internetowym „Medycyna Praktyczna” (MP.pl), opisuje schizoidów jako outsiderów posiadających dwa oblicza. Jedno z nich istnieje na użytek świata zewnętrznego i pozwala chorym przetrwać w większości sytuacji społecznych. Drugie – ma charakter ściśle tajny i ujawnia się tylko wtedy, gdy schizoid przebywa w samotności lub w towarzystwie nielicznych zaufanych osób. Według dr. Murawca, jednostka dotknięta skrajną schizoidią „często robi wrażenie chłodnej emocjonalnie, pochłoniętej własnymi przemyśleniami i sprawami. W czasie spotkania nie wyda się kimś serdecznym i łatwo nawiązującym kontakt. Przeciwnie, najczęściej jest odbierana jako mało empatyczna i mało uczuciowa, jako emocjonalnie zdystansowana. (…) Jej ubiór będzie najczęściej poprawny, czasami może być ekscentryczny, ale nie będzie podążał za najnowszymi trendami mody”. Pod tą twardą skorupą i pozorną obojętnością na cudze dole-niedole kryje się jednak istota łagodna, marzycielska oraz skłonna do filozoficznych rozważań, która panicznie boi się naruszenia jej psychicznej i cielesnej integralności. Surowa maska, jaką nakłada na siebie schizoid, pełni funkcję czysto ochronną. Bo gdy nie można zamknąć się w czterech ścianach, trzeba po prostu zamknąć się w sobie… Tak jak to czynił Winston Smith, główny bohater powieści „Rok 1984” George’a Orwella (1949). „Nic nie było twoje oprócz tych kilku centymetrów sześciennych zamkniętych pod czaszką” – czytamy w owej literackiej antyutopii.

Pro publico bono

Mgr Katarzyna Synówka, twórczyni tekstu „Schizoidalne zaburzenia osobowości” (zamieszczonego na stronie ZaburzeniaOsobowosci.pl prowadzonej przez Fundację im. Boguchwała Winida na Rzecz Rozwoju Psychoterapii Psychoanalitycznej), próbuje scharakteryzować niespokojne wnętrze osoby schizoidalnej. Zdaniem autorki, schizoid jest człowiekiem niepewnym własnej tożsamości, pozbawionym zaufania do samego siebie, a zarazem podejrzliwym względem innych istot ludzkich. Obawia się on, że mógłby nieumyślnie skrzywdzić kogoś bliskiego lub samemu doświadczyć traumy wskutek toksycznej relacji interpersonalnej. Celowo wybiera więc samotność jako formę „mniejszego zła”. Jednostka schizoidalna czuje się niezręcznie z powodu faktu, że nie potrafi przezwyciężyć swoich dziwnych zahamowań. Martwi się, że coś z nią jest nie tak, a to prowadzi ją do konkluzji, iż powinna – dla dobra wspólnego – trzymać się z daleka od społeczeństwa (błędne koło!). Schizoid postrzega siebie jako osobnika groźnego i przypisuje tę cechę również innym przedstawicielom gatunku Homo sapiens. Trzymanie bliźniego na dystans i odgradzanie się od jego emocji daje choremu złudzenie bezpieczeństwa, ale w dłuższej perspektywie skutkuje poczuciem wyobcowania oraz wątpliwościami dotyczącymi sensu dalszej wegetacji. Człowiek schizoidalny odbiera sobie szansę na rozwinięcie wielu umiejętności społecznych i faktycznie czyni siebie niezdolnym do prawidłowego funkcjonowania w jakiejkolwiek wspólnocie. Konsekwencją takiego postępowania jest tylko pogłębienie alienacji i dylematów egzystencjalnych.

Aspołeczni i aseksualni

Todd L. Grande, Ph.D (pracownik naukowy Wilmington University w amerykańskim stanie Delaware, właściciel popularnego wideobloga o zdrowiu psychicznym – YouTube.com/user/RioGrande51) poświęcił jednostkom schizoidalnym kilka krótkich filmików. Jak wynika z wiedzy uczonego, schizoidzi są wybitnymi samotnikami, którzy „nie pragną” („no desire”) bliskich relacji z innymi ludźmi. Osobom tym jest po prostu wygodnie w stanie permanentnej izolacji i nie usiłują one zmienić swojego losu. Nie oznacza to bynajmniej, że wszyscy schizoidzi są ekonomicznie bezproduktywni. Przeciwnie, wielu z nich posiada stałe zatrudnienie (np. w charakterze stróża nocnego) i wzorowo wypełnia swoje obowiązki zawodowe. Wbrew obiegowej opinii, schizoidzi nie są pozbawieni życia emocjonalnego. Owszem, spektrum dostępnych dla nich uczuć jest węższe niż u większości społeczeństwa, lecz absolutnie nie czyni ich to lodowatymi biorobotami. Tym, co wielu schizoidom nastręcza poważnych trudności, jest wyrażanie własnych stanów wewnętrznych. Niektórzy zmagają się z tzw. płaskim afektem, czyli minimalną/zerową ekspresją odczuwanych emocji. Ludzie dotknięci skrajną schizoidią często bywają niewrażliwi na krytykę i pochwały ze strony otoczenia, a przynajmniej sprawiają wrażenie obojętnych cyników. Generalnie, nie zawierają oni małżeństw – decydują się na życie z rodzicami albo w pojedynkę. Wielu schizoidów nie chce nawet słyszeć o zdobywaniu jakichkolwiek doświadczeń erotycznych z innymi istotami ludzkimi (!). Ten specyficzny aseksualizm jest jednym z kryteriów diagnostycznych SPD.

Cluster „A” (DSM-5)

Ehsan Gharadjedaghi, Psy.D (działający w USA psycholog kliniczny, inicjator edukacyjnego projektu „TherapyCable” – YouTube.com/user/TherapyCable) omawia ekstremalną schizoidię w kontekście innych zaburzeń osobowości zaliczanych (w amerykańskim podręczniku diagnostyczno-statystycznym DSM-5) do klastra „A”. Wiązka ta obejmuje patologie charakteru postrzegane przez zdrową część populacji jako „dziwaczne” lub „ekscentryczne”. Należą do nich: osobowość paranoiczna – PPD, osobowość schizoidalna – SPD i osobowość schizotypowa – STPD (uwaga: w Europie schizotypia nie jest uznawana za zaburzenie osobowości, tylko za „zaburzenie typu schizofrenii”! Stary kontynent korzysta z międzynarodowej klasyfikacji chorób ICD-10!). Jak podaje dr E. Gharadjedaghi, ludzie dotknięci zaburzeniami z klastra „A” egzystują w przewlekłej alienacji, lecz wynika to z różnych przyczyn. Jednostki paranoiczne zrywają kontakty z otoczeniem, bo są nadmiernie podejrzliwe wobec swoich bliźnich, czują się atakowane i zaszczute, mają głowy wypełnione niezliczonymi teoriami spiskowymi. Jednostki schizotypowe są wykluczane i stygmatyzowane, gdyż wypowiadają się w niezrozumiały sposób, myślą kategoriami magicznymi lub metafizycznymi, opowiadają o swoich rzekomych doświadczeniach ze sferą nadprzyrodzoną (tzn. o pseudohalucynacjach?). Jednostki schizoidalne wycofują się z życia towarzyskiego, ponieważ uzmysławiają sobie, że nie reagują tak jak większość ludzkości. Nie cieszy ich i nie porusza to samo, co innych ludzi, mają po prostu odmienne zainteresowania i wyobrażenia o świecie.

Dawniej i dzisiaj

Wielu ciekawostek o schizoidach dostarcza nam trzyczęściowa prezentacja multimedialna pt. „Schizoids” (YouTube.com/user/darknightseeker). Nie znam personaliów jej autora, ale wszelkie poszlaki sugerują, iż jest to jakiś nauczyciel akademicki – ścieżka dźwiękowa brzmi, jakby została nagrana podczas wykładu na wyższej uczelni. W materiale, o którym mowa, DarkNightSeeker informuje swoich słuchaczy, że pojęcie schizoidii istnieje w psychiatrii od dawna, jednak kiedyś było ono znacznie szersze niż obecnie. Przykładowo, w 1925 r. Ernst Kretschmer podzielił schizoidów na dwa typy: „nadwrażliwy” i „niewrażliwy”. Ten pierwszy odpowiada kryteriom diagnostycznym współczesnego „unikającego zaburzenia osobowości” (AvPD), które w tamtych czasach nie stanowiło odrębnej jednostki nozologicznej[1]. DarkNightSeeker podkreśla, że jeszcze w latach 70. XX wieku pojęcie schizoidii obejmowało też niektóre objawy zaburzeń schizotypowych. Gdy ukazał się rewolucyjny podręcznik DSM-III (1980), z osobowości schizoidalnej powstały następujące kategorie medyczne: SPD, STPD i AvPD. Twórca omawianej prezentacji podważa słynny aseksualizm schizoidów. Wysuwa hipotezę, iż chodzi w nim o odrzucenie aktów płciowych opartych na miłosnej namiętności, a nie o brak zainteresowania fizyczną przyjemnością (chociaż dorośli z SPD faktycznie są mniej hedonistyczni od swoich zdrowych rówieśników!). Niektórzy schizoidzi się żenią albo wychodzą za mąż, lecz nie potrafią zapewnić swojej żonie lub swojemu mężowi emocjonalnego ciepła. Nawet w takich związkach pozostają oziębli, szorstcy.

Pasywni nudziarze

Tematowi schizoidalnego zaburzenia osobowości przyjrzała się także psycholog kliniczna Kati Morton, LMFT (licencjonowana terapeutka małżeńsko-rodzinna z Kalifornii, która zamieszcza swoje audiowizualne miniprodukcje na kanale YouTube.com/user/KatiMorton). W filmiku poświęconym SPD kobieta raportuje, że – według aktualnej edycji DSM – skrajna schizoidia składa się z dwóch podstawowych elementów. Pierwszym z nich jest tendencja do nieangażowania się w relacje interpersonalne, natomiast drugi komponent to ograniczona ekspresja emocjonalna względem napotykanych istot ludzkich. Te dwie słabości natury psychicznej przekładają się na konkretne zachowania chorego: preferencję samotnictwa i powściągliwość w okazywaniu uczuć. Zgodnie z tym, co ustalili autorzy DSM-5, dojrzałe SPD zaczyna się zwykle we wczesnej dorosłości (aczkolwiek pierwsze anomalie mogą być widoczne już w okresie niemowlęcym, o czym wyraźnie mówił DarkNightSeeker!). Zdaniem mgr K. Morton, schizoidzi jawią się otoczeniu jako bierni flegmatycy, których trudno wyprowadzić z równowagi i którzy wiodą monotonne życie bez większych aspiracji. Zdecydowanie nie są oni karierowiczami uczestniczącymi w wyścigu szczurów. Nie są też rodzinni: nie pielęgnują więzi z własnymi krewnymi. W stresujących sytuacjach mogą popadać w kilkuminutowe/kilkugodzinne epizody psychotyczne, ale rzadko oznaczają one początek schizofrenii. Mimo licznych podobieństw osobowość schizoidalna nie może być mylona z zaburzeniami ze spektrum autyzmu (ASD). Ludzie cierpiący na SPD nie zdradzają pędu do powtarzalności.

Schizophrenia Spectrum Disorders (SSD)

Według jednej z teorii dotyczących zdrowia psychicznego, patologie charakteru z klastra „A” przypominają pewne aspekty zaburzeń schizofrenicznych. DarkNightSeeker zwrócił uwagę na fakt, iż schizoidia jest podobna do negatywnych/deficytowych objawów schizofrenii, a schizotypia – do symptomów pozytywnych/wytwórczych. Jak twierdzi psycholog kliniczna Ramani Durvasula, Ph.D (wykładowczyni Uniwersytetu Stanu Kalifornia w Los Angeles, która systematycznie udziela wywiadów dla wirtualnej telewizji „MedCircle” – YouTube.com/channel/UCyGOloOIJWt8NlE4tnejQeA), istnieją twarde dowody na genetyczny związek między schizofrenią a innymi zaburzeniami z tego samego spektrum psychopatologicznego. Badania empiryczne pokazują, że problemy spod znaku SSD często występują w obrębie jednej rodziny biologicznej. Jeśli jesteś schizofrenikiem, to masz spore szanse na to, iż Twoje dzieci okażą się schizoidalne bądź schizotypowe. Jeżeli zaś rozwinęło się u ciebie SPD lub STPD, musisz wiedzieć, że Twoje potomstwo będzie szczególnie zagrożone zapadnięciem na schizofrenię. Oczywiście, dziedziczna predyspozycja to jeszcze nie wyrok skazujący… Wracając do schizoidalnego zaburzenia osobowości: dr R. Durvasula poucza, że przeciętnemu zjadaczowi chleba schizoid może się jawić jako osoba pogrążona w depresji. Wygląda on bowiem na człowieka apatycznego, który stracił zainteresowanie całym światem. Ale to tylko pozory. W rzeczywistości jednostka dotknięta SPD wcale nie rozpacza z powodu swojej pustej wegetacji. Jej domniemana „pochmurność” to de facto bezbarwna indyferencja.

Karuzela tożsamości

Joanna Zbroniec, BSc [Hons] (absolwentka rozszerzonych, licencjackich studiów psychologicznych oraz studiów podyplomowych z zakresu psychologii stosowanej i coachingu, brytyjska twórczyni internetowa znana z branżowego kanału „MindMastery” – YouTube.com/user/1Eruanis), skłania się w kierunku ciekawej koncepcji dotyczącej umysłowości schizoidów. Koncepcja ta głosi, że „prawdziwe ja”, którego schizoid strzeże jak oka w głowie, tak naprawdę nie istnieje. Osoba z SPD nie posiada spójnej, klarownej, ugruntowanej tożsamości, a zatem nie wie, kim jest i dokąd zmierza. Schizoidalne „ja” wydaje się rozbite na drobne kawałki. Naturalnie, nie wygląda to aż tak drastycznie jak w przypadku schizofrenii czy DID/MPD. Powoduje jednak, że w zależności od etapu życia lub sytuacji zewnętrznej schizoid może różnie postrzegać siebie, innych ludzi i swoje miejsce we wszechświecie. Jednostka cierpiąca na SPD ma tendencję do występowania w czterech karykaturalnych rolach: jako Władca, Niewolnik, Zdrajca albo Wygnaniec. Żadna z nich nie jest pełna ani trwała. Zmieniają się one niczym pory roku i wpływają na stosunki chorego ze środowiskiem społecznym. Czasem schizoid bywa narcystyczny, apodyktyczny i egoistyczny, innym razem – bezradny, ofiarny i zahukany. Niekiedy ogarnia go mizantropia i bunt przeciwko ludzkości, a niekiedy pragnienie, żeby rzucić wszystko i udać się na emigrację wewnętrzną. Teorię czterech tożsamości, na którą powołuje się lic. J. Zbroniec, ukuły same osoby schizoidalne. Podano ją na stronie samopomocowej SelfInExile.com (red. nacz. Rachel).

Fritz Riemann o schizoidach

Dość nieprzychylny obraz schizoidów wyłania się z książki „Oblicza lęku. Studium z psychologii lęku” niemieckiego psychoanalityka Fritza Riemanna (wydanie oryginalne – 1961, wydanie polskie – 2005). Z poglądami wyrażonymi w tym dziele zapoznaje nas autor artykułu „Osoba schizoidalna a miłość” zamieszczonego w rzymskokatolickim[2] serwisie Opoka.org.pl (stopka pod tekstem: „opr. aw/aw”). Możemy tam przeczytać, że pierwsze oznaki schizoidii bywają widoczne już w dzieciństwie (gdy dziecko ewidentnie nie radzi sobie w kontaktach z rówieśnikami) albo w okresie adolescencji (gdy nastolatek ciągle filozofuje w samotności i nie wykazuje zainteresowania romantycznymi uniesieniami). Problemy jednostki schizoidalnej ulegają nasileniu u progu dorosłości, kiedy głównym dylematem schizoida staje się konflikt wewnętrzny między napięciem seksualnym a strachem przed bliskością z drugim człowiekiem. Część osób dotkniętych SPD sięga wówczas po najgorsze rozwiązanie: decyduje się na przypadkowe kontakty płciowe z nieznajomymi partnerami. Niektórzy schizoidzi tworzą sztuczne układy intymne, w których druga osoba jest dehumanizowana oraz traktowana jako instrument do zaspokajania własnych popędów. W tych atrapach związków osoby schizoidalne bywają podłe wobec swoich partnerów – nieczułe, podejrzliwe i sarkastyczne. Nierzadko wyżywają się na nich, jakby „druga połówka” stanowiła idealny obiekt do rozładowywania stłamszonego gniewu. Jednostka cierpiąca na SPD jasno oddziela uczucia od erotyzmu. Uważa, że można miłować bez spółkowania i spółkować bez miłowania.

Schizoidzi w kulturze

Stereotypowym, indyferentnym, cynicznym schizoidem, w dodatku mocno oderwanym od rzeczywistości, jest sławetny „motylek, co ma wszystko w d…” – antybohater wulgarnej, humorystycznej animacji internetowej z przełomu tysiącleci (albo z początku XXI wieku). Owad ten ujawnia 100% symptomów SPD podanych w oenzetowskiej księdze ICD-10. Rozpoznanie schizoidalnego zaburzenia osobowości można by także postawić 29-letniej Valancy Jane Stirling, protagonistce zakręconej powieści „Błękitny Zamek” Lucy Maud Montgomery (1926). Przywołana książka opowiada o losach aspołecznej, zakompleksionej, marzycielskiej starej panny, która na wieść o swojej śmiertelnej chorobie gwałtownie przechodzi z trybu Niewolnika w tryb Zdrajcy. Według twórcy trzyczęściowej prezentacji multimedialnej „Schizoids” (czyli użytkownika portalu YouTube.com o pseudonimie DarkNightSeeker), jednym ze schizoidów jest odważny Bruce Wayne – Batman, Człowiek-Nietoperz, Mroczny Rycerz. Myślę, że owa etykietka pasuje zwłaszcza do klasycznej, hollywoodzkiej wersji tego superbohatera, którą zaproponowano w filmach „Batman” (1989) i „Powrót Batmana” (1992) z Michaelem Keatonem w roli głównej. Przykład utworu muzycznego o fenomenie schizoidii? Piosenka „Gdybyś był” poprockowej grupy Łzy (2006). „Ale ty jesteś zimny jak lód, obojętny jak głaz. Wolisz być sam, zupełnie sam. Ale ty jesteś zimny jak lód, obojętny jak głaz. Nie sprawię, byś chciał dzielić ze mną świat” – śpiewa wokalistka Ania Wyszkoni. Osobą mówiącą w przytoczonym tekście jest uczuciowa kobieta zakochana w schizoidalnym mężczyźnie.

Natalia Julia Nowak,
listopad 2019 roku

PS 1. Bonnie Evans, PhD – brytyjska historyk psychologii, badaczka sprzymierzona z londyńskim King’s College i Queen Mary University of London – pisze, że „w latach 40. i 50. XX wieku diagnozy schizofrenii, psychozy i autyzmu u dzieci były stosowane zamiennie” [źródło: „How autism became autism: The radical transformation of a central concept of child development in Britain”, Journals.SAGEpub.com]. Zdaniem uczonej, dopiero w latach 70. specjaliści nauczyli się odróżniać zaburzenia ze spektrum autyzmu (ASD) od zaburzeń ze spektrum schizofrenii (SSD). Nie zmienia to jednak faktu, że – jak donoszą lekarki Yael Dvir, MD i Jean A. Frazier, MD – „istnieją zarówno kliniczne, jak i biologiczne związki między autyzmem a schizofrenią” [źródło: „Autism and Schizophrenia”, PsychiatricTimes.com]. Jeśli zajrzymy do międzynarodowej klasyfikacji chorób ICD-10, przekonamy się, że zespół Aspergera – uwzględniony w rozdziale F84 razem z autyzmem dziecięcym i zespołem Retta – obejmuje pojęcia „schizoidalnego zaburzenia wieku dziecięcego” („schizoid disorder of childhood”) i „psychopatii autystycznej” („autistic psychopathy”). Informacja dla niewtajemniczonych: księga ICD-10 jest ogólnodostępna online w języku angielskim [ICD.WHO.int/browse10/2016/en]. Funkcjonuje ponadto witryna internetowa ICD10.pl z rozpoznaniami wszelkich schorzeń w językach polskim, angielskim i łacińskim.

PS 2. Dotychczas znalazłam dwa amatorskie wideoblogi prowadzone przez osoby, które podobno zostały zdiagnozowane jako schizoidzi: „Queen Spacegoat” (YouTube.com/user/piikaachoo) i „Stuff and Stuff” (YouTube.com/channel/UCZXUs03Ayf1Wcb4DEkHMBhA).

PRZYPISY

[1] Człowiek z AvPD (rozwinięcie akronimu: „avoidant personality disorder”) świadomie izoluje się od społeczeństwa, ale postępuje tak na skutek zaniżonej samooceny i paraliżującego strachu przed wyśmianiem, upokorzeniem tudzież odrzuceniem. Taki ktoś cierpi z powodu swojego osamotnienia i zastoju życiowego, jednak nie potrafi się przełamać i wyjść ze swojej strefy komfortu. W praktyce trudno rozstrzygnąć, gdzie przebiega granica między schizoidią a unikaniem. Symptomy AvPD i SPD często idą ze sobą w parze… Anglojęzyczna Wikipedia zawiera nawet hasło „Schizoid avoidant behavior” („Zachowanie schizoidalno-unikające”). Przykładem postaci z przewagą cech unikowych jest podmiot liryczny z piosenki „Creep” artrockowej formacji Radiohead (1992). Cytuję fragment rzeczonego utworu: „Gdy byłaś tu wcześniej, nie mogłem spojrzeć ci w oczy. Jesteś jak anioł, twoja skóra doprowadza mnie do płaczu. Unosisz się niczym piórko w pięknym świecie. Chciałbym być kimś szczególnym, ty jesteś kimś cholernie szczególnym. Ale jestem oblechem, jestem dziwadłem. Co, do diaska, tutaj robię? Nie przynależę tutaj”. Pozwolę sobie zakpić, że młodzi dorośli z AvPD, fobią społeczną lub „chorobliwą nieśmiałością” to wymarzeni klienci dla różnej maści „coachów kariery” i „trenerów rozwoju osobistego”. Pytanie za sto punktów: po co wydawać pieniądze na jakichś nowomodnych „mistrzów motywacyjnych”, skoro można skorzystać z darmowej pomocy psychiatry albo psychoterapeuty?! Tego rodzaju usługi są w Polsce dostępne w ramach Narodowego Funduszu Zdrowia.

[2] Warto wiedzieć, że Kościół rzymskokatolicki uznaje osoby schizoidalne za niezdolne do małżeństwa z przyczyn natury psychicznej. Oznacza to, iż nie mogą one wziąć ślubu wyznaniowego… przynajmniej dopóty, póki nie zostaną całkowicie wyleczone (a taki scenariusz wydaje się mało realistyczny, ponieważ zaburzenia osobowości z klastra „A” DSM-5 uchodzą za najbardziej oporne i niereformowalne!). „Nie może zawrzeć ważnego małżeństwa – które ze swej istoty jest międzyosobową relacją – osoba, która absolutnie nie jest zdolna wejść w taką relację ze swym współmałżonkiem. Osoby schizoidalne nie potrafią nawiązać międzyosobowej relacji polegającej na dawaniu siebie i przyjmowaniu” – pisze anonimowy adwokat kościelny na stronie Poradni Rodzinnej „Salomon” [„Osobowość schizoidalna a nieważność małżeństwa”, PoradniaSalomon.pl]. Wcześniej w tej samej notatce padają następujące stwierdzenia: „Schizoidia to brak syntonii. Syntonia zaś to cecha osobowości, która umożliwia współprzeżywanie, współodczuwanie (empatię) z innymi ludźmi. Ludzie schizoidalni mają nikłe możliwości nawiązania bezpośrednich kontaktów uczuciowych z innymi. Żyją w izolacji psychicznej, w swoim świecie przeżyć wewnętrznych. (…) Tego rodzaju zaburzona osobowość cechuje się brakiem potrzeby bliższych związków uczuciowych z innymi osobami, nie wyłączając członków rodziny, brakiem uczucia zadowolenia z kontaktów emocjonalnych z innymi. (…) Człowiek z osobowością schizoidalną żyje w swoim własnym świecie. Jego problemy i przeżycia są w centrum uwagi, nie zaś potrzeby drugiej strony czy też dziecka”. Z słów adwokata kościelnego wynika, że sakramentalne małżeństwo zawarte przez schizoida jest nieważne w oczach Boga i może zostać oficjalnie unieważnione przez sąd biskupi.

O hipisie, nerdzie i kradzieży pierwszego miliona

„Pierwszy milion trzeba ukraść”

Słowa przypisywane J.K. Bieleckiemu
(cyt. za: Wikicytaty, Pl.wikiquote.org)

UWAGA! UWAGA! UWAGA!
PONIŻSZA ANALIZA ZAWIERA SPOILERY!

Tytuł oryginalny: „Pirates of Silicon Valley”
Tytuł polski: „Piraci z Doliny Krzemowej”
Reżyseria: Martyn Burke (Kanadyjczyk, rocznik 1952)
Kraj i rok produkcji: Stany Zjednoczone Ameryki 1999
Instytucja sprawcza: TNT – Turner Network Television
Gatunek: dramat/komediodramat, obyczajowy, biograficzny
Na podstawie książki Paula Freibergera i Michaela Swaine’a
„Fire in the Valley: The Making of the Personal Computer”

„Piraci z Doliny Krzemowej” to półtoragodzinny, telewizyjny film fabularny mówiący o narodzinach korporacji informatycznych Apple i Microsoft. Bohaterami… a właściwie antybohaterami… opowieści są dwaj reprezentanci branży IT, których chyba nikomu nie trzeba przedstawiać: Steve Jobs (założyciel Apple’a) i Bill Gates (twórca Microsoftu). Zostali oni sportretowani jako młodzi, ambitni i pozbawieni skrupułów przedsiębiorcy, którzy chcą zawojować świat i mają głębokie poczucie misji dziejowej. Obaj rozumieją, że ludzkość stoi u progu rewolucji informatycznej, dlatego pragną stanąć na czele tego bezkrwawego przewrotu, aby trwale zapisać się na kartach historii. Początkowo młodzieńcy działają niezależnie od siebie, lecz później ich losy krzyżują się ze sobą i coraz bardziej potwierdzają biblijną sentencję: „Ostatni będą pierwszymi, a pierwsi ostatnimi” (Mt 20, 16)[1]. Dyskusyjną kwestią jest to, czy mamy tutaj do czynienia z dwoma równorzędnymi (anty)bohaterami, czy też z sukcesywnym protagonistą Jobsem, który finalnie zostaje zdetronizowany przez swojego perfidnego antagonistę Gatesa – niegdysiejszego współpracownika/podwykonawcę. Za tą drugą hipotezą przemawia fakt, że Steve’a poznajemy wcześniej niż Billa. Ja jednak najpierw opiszę BG, gdyż uważam go za postać o niebo ciekawszą. Film posiada aż dwóch narratorów: Steve’a Wozniaka z Apple’a i Steve’a Ballmera z Microsoftu. Są to, oczywiście, aktorzy wcielający się w role tych sławnych Amerykanów.

Firma Apple od początku swojego istnienia stawiała na maszyny łatwe w obsłudze. Dostrzegłszy ogromny potencjał w graficznym interfejsie użytkownika, zaczęła czerpać pełnymi garściami z osiągnięć przedsiębiorstwa Xerox, które już w roku 1973 skonstruowało komputer Alto umożliwiający m.in. granie w gry-strzelanki. Steve Jobs wzbogacił się szybciej niż Bill Gates, a w latach 80. wynajął Microsoft do napisania software’u dla nowoczesnego peceta Macintosh. Potem miał pretensje do Gatesa, gdy zobaczył, że rozwiązania znane z Maca (applowskie/xeroxowskie) znalazły się również w microsoftowskim oprogramowaniu Windows (1985). Rzeczony program był pierwotnie graficzną nakładką na MS-DOS, który Microsoft odkupił w 1980 r. od Tima Patersona. Niestety, DOS został wcześniej „ukradziony” (?) niejakiemu Gary’emu Kildallowi. Bill Gates zarobił krocie dzięki licencji na MS-DOS udzielonej korporacji IBM, a Kildall zmarł w niewyjaśnionych okolicznościach w lipcu ‘94. Według Jeffreya Younga, dziennikarza pisma „Forbes”, programista został zabity za „naszywki Harleya-Davidsona” przez karczemny gang motocyklowy[2]. Rok później BG uzyskał status najbogatszego człowieka świata. W „Piratach z Doliny Krzemowej” pojawia się postać Tima Patersona, natomiast nie ma żadnej wzmianki o Garym Kildallu i jego zagadkowej śmierci na śmietniku historii. No, ale trudno się temu dziwić. „Piraci…” mieli być opowieścią w wersji soft, a nie mrocznym kryminałem czy krwawym thrillerem.

WILLIAM „BILL” GATES
(ur. 28 X 1955 r.)

Zanim opiszę filmowego Billa Gatesa, pozwolę sobie odnotować, że prawdziwy Gates na 99% zmaga się z zespołem Aspergera – łagodnym zaburzeniem ze spektrum autyzmu[3]. Jest więc modelowym przykładem „ludożercy” rodem z wiersza Tadeusza Różewicza („Kochani ludożercy/ nie patrzcie wilkiem/ na człowieka/ który pyta o wolne miejsce/ w przedziale kolejowym/ zrozumcie/ inni ludzie też mają/ dwie nogi i siedzenie”)[4]. Jakie są główne objawy tego syndromu? Niezauważanie cudzych emocji, błędne ich interpretowanie lub nieliczenie się z nimi. Niezastanawianie się nad tym, że bliźni także myślą i czują. Dostrzeganie tylko czubka własnego nosa. Życie we własnym świecie, płomienna fascynacja jakimś tematem. Nieradzenie sobie w banalnych sytuacjach społecznych. Problem z budowaniem więzi międzyludzkich, szukanie raczej wspólnoty zainteresowań niż porozumienia dusz. Nawyki przypominające realizowanie jakiegoś algorytmu, nietolerowanie zmian w codziennej rutynie. Samotnictwo i wycofanie albo ustawianie wszystkich według własnego widzimisię. Chorobliwa nieśmiałość lub zachowywanie się jak słoń w składzie porcelany (obcesowość). Analityczność i wyrachowanie. Przemądrzałość, rzeczowy język, osobliwa intonacja głosu. Niezdarność ruchowa i różne dziwactwa (tiki, stereotypie, sensoryzmy – nadwrażliwości zmysłowe). Ekranowy BG wykazuje wiele objawów zespołu Aspergera, zatem warto obejrzeć „Piratów…” choćby dla tej znakomitej kreacji aktorskiej.

Jedną z pierwszych informacji, jakie otrzymujemy na temat Billa – z ust narratora Steve’a Ballmera, kolegi Gatesa z harvardzkiego akademika – jest spostrzeżenie, że żyje on według ściśle określonego algorytmu. „Ten facet mógł obrócić każdą ludzką sytuację w grę w pokera. Zapomnij o wykładach. Poker. Fakt, że dzisiejszej nocy świat może się skończyć? Nie ma problemu, poker. Albo: właśnie odkrywamy sens życia? Więcej pokera”[5] – opowiada Ballmer. Inną przedstawioną nam cechą BG jest gromadzenie przezeń czasopism erotycznych. „Jesteś jedynym facetem, jakiego znam, który mógłby budować meble z Playboyów” – żartuje kumpel przyszłego założyciela Microsoftu[6]. To specyficzne hobby mówi nam o Billu całkiem sporo, ponieważ skłonność do kolekcjonowania i układania różnych rzeczy jest typowa dla autyzmu. Jednocześnie Gates, który jawi się jako zapalony miłośnik nagich kobiet, nie przepada za realnym kontaktem z płcią przeciwną (woli oddawać się swoim pasjom niż „tracić czas” z prawdziwymi dziewczynami). Zresztą, zupełnie sobie nie radzi w roli uwodziciela. Gdy już próbuje kogoś poderwać, ponosi klęskę przez swoją drętwotę i nietaktowność. Dlaczego? Wedle obiegowej opinii, jednostki z zaburzeniami autystycznymi mają miejscowo zablokowane (lub wręcz zredukowane liczebnie!) neurony odpowiedzialne za zdolność do empatii. Przyczyna może więc tkwić na poziomie „hardware”, nie „software”. Brak piątej klepki, trochę jak u psychopatów.

Podczas seansu „Piratów z Doliny Krzemowej” szybko żegnamy się z wizją Billa jako studenta prestiżowej uczelni. Młody Gates rezygnuje bowiem z nauki, żeby – wraz ze swoim przyjacielem z czasów szkolnych, Paulem Allenem – pisać programy komputerowe i sprzedawać je wszystkim napotkanym producentom komputerów (na krótki czas znika nam z oczu Ballmer, jednak pozostaje on narratorem w niektórych scenach dotyczących dziejów Microsoftu). W życiu bohatera zachodzi iście rewolucyjna zmiana, lecz jego objawy wskazujące na zespół Aspergera wcale nie ustępują. Manifestują się za to nowe ekscentryzmy. Przede wszystkim, okazuje się, że chociaż BG należy już do grupy wiekowej 20+, nadal ma problem z „ogarnięciem” swojego codziennego życia. Jest wyjątkowo fajtłapowaty, roztargniony i źle zorganizowany, ciągle coś gubi albo czegoś zapomina, wchodzi nawet w konflikt z prawem za nieprzepisową jazdę samochodem. Są to bardzo poważne sygnały, iż młodzieniec może mieć lekki kłopot z prawą półkulą mózgową – dokładnie tą samą, która odpowiada za relacje międzyludzkie. Tymczasem lewa półkula działa u niego na pełnych obrotach (programowanie komputerów, analizowanie rynku IT, robienie korzystnych dla MS interesów). Bill jest tak niesamodzielny, że musi – przynajmniej na początku swojej kariery biznesowej – wozić ze sobą rodzoną matkę. W kontrahentach wzbudza raczej negatywne odczucia, bo jest zaniedbany, niehigieniczny i ogólnie „chłopaczkowaty”.

Z badań wynika, że mężczyźni autystyczni są mniej męscy od swoich rówieśników, a kobiety – mniej kobiece. Chodzi tutaj o rysy twarzy: proporcje, odległości itp[7]. Powszechnie uważa się również, że dorośli z zespołem Aspergera wyglądają nienaturalnie młodo jak na swój wiek (np. 30-latkowie mogą sprawiać wrażenie 18-latków). Czym to może być spowodowane? „Zaskakujący jest stan fizyczny osób niedojrzałych emocjonalnie. Zazwyczaj wyglądają na młodsze niż są w rzeczywistości” – podaje studentka psychologii Monika Wilk na stronie Psychika.net[8]. Ludzie dotknięci zespołem Aspergera mają normalny, a często nawet wysoki iloraz inteligencji, ale pod względem kompetencji społecznych przypominają „dzieci w ciałach dorosłych”. Wielu z nich cechuje się także dziwną prozodią wypowiedzi. Osobnik taki może mówić powoli, beznamiętnie i mrukliwie, albo odwrotnie – głośno popiskiwać dziecinnym głosikiem. Niektórzy prawie w ogóle nie mówią, bo mają jakąś blokadę wewnętrzną (mutyzm wybiórczy). Czasem zespół Aspergera wiąże się z drobnymi anomaliami w ekspresji twarzy. Osoba z tym syndromem może wiecznie zachowywać „twarz pokerzysty” (martwą, kamienną, lodowatą fizjonomię) bądź wyróżniać się nadmierną, przesadną, wyolbrzymioną mimiką. Najpowszechniejszą oznaką „aspergeryzmu” jest jednak unikanie kontaktu wzrokowego. Problem ów bywa dostrzegalny już u małych dzieci. Oczywiście, nie każdy „aspie” musi mieć ten sam zestaw objawów zaburzenia.

W latach 70. i 80. (tudzież jeszcze na początku lat 90.) XX wieku Bill Gates wyglądał na indywiduum dużo młodsze niż w rzeczywistości oraz dysponował rześkim głosem, jakiego nie powstydziłby się nastoletni licealista. Oglądając „Piratów z Doliny Krzemowej”, nie mamy możliwości podziwiania tych cech, albowiem cały czas obserwujemy aktora, a nie prawdziwego szefa Microsoftu. Wypada jednak odnotować, że inne postacie reagują na Billa jak na niezwykle młodego chłopaka. Jest to tym istotniejsze, że nikt nie traktuje w podobny sposób filmowego Steve’a Jobsa (będącego przecież w tym samym wieku co Gates!). Zwróćmy również uwagę na fakt, iż odtwórca roli BG wydaje z siebie dość wysokie dźwięki, szczególnie w scenach, w których nerdowaty[9] przedsiębiorca mocno się złości/denerwuje. Czy ekranowy Bill utrzymuje kontakt wzrokowy z innymi ludźmi? Raczej tak, lecz czasem z pewnym wysiłkiem (to akurat można wyjaśnić nieszczerością i brudnymi intencjami). Mimika Gatesa z „Piratów…” nie oddaje w pełni karykaturalnej ekspresji twarzy, jaką odznacza się autentyczny założyciel MS. Prawdziwy BG często chichocze i prezentuje – choćby półgębkiem – szelmowskie uśmieszki, jakby miał nieudolnie skrywany ubaw ze swoich słuchaczy. Zarówno realny, jak i udawany Bill wykazują niekiedy objaw typowy dla cięższych odmian autyzmu. Chodzi tutaj o charakterystyczne, mimowolne kołysanie się w przód i w tył, uskuteczniane w chwilach głębokiej zadumy[10].

Zespół Aspergera nie jest chorobą, tylko całościowym zaburzeniem rozwojowym, ale generuje tyle przykrości w życiu jednostki, że faktycznie grozi chorobami i zaburzeniami psychicznymi. Jedną z psychopatologii, które nagminnie spotyka się u „aspies”, jest nerwica natręctw, czyli zaburzenie obsesyjno-kompulsywne. Filmowy Bill Gates co najmniej czterokrotnie pada ofiarą własnych wątpliwości, wyrzutów sumienia, intruzywnych myśli oraz katastroficznych wizji. Incydent pierwszy: gdy Steve Ballmer „siłą” zaciąga BG do baru ze striptizem, przyszły założyciel Microsoftu nagle wpada w panikę, bo przypomina sobie, że nie napisał programu ładującego (w związku z tym Paul Allen nie zdoła zaprezentować Edowi Robertsowi oprogramowania dla maszyny Altair 8800, a wtedy Gates będzie musiał zostać na Harvardzie i pożegnać się z karierą programisty). Incydent drugi: gdy Bill wybiera się do Albuquerque w celu przeprowadzenia negocjacji biznesowych z Robertsem, niespodziewanie kamienieje ze strachu, po czym uzasadnia swoją reakcję: „Właśnie pomyślałem o Harvardzie. To zaraz minie”. Incydent trzeci: gdy BG słyszy, że jego sąsiad z motelu (któryś ze współpracowników?) spędza upojną noc z prostytutką, pyta retorycznie: „Rzuciłem Harvard w imię czegoś takiego?”. Incydent czwarty: gdy Gates i Ballmer (sprowadzony do MS w 1980 r.) czekają, aż Allen wróci z rozmów z Timem Patersonem, nasz ulubieniec dramatyzuje: „Całe moje życie wisi na włosku!”.

Skoncentrujmy się jednak na objawach stricte autystycznych. W pierwszej połowie „Piratów…” mamy scenę, w której Bill Gates, Paul Allen i jeden z zatrudnionych przez nich studentów ciężko pracują nad oprogramowaniem dla różnych prymitywnych komputerów. Nagle rozbrzmiewa – odtworzony przez BG – plik lub nośnik danych ze staroświecką muzyką. Paulowi robi się wówczas słabo. Tak słabo, że zarzuca Billowi, iż „znowu” włącza piosenki Franka Sinatry, których pozostali pracownicy Microsoftu nie są już w stanie słuchać. Niby nieistotny drobiazg, ale informuje nas o dwóch ciekawych ekscentryzmach Gatesa. Primo: założyciel MS jest człowiekiem niezależnym umysłowo, który – także w kwestii upodobań muzycznych – polega wyłącznie na własnym guście i nie próbuje się dostosowywać do aktualnych mód obowiązujących wśród młodych ludzi. Nie ma w tym nic zdrożnego, lecz to swoiste wolnomyślicielstwo stanowi ewidentny dowód na bycie outsiderem niezważającym na opinię „demokratycznej większości”. Prawdopodobnie Bill nawet nie wie, co jest obecnie „na topie” w jego grupie wiekowej, gdyż nie chodzi na imprezy i nie interesuje się cudzym życiem. To ostatnie, niestety, podpada pod „dostrzeganie tylko czubka własnego nosa”. Secundo: jęk Allena („znów Frank Sinatra!”) uzmysławia nam, że BG praktycznie nie zmienia repertuaru – odtwarza wciąż te same kawałki, na okrągło, aż do znudzenia. Czyż nie jest to… typowe dla autyzmu umiłowanie powtarzalności?

Pospolitą wadą „aspergerowców” jest ich jednostronna i monotematyczna komunikacja z otoczeniem. Osoby dotknięte zespołem Aspergera nie przepadają za ploteczkami ani pogawędkami, ale potrafią godzinami rozprawiać o swoich pasjach bądź uzewnętrzniać się do granic ekshibicjonizmu psychicznego. Ich wywody są kwieciste i treściwe, naszpikowane literackim i specjalistycznym słownictwem. Uderzający jest jednak fakt, że autorzy tych monologów nie wykazują zainteresowania wiedzą, poglądami ani przeżyciami innych ludzi. Często nawet nie zauważają albo mają w nosie, że słuchacze są znudzeni/zażenowani tymi wykładami lub zwierzeniami. W „Piratach z Doliny Krzemowej” mamy taki fragment, w którym Bill – prowadzący samochód – z zapałem opowiada koledze o tym, jaki to genialny wzór matematyczny wymyślił. Jednocześnie ignoruje samego kolegę, który rozpaczliwie błaga go o zmniejszenie prędkości jazdy. Dalszy ciąg tej sekwencji: nakręcony Gates zatrzymuje auto i namawia swojego towarzysza do porwania – dla hecy – dwóch stojących nieopodal buldożerów. Widzimy tutaj, że pozornie „sztywny” nerd też umie być spontaniczny, ale jest w tym szalenie infantylny niczym mały chłopiec uwięziony w ciele dorosłego mężczyzny. Na skutek omawianego wybryku zostaje zniszczony samochód należący do Paula Allena. Kiedy współzałożyciel Microsoftu wyraża ubolewanie z powodu tego zdarzenia, Bill nie okazuje skruchy ani współczucia (jak obojętny półpsychopata!).

Ekranowy BG nie jest bohaterem dynamicznym, albowiem liczne przywary trapiące go na początku filmu towarzyszą mu także w późniejszych scenach. A trzeba przyznać, że „Piraci…” wyróżniają się dość rozległym czasem fabularnym. Zasadnicza akcja opowieści rozgrywa się w latach 1971-1985, jednak mamy tam również nawiązania do roku 1997 (Bill Gates jako Wielki Brat dominujący nad przegranym Steve’em Jobsem) tudzież słowne odwołania do dzieciństwa/nastoletniości szefa Microsoftu. Gdy poznajemy Gatesa jako studenta Uniwersytetu Harvarda (1974), otrzymujemy sugestię, że ma on kłopot z zachowaniem schludnego wyglądu oraz porządku w swoim najbliższym otoczeniu. „Nasze pokoje były jak kasyno. Ściślej mówiąc, zabałaganione kasyno” – brzmi fragment narracji Steve’a Ballmera. BG nie wyrasta z niechlujności praktycznie do końca filmu. Weźmy na przykład okres, w którym mieszka on i pracuje w Albuquerque na południu USA. Sprowadzona przez niego matka musi mu stale przypominać: „Umyj/uczesz włosy”, „Zmień koszulę”. W latach 80., gdy Microsoft ma już za sobą pierwsze istotne sukcesy, obcy fotoreporter spostrzega, że Gates paraduje w brudnych, dziurawych i niegustownych ubraniach. Dlaczego podkreślam akurat tę cechę? Bo „aspies” często mają problem z przestrzeganiem higieny osobistej. Jedną z przyczyn tego stanu rzeczy jest ich nadwrażliwość zmysłowa – na mydło, szampon do włosów, pastę do zębów, proszek do prania, drażniące tkaniny itd.

Kiedy Bill tłumaczy swoją filozofię biznesową, używa wyrażeń „przetrwać” i „być potrzebnym”. Myślę, że chodzi tu o coś więcej niż tylko o utrzymanie się na rynku i kreowanie potrzeb konsumentów. To są osobiste pragnienia niepełnosprawnej, wkraczającej w dorosłe życie jednostki, która ma świadomość, że jest słaba, ale musi jakoś funkcjonować w socjaldarwinistycznym społeczeństwie amerykańskim. Nie będzie przecież wiecznie polegać na rodzicach ani na kolegach z akademika. Ta naturalna obawa o własną przyszłość – połączona z udziałem w wyścigu szczurów – popycha Gatesa w kierunku czynów wysoce nieetycznych[11]. Gdyby Bill był przyzwoitym obywatelem, zapewne skończyłby studia i podjąłby pracę na jakimś mało eksponowanym stanowisku (zgodnym z uzdolnieniami i zamiłowaniami). Tylko tyle i aż tyle mógłby uczciwie osiągnąć w swoim niełatwym położeniu. Ale BG usiłuje oszukać przeznaczenie. Pcha się do biznesu, choć nie jest do niego stworzony. Kłamie, kradnie, wprowadza w błąd, uprawia wampiryzm energetyczny, działa metodą faktów dokonanych, ponieważ samą pracą i osobowością nie potrafi pokonać swoich konkurentów. Mijanie się z prawdą to główny oręż raczkującego Microsoftu. Gates i spółka zaczynają od drobnych, niegroźnych kłamstewek, a kończą na wielkich, poważnych hochsztaplerstwach (takich jak okantowanie IBM-u). Łgarstwem założycielskim MS są słowa Billa wypowiedziane przez telefon do Eda Robertsa: „Z tej strony Paul Allen…”.

STEVEN „STEVE” JOBS
(ur. 24 II 1955 r., zm. 5 X 2011 r.)

Drugi – a właściwie pierwszy, bo zaprezentowany w pierwszej kolejności – antybohater „Piratów z Doliny Krzemowej” nie był człowiekiem tak głęboko zaburzonym jak jego autystyczny rywal. Nie ulega jednak wątpliwości, że miał problemy z samym sobą (narcyzm kliniczny), a za ich przyczynę uznaje się traumę z dzieciństwa i wynikający z niej kryzys tożsamości. Steve Jobs pojawił się na świecie… przez przypadek. Urodziła go bowiem niemiecko-szwajcarska katoliczka Joanne Schieble, która zaszła w nieplanowaną ciążę z syryjskim muzułmaninem Abdulfattahem al-Jandalim. Steve – jako niemowlę „wpadkowe” i pochodzące z kontrowersyjnego związku – został oddany do adopcji, czyli wcześnie oddzielony od matki biologicznej, co z pewnością zachwiało jego poczuciem bezpieczeństwa. Małego, mieszanego rasowo chłopca przygarnęło bezdzietne małżeństwo: Paul Jobs (kalwinista o burzliwym życiorysie) i Clara z domu Hagopian (córka ormiańskich imigrantów). Państwo Jobsowie otoczyli Steve’a należytą opieką, ale nie ustrzegli go przed trudnymi pytaniami typu: „Kim jestem?”, „Dlaczego rodzice mnie porzucili?”, „Czemu Paul i Clara wybrali akurat mnie?”, „Po co ja się urodziłem?”, „Czy jestem komukolwiek potrzebny?”. Przyszły założyciel Apple’a długo szukał dla siebie miejsca na tym łez padole. Głównie poza domem – w subkulturach młodzieżowych i alternatywnych ruchach społecznych (hipisi, konsumenci LSD, frutarianie, weganie, głosiciele wierzeń Wschodu).

Taki jest też filmowy Steve Jobs, którego poznajemy jako zbuntowanego nastolatka noszącego brodę, długie włosy i luźne ubrania (rok 1971). Ten wczesny SJ sprawia wrażenie standardowego produktu swojej epoki, ale wydaje się lepiej (od innych wywrotowców) rozumieć, w jakim kierunku pójdą oczekiwane zmiany społeczne. W jednej z pierwszych scen Jobs – wraz ze swoim przyjacielem, obiecującym wynalazcą Steve’em „Wozem” Wozniakiem – bierze udział w charakterystycznych dla tamtych czasów zamieszkach studenckich. Po chwili młodzieńcy wycofują się na bezpieczną odległość, a SJ mówi z politowaniem o protestujących przeciwnikach wojny wietnamskiej: „Ci faceci myślą, że są rewolucjonistami. Ale nimi nie są. To my nimi jesteśmy”. Chodzi mu o to, że on i Woz zajmują się udoskonalaniem nowych technologii, a to właśnie urządzenia teleinformatyczne zmienią kiedyś oblicze Ziemi. Steve wierzy, że człowiek przyszłości będzie wyemancypowanym indywidualistą, lecz nie osiągnie tego statusu dzięki przewrotowi politycznemu, tylko dzięki pomysłowym sprzętom umożliwiającym swobodną komunikację między obywatelami. W opinii Jobsa taki scenariusz jest „nie na rękę” obecnemu establishmentowi oraz szeroko pojętym środowiskom konserwatywnym. Wkrótce nasz antysystemowiec dojdzie do wniosku, że nic się na świecie nie poprawi, dopóki nie zostanie przełamany monopol korporacji informatycznej IBM (produkującej duże komputery dla „skostniałych” instytucji).

Dwaj Steve’owie dorastają w Kalifornii, a dokładnie – na ziemiach wchodzących w skład Doliny Krzemowej. Codziennie mają kontakt z ludźmi świetnie znającymi się na elektronice. Jedną z osób, które wywierają szczególny wpływ na życie SJ i SW, jest tajemniczy jegomość znany pod pseudonimem Captain Crunch[12]. Dzięki jego wiedzy i sprytowi Wozniak opracowuje Blue Box – niewielki gadżet pozwalający na darmowe (aczkolwiek nielegalne) telefonowanie do wszystkich zakątków globu. Już na tym etapie działalności Steve’ów zaczyna się zarysowywać wyraźny podział ich pracy. „Ja budowałem Boxy, a Steve je sprzedawał” – opowiada narrator Woz. Gdy SW stwierdza, że dalsza produkcja Blue Boxów może być niebezpieczna, postanawia własnoręcznie zbudować komputer osobisty. I tutaj znów niespodzianka. Okazuje się, że SJ (który w XXI wieku „obdaruje” ludzkość iPodami, iPadami i iPhone’ami) nie jest zbyt zadowolony z tego śmiałego konceptu! „Potrzebujemy Blue Boxów, nie komputerów” – marudzi przyszły założyciel Apple’a. Młody Jobs nie widzi w maszynach liczących nic atrakcyjnego, ponieważ prowadzi intensywny tryb życia, a komputery stacjonarne zmuszają swoich użytkowników do monotonii i zamknięcia w czterech ścianach. Komuś takiemu, jak on, marzy się zaawansowane urządzenie mobilne lub przynajmniej lekki, przenośny pecet. Ten sen ziści się dopiero w styczniu 1984 r., kiedy firma Apple wypuści na rynek poręczny i multimedialny komputer Macintosh.

Pierwszy PC skonstruowany przez Wozniaka przypadkowo staje w płomieniach. Majsterkowicz nie zraża się jednak tym niepowodzeniem i wkrótce buduje następny komputer, który przejdzie do historii jako Apple I. SW i SJ – prawdziwe papużki nierozłączki – prezentują wynalazek na zebraniu Homebrew Computer Club. Ku ich zaskoczeniu urządzenie spotyka się z ogromnym entuzjazmem klubowiczów. Wtedy też wychodzi na jaw kolejna cecha Jobsa: charyzma, showmaństwo, dryg oratorski. Mimo że to Woz zbudował Apple I, całą uwagę skupia na sobie SJ, który wygłasza improwizowaną przemowę do sporej grupy komputerowców. Od tego momentu (chociaż pierwsze symptomy były dostrzegalne już w czasach handlowania Blue Boxami) możemy mówić o żerowaniu Jobsa na talencie Wozniaka. Staje się to szczególnie widoczne w scenie, w której do garażu będącego pierwszym warsztatem Apple’a przyjeżdża doświadczony inwestor Mike Markkula. Przybysz nieopatrznie nazywa SW „pracownikiem nr 1”, a SJ – „pracownikiem nr 2”. Słowa te doprowadzają Jobsa do irytacji. Młodzieniec stanowczo podkreśla, że to on, a nie Woz, jest „pracownikiem nr 1”, ewentualnie „pracownikiem nr 0”. Skromny Wozniak deklaruje, iż dla niego owe liczby „nie mają znaczenia”. Wynalazca chyba nie zdaje sobie sprawy z tego, co to znaczy być „pracownikiem nr 1” lub „pracownikiem nr 2”. Na razie faktycznie jest to nieistotne, ale gdy w grę wejdą grube miliony dolarów, sława medialna i pozycja społeczna…!

Powiedzmy sobie szczerze: Steve Wozniak to jedyna uczciwa – lecz szokująco naiwna – postać w tym 95-minutowym filmie. O jego nieskazitelnym charakterze świadczy chociażby fakt, że pozostaje on lojalny wobec swojego pierwszego pracodawcy, firmy Hewlett-Packard (SW podpisał niegdyś kontrakt, zgodnie z którym HP ma mieć pierwszeństwo patentowe do każdej maszyny Woza. A ponieważ Apple I powstał w okresie, kiedy Wozniak był jeszcze zatrudniony w Hewletcie-Packardzie, prostoduszny konstruktor decyduje się oddać swoje dzieło potężnemu chlebodawcy. Na szczęście, niewyczuwające „ducha czasu” przedsiębiorstwo odrzuca ów niepozorny „gadżet dla zwykłych ludzi”). Po drobnym sukcesie, jakim było ciepłe przyjęcie Apple I przez członków klubu komputerowego, nadchodzi pierwsze przełomowe dokonanie. Rewolucyjny pecet Apple II (z niespotykaną w latach 70. kolorową grafiką) robi furorę na targach komputerowych w San Francisco. Nowy wynalazek SW tak bardzo podoba się klientom, że praktycznie nie wykazują oni zainteresowania innymi prezentowanymi tam maszynami, np. urządzeniem Altair 8800. Jak nietrudno odgadnąć, sytuacja ta mocno niepokoi – obecnych w pomieszczeniu – Billa Gatesa i Paula Allena. Chociaż gawiedź gromadzi się wokół peceta Apple II, Steve Jobs czuje się, jakby to on, nie zaś komputer czy jego twórca, był obiektem fascynacji tłumu. „Po raz pierwszy w życiu ludzie przychodzą do mnie, a nie ja do nich” – mówi uradowany SJ do SW.

Zauważmy, że w miarę rozkręcania się działalności gospodarczej buntowniczość Jobsa zaczyna blednąć i tępieć. Dopóki młodzieniec pracował dorywczo i pomagał Wozowi w rozprowadzaniu Blue Boxów, był bezkompromisowym antysystemowcem kontestującym zastany porządek społeczny oraz reguły obowiązujące w świecie dorosłych. Gdy jednak pojawia się szansa na zdobycie pokaźnego majątku, hipisowska kontrkulturowość ustępuje miejsca postawom bardziej konformistycznym. Jaskrawymi oznakami tej psychologicznej metamorfozy są radykalne zmiany w wizerunku Steve’a. Najpierw znika broda i długie włosy. Potem zostają zgolone wąsy, a na grzbiecie ląduje elegancki garnitur… Z całym szacunkiem dla zmarłego założyciela Apple’a, ale ta zdumiewająca ewolucja przywodzi mi na myśl stopniową degenerację Świń z „Folwarku Zwierzęcego” George’a Orwella[13]. Jak pamiętamy, Świnie przewodziły zwierzęcej rebelii i głosiły antyludzkie hasła. Wraz z upływem czasu zaczęły jednak przejmować cechy swoich dawnych ciemiężycieli, a ostatecznie stanęły na dwóch nogach, przywdziały ludzkie ubrania i zagrały w karty z przedstawicielami gatunku Homo sapiens. Co się tyczy SJ, w drugiej połowie „Piratów…” wypowiada on zaskakujące słowa: „Przegapiliśmy Wietnam. To jest nasz Wietnam”. Na końcu filmu Jobs zostaje przykładnym mężem i ojcem, choć wcześniej gardził (?) instytucją małżeństwa, uprawiał wolną miłość i nie chciał mieć nic wspólnego ze swoją nieślubną córką Lisą.

Wątek nieplanowanego ojcostwa Steve’a Jobsa jest w „Piratach…” mocno wyeksponowany. Zagadnieniu temu poświęcono kilka osobnych scen, poza tym wraca się do tej sprawy również przy innych okazjach. Reżyser ostro napiętnuje bohatera za wypieranie się „wpadkowej” córeczki. Szkoda, że nie jest równie bezlitosny wobec matki dziecka[14], która nie powinna była sypiać z niezrównoważonym facetem, w dodatku niebędącym jej legalnym współmałżonkiem. Dlaczego „niezrównoważonym”? Bo już na długo przed „wpadką” SJ miewał nieadekwatne do sytuacji napady złości, zażywał środki odurzające, korzystał z usług psychoterapeuty, a nawet pielgrzymował do Indii, żeby tam zrozumieć samego siebie. Każda poczytalna kobieta o prawidłowo rozwiniętej inteligencji potrafi przewidzieć konsekwencje pójścia do łóżka z osobnikiem płci przeciwnej. Nie ma absolutnie nic niewinnego w zajściu w przedmałżeńską ciążę. A tymczasem kochanka Jobsa jest nam prezentowana jako anielska istota, wręcz Madonna z Dzieciątkiem, którą „podły Steve” wykorzystał i zostawił. Wracając do wspomnianych wcześniej napadów złości: ten problem nasila się wraz z upływem czasu. SJ coraz łatwiej wpada w gniew. Ponadto ma skłonność do ubliżania innym ludziom, poniżania ich, werbalnego znęcania się nad nimi. Szef Apple’a zmusza swoich pracowników do pracy ponad siły (90 godzin tygodniowo i więcej!), a gdy nie spełniają jego wygórowanych oczekiwań, obrzuca ich niewyszukanymi obelgami.

Po spektakularnym sukcesie maszyny Apple II, dzięki któremu przedsiębiorstwo dwóch Steve’ów stało się jednym z liderów branży IT, następuje długotrwała stagnacja. Coraz bardziej sfrustrowany SJ – który ma już pewne doświadczenie w strojeniu się w cudze piórka – postanawia dokonać czynu nagannego etycznie. Otóż załatwia sobie i garstce swoich ludzi przepustkę do instytutu badawczego Xerox PARC, żeby zobaczyć ukrywany przed światem komputer Alto z graficznym interfejsem użytkownika, a następnie go odwzorować i zaprezentować opinii publicznej jako oryginalny twór Apple’a. Adele Goldberg, menedżerka grupy inżynierów, którzy opracowali urządzenie, jest załamana decyzją władz Xeroxa. Ma świadomość, że Alto to rewolucyjny wynalazek, a Steve Jobs chce go ukraść prawowitym właścicielom[15]. Jednakże ta Kasandra przemysłu high-tech postępuje w sposób, jakiego nie powstydziłaby się poddana japońskiego cesarza: wbrew własnemu sumieniu wykonuje rozkaz przełożonych i pokazuje konkurentom arcydzieło swojego zespołu[16]. Kilka lat później PC Alto podbija rynek jako applowski Macintosh[17]. Zanim do tego dochodzi, SJ sam zostaje potraktowany tak, jak niegdyś potraktował rudowłosą Goldberg. Młodzieniec wpuszcza do siedziby Apple’a delegację Microsoftu i prezentuje Gatesowi oraz jego kumplom prototyp Maca. A potem jest wściekły, kiedy odkrywa, że rywale skopiowali macowskie oprogramowanie i sprzedają je jako system operacyjny Windows.

„Niedzielne ofiary i oprawcy niedzielni.
Każdy ponad każdym, wszyscy najmądrzejsi”

White House Records & WWO,
„Każdy ponad każdym” (2004)

REFLEKSJE PO SEANSIE

„Piraci z Doliny Krzemowej” to film intrygujący zarówno pod względem treści, jak i formy. Dzieło rozpoczyna się nawiązaniem do słynnej reklamy Apple’a z lat 80. XX wieku, której akcja rozgrywa się w realiach powieści „Rok 1984” George’a Orwella. Narrator Steve Wozniak zwraca uwagę na pokazany w wideogramie olbrzymi teleekran z twarzą Wielkiego Brata. Stwierdza, że antyutopijna wizja z reklamy urzeczywistniła się w 1997 r., gdy na podobnym ekranie wyświetlono świętoszkowatą fizjonomię Billa Gatesa, od teraz ważnego udziałowca firmy Apple. Po tym wstępie cofamy się w czasie do lat 70., żeby uzyskać odpowiedź na pytanie: „Jak do tego doszło?”. Akcja właściwa „Piratów…” jest więc retrospekcją, powoli zmierzającą do wydarzeń roku 1983 (kręcenie wiadomej reklamy) i 1997 (tryumf Gatesa nad Jobsem). „Piraci z Doliny Krzemowej” to produkcja wypełniona typowo amerykańskim poczuciem humoru. Zawarty w niej komizm słowny i sytuacyjny nie jest może komizmem najwyższych lotów, ale potrafi łatwo i skutecznie rozbawić widza. Oglądając analizowany film, trudno nie zauważyć licznych analogii fabularnych, które mają udowodnić, że SJ i BG są siebie warci. Zdanie „Dobrzy artyści kopiują, wielcy kradną” pada w „Piratach…” dwukrotnie, zupełnie jak refren prostej piosenki. A skoro już o piosenkach mowa: w obrazie wykorzystano fragmenty wielu chwytliwych utworów z czasów młodości Steve’a i Billa (np. The Guess Who – „No Time”). Podkreślają one klimat tamtej zwariowanej epoki.

Mam 27 lat, używam komputera codziennie (z kilku- i kilkunastodniowymi przerwami) od 5 roku życia. To jest 81,48% mojego żywota. Od początku tej przygody aż do dnia dzisiejszego korzystam z systemów operacyjnych MS Windows. W moim domu były kolejno: Windows 95, Windows 98, Windows 2000, Windows XP, Windows Vista i Windows 10 (wcześniej trafił mi się „komputer domowy” Commodore 64 z microsoftowską odmianą BASIC-a, ale używałam go tylko do sporadycznego grania w gry wideo. Za swojego pierwszego „prawdziwego” peceta uznaję stacjonarnego Adaxa z zainstalowanym oprogramowaniem Win95. Dodam jeszcze, że moje starsze Windowsy były trwale sprzężone z MS-DOS). Oprócz produktów Microsoftu było mi dane poznać mobilny OS Android, który należy do Google’a, a bazuje na jądrze Linuxa. Nigdy nie kupiłam żadnego urządzenia Apple’a ani nie trzymałam w dłoniach czegoś takiego. Wypadałoby więc mieć na uwadze, że nie mogę być obiektywnym sędzią w sprawie „Microsoft vs Apple”. Gram w drużynie windowsiarzy i na pewno mam trochę skrzywiony, pro-Gatesowy obraz rzeczywistości. Korzystanie z software’u MS jest dla mnie tak oczywiste, jak mówienie prozą. Szczerze powiedziawszy, nigdy się nad tym głębiej nie zastanawiałam (no, może raz, gdy pilnie potrzebowałam oryginalnego Office’a[18]). I chyba na tym polega tryumf Wielkiego Brata. On ma Cię w garści, a Ty nawet tego nie czujesz… To jest kompletnie inny rodzaj niewoli niż „sekciarstwo” i „szpanerstwo” zagorzałych fanów Apple’a.

NATALIA JULIA NOWAK,
sierpień-listopad 2018 r.

PS 1. W trakcie pracy nad niniejszym artykułem przypadkowo dowiedziałam się o śmierci Paula Allena, współzałożyciela Microsoftu. Programista zmarł 15 października 2018 r. „z powodu powikłań związanych z nowotworem – chłoniakiem nieziarniczym” (Adam Bednarek, „Paul Allen: nie żyje współzałożyciel Microsoftu”, Tech.wp.pl). Cześć jego pamięci!

PS 2. Moja analiza „Piratów z Doliny Krzemowej” – chociaż bardzo obszerna – nie wyczerpuje tematu w 100%. Pozwoliłam sobie pominąć wątek stopniowego przepoczwarzania się firmy Apple w religijną sektę destrukcyjną (z dziwaczną, pełną metafizyki terminologią, hasełkami wkuwanymi na pamięć, poczuciem misji dziejowej, krucjatą przeciwko wyimaginowanym wrogom, ideą kształtowania ludzkich umysłów, kultem guru – Steve’a Jobsa oraz szkodliwym podziałem personelu na dwie zwalczające się frakcje). Polecam samodzielnie zbadać i przemyśleć to zagadnienie, bo tego po prostu nie da się opisać… Osoby zainteresowane problematyką „korporacyjnego prania mózgu” zachęcam również do obejrzenia polskiego filmu dokumentalnego „Witajcie w życiu!” (1997) Henryka Dederki o ciemnej stronie koncernu handlowego Amway. Ostrzegam: jest to wstrząsający, długo zakazywany dokument okrzyknięty mianem pierwszego „półkownika” III Rzeczypospolitej. Warto zobaczyć tę produkcję zwłaszcza dzisiaj, w dobie recydywy „coachingu” i „treningów motywacyjnych”.

PS 3. Korzystając z okazji, chciałabym podziękować mojemu wykładowcy ze studiów magisterskich, adiunktowi X, bez którego mogłabym w ogóle nie usłyszeć o filmie „Piraci z Doliny Krzemowej”. Nauczyciel akademicki odwołał się bowiem do tej produkcji podczas swojego wykładu o klasie kreatywnej, a nawet zaprezentował nam – studentom – fragment lub kilka fragmentów „Piratów…”. Adiunkt X zwrócił uwagę na różnicę między młodymi, nowoczesnymi, swobodnymi, obszarpanymi przedstawicielami klasy kreatywnej („pokolenie hipisów”, „urodzeni w latach 50.”) a dojrzałymi, staroświeckimi, spiętymi, eleganckimi burżujami (zacofanymi technologicznie leśnymi dziadkami) z korporacji typu IBM, Xerox czy Hewlett-Packard. Zapamiętałam, że pracownik naukowo-dydaktyczny pokazał nam scenę z „Piratów…” ukazującą kupowanie przez prostackiego Steve’a Ballmera krawata od nieznajomego „białego kołnierzyka” w lotniskowej toalecie (przebieranie się klasy kreatywnej za reprezentantów starszego, tradycyjnego pokolenia filistrów). Dzięki adiunktowi X, doktorowi socjologii, dowiedziałam się również – w trakcie innego wykładu – o istnieniu przysłowia: „Chłop wyjdzie ze wsi, ale wieś z chłopa nigdy”. Ze swojej strony mogę dodać, że topos „prostaków przebranych w garnitury”, którym ewidentnie „słoma z butów wystaje”, został wykorzystany także w obscenicznym teledysku „Baby’s Got a Temper” brytyjskiego zespołu The Prodigy (obejrzałam ten filmik w telewizji, kiedy miałam jakieś 11 lat, i byłam przerażona nie na żarty! Motyw sprzedaży mleka jest alegorią sprzedaży narkotyków, a sam napój wzbudza skojarzenie z nasieniem męskim). W miarę posuwania się akcji wideoklipu do przodu antybohaterowie obnażają swoje prawdziwe oblicza, po czym znów wkładają formalne ubrania i udają wzorowych obywateli. W polskiej kinematografii – tudzież Teatrze TV – tak właśnie są portretowani funkcjonariusze stalinowskiego Urzędu Bezpieczeństwa Publicznego.

PRZYPISY

[1] Cyt. za: „Biblia Tysiąclecia. Pismo Święte Starego i Nowego Testamentu” (wydanie zdigitalizowane – Biblia.deon.pl).

[2] Jeffrey Young – „Gary Kildall: The DOS that wasn’t” (Forbes.com). Materiał kończy się słowami: „W śledztwie nazwano śmierć ‘tajemniczą’, ale nikt nie został oskarżony”. Więcej informacji o Kildallu: John Steele Gordon, Michael Maiello – „Pioneers Die Broke” (Forbes.com), David Laws – „Gary Kildall and the 40th Anniversary of the Birth of the PC Operating System” (Computerhistory.org), Len Shustek – „Microsoft MS-DOS early source code” (Computerhistory.org), „Gary Kildall” (Pbs.org/wgbh/theymadeamerica/whomade/kildall_hi.html), „Gary Kildall” (En.wikipedia.org, Pl.wikipedia.org), „What’s the story behind the guy Bill Gates bought DOS from?” (dyskusja, Quora.com).

[3] Mirosław Stańczyk – „Geniusze Aspergera” (tygodnik „Wprost” nr 34-35/2009, Wprost.pl).

[4] Tadeusz Różewicz – „List do ludożerców” (utwór liryczny z tomiku „Formy” opublikowanego w 1958 r., pełna treść na stronie Wiersze.annet.pl).

[5] Cytaty z „Piratów…” tłumaczyłam samodzielnie na podstawie transkrypcji filmu dostępnej w anglojęzycznym Internecie (Paul Freiberger, „Pirates of Silicon Valley”, Scripts.com).

[6] Plotka głosi, że za umasowienie pornografii w globalnej sieci komputerowej odpowiada właśnie Microsoft. Wedle tej narracji, w połowie lat 90. agenci MS udawali zwykłych Internautów i rozsyłali kryptoreklamowe wiadomości typu „Znalazłem witrynę XXX, najlepiej ją wyświetlać za pośrednictwem przeglądarki Internet Explorer”. Czy tak było naprawdę? Nie wykluczam takiego scenariusza, tym bardziej, że – jak wieść niesie – młody Bill Gates był uzależniony od mediów erotycznych (pokazano to zresztą w „Piratach…”). Pamiętajmy również, że ojciec BG zarządzał organizacją Planned Parenthood, a sam twórca Microsoftu (oraz jego żona, Melinda z Frenchów Gatesowa) od lat angażują się w upowszechnianie sztucznej kontroli urodzeń. Ale to jeszcze nie wszystko. W 2015 r. korporacja MS – kierowana wówczas (i obecnie) przez hinduskiego przedsiębiorcę Satyę Nadellę – wykupiła domeny internetowe Office.porn i Office.adult. Podobno chodziło jej o uprzedzenie dowcipnisiów/nienawistników, którzy mogliby zrobić to samo w celu podważenia renomy pakietu biurowego Microsoft Office. Ech, cóż za pokrętna logika! Rozumowanie w stylu „popełnijmy samobójstwo zanim nas zamordują”! Z innej beczki: jeśli Gates, który aż do roku 1994 był „stulejarzem” – odrzucanym, brzydkim, cherlawym*, aspołecznym, ofermowatym, nieporadnym w kontaktach z kobietami starym kawalerem – faktycznie jest odpowiedzialny za epidemię pornografii i jej rozliczne skutki cywilizacyjne, to chyba naprawdę mamy tutaj do czynienia z apokaliptycznym Antychrystem… [Henricus Institor – „How Bill Gates Invented Web Porn and Saved Internet Explorer From the Dustbin of History” (Harddawn.com); Henry Makow – „Bill Gates’ Porn Addict Days” (Henrymakow.com); Piotr Gontarczyk – „Microsoft kupił domeny .porn i .adult” (Pclab.pl); „Bill Gates’ Planned-Parenthood-President dad inspired pro-abortion funding” (Lifesitenews.com); „Melinda Gates: ściśle współpracujemy z Kościołem i papież zmieni nauczanie w sprawie antykoncepcji” (Pch24.pl)]

* Pozwoliłam sobie napisać „brzydkim, cherlawym”, gdyż tak ocenia go wielu Internautów. Ja jednak żywię przekonanie, iż obgadywany jegomość miał ongiś urok stereotypowego informatyka, co w tym przypadku należy uznać za atut. Przynajmniej nie był „wypachnionym pięknisiem” ani „zniewieściałym przyjemniaczkiem” rodem z ekskluzywnych magazynów o modzie. Wszyscy mężczyźni w wieku 20+ i 30+ (poza nosicielami ciężkich wad wrodzonych i rażąco oszpeconymi nieszczęśnikami) są na swój sposób atrakcyjni fizycznie. No i każdy jest z natury dominujący, tylko niektórzy mają jakieś kompleksy lub blokady wewnętrzne. Jako zdroworozsądkowiec uważam, że dla heteroseksualnej panny najkorzystniejszy jest związek z kawalerem powszechnie uznawanym za mniej przystojnego od innych. Skoro facet nie ma powodzenia przed ślubem, to istnieje ogromna szansa na to, iż nie będzie go miał także po ślubie (ergo: nie ucieknie do innej kobiety. I zapewne doceni fakt, że wreszcie jakaś niewiasta go zechciała). Mało tego. Naukowo udowodniono, że szczęśliwsze są małżeństwa, w których mąż wygląda gorzej od żony (Wendy Soderburg, „Do looks really matter? Yes and no, depending on your gender”, Newsroom.ucla.edu). Nieważne, czy którakolwiek ze stron zasługuje na miano obiektywnie pięknej. Jeżeli baba jest „niewyjściowa” (jak Melinda), to chłop musi być jeszcze bardziej „niewyjściowy” (jak Bill). Spójrzmy na Gatesów – cóż za udana para!

[7] Syed Zulqarnain Gilani, Diana Weiting Tan, Suzanna N. Russell-Smith, Murray T. Maybery, Ajmal Mian, Peter R. Eastwood, Faisal Shafait, Mithran Goonewardene, Andrew J.O. Whitehouse – „Sexually dimorphic facial features vary according to level of autistic-like traits in the general population” („Dymorficzne płciowo rysy twarzy różnią się w zależności od stopnia [nasilenia] cech autyzmopodobnych w ogólnej populacji”). Periodyk naukowy „Journal of Neurodevelopmental Disorders” – „Dziennik Zaburzeń Neurorozwojowych” poświęcony neurobiologii, genetyce, kognitywistyce, psychiatrii i psychologii (Jneurodevdisorders.biomedcentral.com).

[8] Monika Wilk – „Jak niezaspokojenie emocjonalne w dzieciństwie wpływa na psychikę dorosłego człowieka?” (artykuł na blogu Marcina Hankego, Psychika.net). Żeby nie było niejasności: dostrzegam różnicę między zespołem Aspergera (nieuleczalnym, wcześnie manifestującym się zaburzeniem rozwojowym o nieustalonej dotychczas etiologii) a „zwykłą” niedojrzałością emocjonalną spowodowaną deficytem rodzinnego ciepła w dzieciństwie. Przytoczyłam fragment tekstu Moniki Wilk, bo pomyślałam, że młody wygląd niektórych „aspergerowców” może być powiązany z ich „opóźnieniem” w rozwoju społeczno-emocjonalnym (czyli ze swoistą „niedojrzałością”, albowiem trudno tutaj mówić o człowieku „dojrzałym” w tradycyjnym tego słowa znaczeniu).

[9] Nerd – „pejor. osoba pasjonująca się naukami ścisłymi, informatyką, grami komputerowymi itp. kosztem nieprzystosowania do życia społecznego, niezdolności utrzymywania stosunków towarzyskich lub niedbałości o formę fizyczną” (Wikisłownik, Pl.wiktionary.org). Postacie nerdów i nerdówek regularnie są ukazywane w zachodniej i dalekowschodniej popkulturze. Ze swojego dzieciństwa pamiętam Billy’ego Cranstona (Niebieskiego Wojownika z serialu „Mighty Morphin Power Rangers”) oraz Ami Mizuno (Sailor Mercury – Czarodziejkę z Merkurego, bohaterkę mangi i anime „Sailor Moon. Czarodziejka z Księżyca”).

[10] Można to zobaczyć m.in. w materiale audiowizualnym „Bill Gates Deposition” (Michael Courtroom, Youtube.com/channel/UCecGXxOs0ad13VElTG-R2wQ/videos).

[11] Prawdziwy BG, w odróżnieniu od ekranowego, nie musiał się aż tak lękać o swój los. Trzeba wyznać otwarcie, że założyciel Microsoftu to jankeski Bartłomiej Misiewicz – niekompetentny karierowicz z „układu” albo ze środowiska „krewnych i znajomych królika”. Pochodzi on z bogatej, wpływowej i doskonale ustosunkowanej rodziny, a jego matka, Mary z domu Maxwell, znała osobiście szefa IBM-u („Mary Gates, 64; Helped Her Son Start Microsoft”, Nytimes.com).

[12] John Thomas Draper, haker telekomunikacyjny i pirat radiowy, który wcześniej grasował na Alasce oraz w stanie Maine.

[13] To skojarzenie przyszło mi do głowy zupełnie samoistnie. Jakże wielkie było moje zdumienie, kiedy odkryłam, że Martyn Burke, reżyser „Piratów z Doliny Krzemowej”, jest też – razem z Alanem Janesem – scenarzystą telewizyjnej adaptacji „Folwarku…” (Filmweb.pl/film/Folwark+zwierzęcy-1999-961)! Oprócz mikropowieści George’a Orwella można by również przywołać (w kontekście przemiany Jobsa z „Piratów…”) urywek piosenki „Agnieszka” gothic rockowej formacji Closterkeller: „Rozbijając szkło, nie słyszałam nawet śpiewu krwi. Ogarnęło mnie takie wielkie Nic. Dziś rozumiem już, teraz we mnie mieszkasz. Odtąd idę drogą Twojej misji. Agnieszko, i to ja! Teraz jestem inna: jak Ty przewrotna i niewinna. I tylko dziwnie zimna, gdy… zamiast mnie w lustrze jesteś Ty! I gdy nadchodzi czas, biały ogień w nas, smak gorącej krwi, zamiast mnie w lustrze jesteś Ty. I gdy nadchodzi czas, biały ogień w nas, smak gorącej krwi, zamiast mnie w lustrze jesteś Ty. I gdy nadchodzi czas, biały ogień w nas, smak gorącej krwi, zamiast mnie w lustrze jesteś… Ty!” (utwór z epki „Agnieszka” i longplayu „Violet”, 1993 r.).

[14] W filmie nosi ona imię Arlene, lecz w rzeczywistości nazywa się Chrisann Brennan i należy do grona profesjonalnych artystów plastyków. Steve Jobs nigdy nie ożenił się z Chrisann. Jego wybranką (poślubioną w marcu 1991 r.) została politolog i ekonomistka Laurene Powell. Twórca Apple’a miał z nią troje dzieci – dwie córki i syna. Co ciekawe, Bill Gates także ma syna i dwie córki (z informatyczką i ekonomistką Melindą French, którą pojął za żonę w styczniu ‘94).

[15] Uczeni z Xerox PARC (Palo Alto Research Center) bynajmniej nie byli święci! Żerowali oni na pomysłach Douglasa Engelbarta, który 9 grudnia 1968 r. zorganizował legendarny pokaz innowacyjności The Mother of All Demos (Youtube.com/user/MarcelVEVO/videos). Podczas tego wydarzenia, będącego częścią Fall Joint Computer Conference w San Francisco, Engelbart zademonstrował graficzny interfejs użytkownika obsługiwany za pomocą myszy komputerowej. Jak wielu „skomputeryzowanych” ludzi kojarzy dzisiaj ojca Matki Wszystkich Dem? W „Piratach z Doliny Krzemowej” nie ma ani słowa o skromnym Douglasie Engelbarcie! [Malcolm Gladwell – „Creation Myth. Xerox PARC, Apple, and the truth about innovation” (Newyorker.com); Cade Metz – „The Mother of All Demos – 150 years ahead of its time” (Theregister.co.uk); Dylan Tweney – „Dec. 9, 1968: The Mother of All Demos” (Wired.com); „Doug’s Great Demo: 1968” (Thedemo.org)]

[16] Adele Goldberg to bohaterka autentyczna, ale niewymieniona z imienia i nazwiska, zupełnie jak ekranowy Tim Paterson. Po latach niewiasta tak wspominała swoją przygodę z łupieżczym Jobsem: „Miałam dużą kłótnię z tymi kierownikami Xeroxa, mówiąc im, że zostaną oskubani do cna. I powiedziałam im, że zrobię to tylko wówczas, gdy zostanie mi to nakazane, bo wtedy – oczywiście – odpowiedzialność będzie spoczywać na nich. I to jest to, co oni uczynili” (cyt. za: „Triumph of the Nerds: The Transcripts, Part III”, Pbs.org/nerds/part3.html). Postawa Adele jawi mi się jako książkowy przykład umywania rąk. Pracownica ośrodka Xerox PARC mogłaby zastąpić Poncjusza Piłata na stanowisku prefekta biblijnej Judei.

[17] Przed Macintoshem ukazuje się Lisa – komputer „ochrzczony” na cześć nieślubnej córki SJ (do której ojciec oficjalnie się nie przyznaje, ale w głębi serca nie może o niej zapomnieć). Lisa to już zaawansowany pecet z xeroxowskim interfejsem, jednak maszyna ta nie odnosi większego sukcesu komercyjnego.

[18] Było to na studiach licencjackich. Któregoś dnia pan od informatyki oznajmił, że zadana przez niego praca domowa (zaliczeniowa?) musi zostać odrobiona w płatnym procesorze tekstu Microsoft Word**, ponieważ na zajęciach uczyliśmy się obsługi właśnie tego programu. A ja dysponowałam tylko darmowym oprogramowaniem OpenOffice i Microsoft Works. Tak, tak… „Biegusiem” kupowałam pakiet MS Office, żeby wykonać zadanie w prawdziwym Wordzie! I jeszcze mniemałam, że jestem sama sobie winna, bo przecież „każdy normalny człowiek” korzysta z Worda! Gdybym się nie ugięła przed imperium Wielkiego Brata, zapewne nie skończyłabym studiów przez dwójkę z informatyki. Dobrze, że nie byłam (i nie jestem) fanatyczną linuksiarą ani jabłkarą, gdyż mogłabym mieć dylemat moralny niczym Świadek Jehowy przed transfuzją krwi! Oprócz technologii informacyjnej miałam na licencjacie przedmiot „edytorstwo prasowe”, lecz jego prowadzący nie wymagał od nas posiadania żadnych komercyjnych programów. Chyba nawet rozdał nam płyty CD z jakimś wolnym oprogramowaniem edytorskim.

** Coś mi świta w głowie, że poza dokumentem w Wordzie musieliśmy również sporządzić plik w arkuszu kalkulacyjnym Excel.

WIĘCEJ O AUTYZMIE
I ZESPOLE ASPERGERA

1. Rhonda S. Walter – „Asperger Syndrome” [Kidshealth.org]
2. Melissa Conrad Stoppler – „Asperger’s Syndrome (Asperger Syndrome, Asperger Disorder)” [Medicinenet.com]
3. Steve Bressert – „Asperger’s Disorder Symptoms” [Psychcentral.com]
4. Julie Marks – „Asperger’s Syndrome: What Are the Signs and Symptoms of the Disorder?” [Everydayhealth.com]
5. Catherine Roberts – „Symptoms of Asperger’s Syndrome: Know the Signs” [Activebeat.com]
6. Kenneth Roberson – „What Causes Asperger’s Syndrome?” [Kennethrobersonphd.com]
7. Judith A. Morgan – „Conversation with an Adult with High functioning autism” [Theneurotypical.com]
8. Gavin Bollard – „Conversations with People with Asperger’s Syndrome can leave you with a Wrong Impression” [Life-with-aspergers.blogspot.com]
9. Syed Zulqarnain Gilani, Diana Weiting Tan, Suzanna N. Russell-Smith, Murray T. Maybery, Ajmal Mian, Peter R. Eastwood, Faisal Shafait, Mithran Goonewardene, Andrew J.O. Whitehouse – „Sexually dimorphic facial features vary according to level of autistic-like traits in the general population” [Jneurodevdisorders.biomedcentral.com]
10. Mark Hutten – „Aspergers and Poor Personal Hygiene” [Myaspergerschild.com]
11. Michael Clatch – „Asperger’s and Hygiene: Solutions for an Overlooked Issue” [Goodtherapy.org]
12. Robyn Steward – „Lesser-known things about Asperger’s syndrome” [Bbc.com]
13. Fugen Neziroglu, Jill Henriksen – „Differentiating Between Asperger’s and Obsessive-Compulsive Disorder” [Iocdf.org]
14. Jonathan Mitchell – „Undiagnosing Gates, Jefferson and Einstein” [Jonathans-stories.com]
15. Ailin Quinlan – „There’s something different about dad” [Independent.ie]
16. Roger A. Brumback, Caryn R. Harper, Warren A. Weinberg (tłum. Piotr Ślusarski) – „Upośledzenie zdolności niewerbalnego uczenia się, syndrom Aspergera, całościowe zaburzenia rozwojowe” [Niegrzecznedzieci.org.pl]
17. Sylwia Iwan – „Zespół Aspergera – zaburzenia obsesyjno-kompulsyjne (OCD)” [Autyzmwszkole.com]
18. Mirosław Stańczyk – „Geniusze Aspergera” [Wprost.pl]
19. Izabella Groszczyk – „Sławne osoby z zespołem Aspergera” [Psycholog-partner.pl]
20. Magdalena Wątrobińska – „Neurony lustrzane a autyzm” [Autyzm-blog.pl]
21. „Dlaczego dzieci z autyzmem nie chcą patrzeć nam w oczy” [Niegrzecznedzieci.org.pl]
22. „Autyzm i anomalie w jądrze migdałowatym mózgu” [Niegrzecznedzieci.org.pl]
23. „Zespół Aspergera” [Centrum-hiperbaryczne.pl]
24. „Asperger Syndrome” [Autismspeaks.org]
25. „Looking a lot younger?” [dyskusja, Autismforums.com]
26. Hasła w polskojęzycznej Wikipedii [Pl.wikipedia.org]
27. Hasła w anglojęzycznej Wikipedii [En.wikipedia.org]

COŚ DLA ZAINTERESOWANYCH
HISTORIĄ MICROSOFTU I APPLE’A
(pomijam źródła, które już wymieniłam
w artykule, przypisach i postscriptach)

1. Rafał Borawski – „Tendencyjnie opowiedziana historia początków Microsoftu – w czterech aktach zamknięta. Odsłona pierwsza” [Dobreprogramy.pl]
2. Rafał Borawski – „Tendencyjnie opowiedziana historia początków Microsoftu – w czterech aktach zamknięta. Odsłona druga” [Dobreprogramy.pl]
3. Rafał Borawski – „Tendencyjnie opowiedziana historia początków Microsoftu – w czterech aktach zamknięta. Odsłona trzecia i ostatnia” [Dobreprogramy.pl]
4. Wielki Piec – „Microsoft nie jest ‘kochany’ i warto o tym pamiętać – polemika” [Dobreprogramy.pl]
5. Tomasz Oryński – „Marketing a sekciarstwo” [Orynski.eu]
6. Romain Moisescot – „Short Biography of Steve Jobs” [Allaboutstevejobs.com]
7. Romain Moisescot – „Steve at Work” [Allaboutstevejobs.com]
8. Romain Moisescot – „Steve at Home” [Allaboutstevejobs.com]
9. Romain Moisescot – „Steve on Stage” [Allaboutstevejobs.com]
10. Martin Kluger – „Was Steve Jobs a narcissist?” [Njpsychologist.com]
11. Gregg Henriques – „Was Steve Jobs’ Narcissism Justified?” [Psychologytoday.com]
12. Relly Nadler – „Steve Jobs EI Profile: Technical Giant or Narcissistic Tyrant?” [Psychologytoday.com]
13. Relly Nadler – „Steve Jobs: Superman Syndrome, Low EQ, High IQ” [Psychologytoday.com]
14. Samuel Barondes – „Why Was Steve Jobs Sometimes So Mean?” [Psychologytoday.com]
15. Ellen Kay Trimberger – „Adoption in the Life of Steve Jobs” [Psychologytoday.com]
16. Susan Donaldson James – „‘Steve Jobs’ and ‘Blue Nights’ Reveal Dark Side of Adoption” [Yahoo.com]
17. James Altucher – „10 Things I Didn’t Know About Steve Jobs” [Businessinsider.com]
18. Danika McClure – „10 Surprisingly Dark Truths About Steve Jobs And Apple” [Allthatsinteresting.com]
19. Zameena Mejia – „The No. 1 thing Bill Gates wishes he’d done in college” [Cnbc.com]
20. Rachel Premack – „‘I missed a lot’: Bill Gates regrets not partying and going to football games at Harvard” [Businessinsider.com]
21. Arif Mahmud Riad – „Pirates of Silicon Valley” [Fintechbd.com]
22. Matt Weinberger – „The strange relationship between Bill Gates and Steve Jobs” [Businessinsider.com.au]
23. „Steve Jobs and Bill Gates: Inside the rivalry” [Aljazeera.com]
24. „Steve Job’s Personal Beliefs” [Theapplepost.com]
25. „Frutarianizm. Owocowa dieta zachwalana przez Steve’a Jobsa” [Salon24.pl/u/zdrowie/]
26. Hasła w polskojęzycznej Wikipedii [Pl.wikipedia.org]
27. Hasła w anglojęzycznej Wikipedii [En.wikipedia.org]

FILMY DOKUMENTALNE
O BILLU, STEVIE I ICH FIRMACH

1. „Biography. Bill Gates: Sultan of Software” [prod. Margaret Murphy, ABC News Productions dla A&E Network, 2003 (wersja oryginalna, bez późniejszych aktualizacji – 1998)]
2. „The vaccine according to Bill Gates” [reż. Frederic Castaignede, scen. Vincent Gaullier i Frederic Castaignede, prod. Valerie Abita, ZED & ARTE France, 2013]
3. „Money Programme. Bill Gates: How a Geek Changed the World” [prod. i reż. Charles Miller i Dan Trelford, BBC & The Open University, 2008]
4. „Money Programme. Steve Jobs: Billion Dollar Hippy” [prod. i reż. Laura Craig Gray i Tristan Quinn, BBC Productions, 2011]
5. „Steve Jobs: One Last Thing” [prod. i reż. Susan Crook, Jonathan Challis, John Coffey i Ian Lynch, Pioneer Film and Television Productions (we współpracy z PBS i Mentorn International) dla Channel 4, 2011]
6. „History of Microsoft — 1975”, „History of Microsoft — 1976”, „History of Microsoft — 1977”, „History of Microsoft — 1978”, „History of Microsoft — 1979”, „History of Microsoft — 1980”, „History of Microsoft — 1981”, „History of Microsoft — 1982”, „History of Microsoft — 1983”, „History of Microsoft — 1984”, „History of Microsoft — 1985”, „History of Microsoft — 1986”, „History of Microsoft — 1987”, „History of Microsoft — 1988”, „History of Microsoft — 1989”, „History of Microsoft — 1990”, „History of Microsoft — 1991”, „History of Microsoft — 1992”, „History of Microsoft — 1993”, „History of Microsoft — 1994”, „History of Microsoft — 1995” [Youtube.com/user/jonpaulmoen/videos]
7. Krótkie materiały audiowizualne, które znajdziemy w serwisie YouTube, gdy wpiszemy do tamtejszej wyszukiwarki hasła „Young Bill Gates” i „Young Steve Jobs” (polecam zwłaszcza filmik „1991 Interview with Bill Gates”, Youtube.com/user/king5evening/videos)

Wampir energetyczny znalazł sobie ofiarę
(Bill Gates z wizytą u Steve’a Jobsa)

BG sprzedaje IBM-owi coś, czego nie posiada
(system DOS, który zostanie nabyty od Patersona,
a który wcześniej został „gwizdnięty” Kildallowi)

Zarząd Xeroxa nie chce myszy ani peceta Alto
(leśne dziadki blokują postęp technologiczny!
Korzysta na tym konkurencja – Apple.
To jest film o konflikcie pokoleniowym)

* * * * *

Prawdziwy Bill jako chłopię 36-letnie (1991).
Zwróćmy uwagę na autystyczne kołysanie się!

Prawdziwy Steve w 1984 roku,
podczas prezentacji komputera Macintosh

* * * * *

Z innej beczki: „Witajcie w życiu!” (1997) –
– dokument o psychomanipulacji w Amwayu

Lacrimosa. Orkiestry symfoniczne i gitary elektryczne

Niemcy + Finlandia = Szwajcaria

Lacrimosa, niemiecko-fiński duet muzyczny działający w Szwajcarii, jest jednym z najbardziej cenionych przedstawicieli subkultury gotyckiej (gothic, goth). Zespół, którego nazwa pochodzi od finałowej części „Requiem” Wolfganga Amadeusza Mozarta, rozpoczął swoją karierę jako jednoosobowy projekt artystyczny spod znaku dark wave (mrocznych, depresyjnych brzmień keyboardowych). Prawdziwą sławę i uznanie przyniosły mu jednak późniejsze płyty, na których udało się połączyć gotycki rock/metal z muzyką poważną. Lacrimosa zasłynęła z ambitnych, skomplikowanych kompozycji, niejednokrotnie nagrywanych z udziałem orkiestr i chórów. Formacja współpracowała m.in. z Londyńską Orkiestrą Symfoniczną (London Symphony Orchestra), Państwową Operą w Hamburgu (Hamburgische Staatsoper) i Niemiecką Orkiestrą Filmową Babelsberg (Deutsches Filmorchester Babelsberg). W ostatnich latach duet odszedł – ze szkodą dla siebie – od tej niecodziennej konwencji twórczej, porzucił tradycjonalizm na rzecz futuryzmu. Utwory Lacrimosy stały się prostsze i bardziej elektroniczne. Nic więc dziwnego, że zespół nie jest już tak popularny jak niegdyś. Krążą nawet słuchy, że obecnie na koncerty formacji przychodzi o połowę (sic!) mniej melomanów niż dekadę temu. Czyżby publiczność chciała pamiętać Lacrimosę taką, jaką była na przełomie XX i XXI wieku?

Początek Lacrimosy datuje się na rok 1990. To właśnie wtedy Niemiec Tilo Wolff (ur. 10 lipca 1972 r.) powołał do życia swój nietuzinkowy projekt muzyczny. W roku ‘93 do Lacrimosy dołączyła Finka Anne Nurmi (ur. 22 sierpnia 1968 r.), wcześniej związana z fińskim zespołem Two Witches. Grudzień 1994 – oto data wydania epki „Schakal”, na której Tilo i Anne po raz pierwszy wystąpili jako duet. Aktualnie Lacrimosa ma w swoim dorobku 13 albumów długogrających, w tym 3 solowe płyty Wolffa („Angst” – 1991, „Einsamkeit” – 1992, „Satura” – 1993) i 10 krążków zawierających głos Nurmi („Inferno” – 1995, „Stille” – 1997, „Elodia” – 1999, „Fassade” – 2001, „Echos” – 2003, „Lichtgestalt” – 2005, „Sehnsucht” – 2009, „Revolution” – 2012, „Hoffnung” – 2015, „Testimonium” – 2017). Ofertę zespołu wzbogacają liczne single, EP, składanki, koncertówki, kasety VHS i płyty DVD. Od roku ‘04 Tilo Wolff działa również pod szyldem Snakeskin (tak brzmi nazwa jego pobocznego projektu muzycznego, który można zaliczyć do nurtu electro-goth). Anne Nurmi jest w Lacrimosie przede wszystkim klawiszowcem, a dopiero później – wokalistką i kompozytorką. Piosenki śpiewane w całości przez tę damę (12 nagrań) stanowią 8,63% lacrimosowego repertuaru[1]. Teksty formacji mówią zwykle o uczuciach. Często poruszają temat miłości, tęsknoty, osamotnienia.

Tilo i Anne prywatnie są małżeństwem, doczekali się dwóch synów: Tristana Alexandra i Tiziana Immanuela. Skąd o tym wiadomo, skoro nie ma tej informacji w Wikipedii ani na oficjalnej stronie duetu? W lokalnym, szwajcarskim pisemku „Riehener Zeitung” (29 kwietnia 2016 r., Riehener-zeitung.ch[2]) znalazłam krótki komunikat „Aufnahme in das Burgerrecht der Gemeinde Riehen” autorstwa Eleonore Spiniello-Behret. Wiadomość zawiera następujące słowa: „Wolff, Wolf-Tilo, deutscher Staatsangehoriger mit seiner Ehefrau, Wolff geb. Nurmi, Anne Marjaana, finnische Staatsangehorige, und die Kinder, Wolff, Tristan Alexander, Wolff, Tizian Immanuel, finnische Staatsangehorige”. Ale to jeszcze nie koniec sensacji. Od 2013 r. Tilo jest kapłanem w jednej z parafii Kościoła Nowoapostolskiego (NAK – Neuapostolische Kirche). Aby się o tym przekonać, wystarczy odwiedzić witrynę Riehen.nak.ch i wpisać do tamtejszej wyszukiwarki hasło „Tilo Wolff”. Udany zabieg powinien doprowadzić do wyświetlenia się nagłówków trzech newsów: „Besuch des Bezirksapostels” (2013), „Taufe Simon Emmanuel Dappen” (2014) i „Vorsteherwechsel am Karfreitag, den 30. Marz 2018” (2018). Ten ostatni artykuł donosi m.in. o parafialnym awansie mężczyzny. Kilka ładnych zdjęć z Wolffem zobaczymy ponadto w świeżym materiale „17. Juni 2018 – Taufe Samuel Dappen” (2018).

„STILLE”, „ELODIA”, „FASSADE” –
– TRZY MINIRECENZJE MUZYCZNE

„Stille” (1997)

„Stille” („Cisza”) nie jest pierwszą płytą z repertuaru Lacrimosy. Bez cienia wątpliwości można jednak powiedzieć, że stanowi ona pierwszy w pełni dojrzały longplay opisywanego duetu. Wyjątkowe arcydzieło, w którym Tilo Wolff – kompozytor, wokalista i multiinstrumentalista – rozwija skrzydła na całą szerokość, pokazując światu rozmach swojego przedsięwzięcia muzycznego. Trzy najwcześniejsze krążki zespołu („Angst”, „Einsamkeit” i „Satura”) były jeszcze młodzieńczymi wprawkami utalentowanego Niemca, w dodatku dość ubogimi formalnie (słyszymy na nich niemal wyłącznie keyboard, typowy dla depresyjnego dark wave). Czwarte CD, „Inferno”, zawierało już utwory bardziej skomplikowane, a poza tym ujmowało słuchacza nieśmiałymi partiami orkiestralnymi, służebnymi wobec dominujących brzmień gothic metalowych. „Stille” to zdecydowanie nie przelewki, tylko poważne dokonanie artystyczne, w którym elementy muzyki klasycznej (orkiestra, chór) współgrają z drapieżnymi gitarami na równych prawach. Album zawiera w sobie więcej energii i zuchwałości niż poprzednie propozycje Lacrimosy. Inaczej brzmi też na nim wokal Tilo Wolffa – nareszcie śmiało, żywo i spontanicznie. Znika męczydusza, która na „Inferno” zaczynała się już robić uciążliwa, a przybywa szczery rockowy wokalista wyrzucający z siebie wiele zróżnicowanych emocji.

Wprowadzeniem do płyty „Stille” jest ponad 10-minutowy utwór „Der Erste Tag”. Kompozycja zaczyna się dźwiękami tradycyjnych instrumentów, które swoim brzmieniem sygnalizują odbiorcy, że właśnie wydarzyło się coś tajemniczego i niesamowitego. Skojarzenie w pełni uzasadnione, bo – jeśli wierzyć anglojęzycznej Wikipedii – jest to pieśń o „ozdrowieniu z płonącego piekła”[3] (przeciwieństwo raju stanowiło motyw przewodni poprzedniego CD zespołu). Po intrygującym wstępie kawałek „Der Erste Tag” ślamazarnie wlecze się przed siebie, przywodząc na myśl długą i pozbawioną pośpiechu wędrówkę. W czwartej minucie muzyka nagle zaczyna gęstnieć i ciemnieć. Robi się coraz mroczniej i niebezpiecznej… Nadciąga burza, która na dobre rozpętuje się półtorej minuty później. Tilo Wolff powtórzy ten zabieg artystyczny w 2005 r. na krążku „Lichtgestalt” (w obłędnym tracku „Sapphire”). Drugim nagraniem zarejestrowanym na płycie „Stille” jest piosenka „Not Every Pain Hurts” wykonywana w całości przez Anne Nurmi[4]. Ten powolny, ociężały, melancholijny kawałek posiada rytm walca, co zbliża go do gatunku muzycznego zwanego doom metalem. Nie jest może aż tak ciężki jak „The Dance” (1998) grupy Within Temptation, ale ewidentnie kojarzy się z macochą Królewny Śnieżki, która na weselu swojej pasierbicy musiała tańczyć w żelaznych trzewikach.

Kolejne dzieło, jakim obdarowali nas Tilo i Anne w roku 1997, to przebojowy utwór „Siehst Du Mich Im Licht?” – jedno z najbardziej energetyzujących nagrań w bogatym repertuarze Lacrimosy. Jeżeli chcesz posłuchać czegoś „z pazurem” i „z przytupem”, to wspomniana piosenka na pewno nie zawiedzie Twoich oczekiwań. Ten kawałek Cię rozbuja, a przynajmniej sprawi, że trudno Ci będzie zapanować nad własną głową i stopą. Anja Orthodox, liderka zespołu Closterkeller, tłumaczyła kiedyś, czym się różni „gitara elektryczna” od „przesterowanej gitary elektrycznej”. Otóż czysta gitara robi „dun, din, dan”, a przesterowana – „dżu, dżu, dżu” lub „adż, adż, adż”[5]. W „Siehst…” rozbrzmiewają oba te instrumenty, przy czym ten, który miauczy „dun, din, dan”, wspina się na wyżyny muzycznej wirtuozerii[6]. Do tego dochodzi dumna, potężna, wyrazista perkusja… Po wysłuchaniu omawianego utworu słuchacz czuje się zmęczony, ale w pozytywnym znaczeniu, jak po jakiejś mocno absorbującej rozrywce. Nic więc dziwnego, że następnym kawałkiem na krążku „Stille” jest spokojniejsza kompozycja „Deine Nahe”. Dzieło to zawiera fragmenty, które dyskretnie zwiastują piosenkę „Alleine Zu Zweit”, jaka pojawi się na płycie „Elodia” w 1999 r. „Deine…” pozwala nam odpocząć po „Siehst Du Mich Im Licht?” oraz nabrać sił przed największym hitem Lacrimosy.

„Stolzes Herz”, piąty utwór zapisany na CD „Stille”, to pieśń ciesząca się szczególnym uznaniem fanów Wolffa i Nurmi. Rzeczony kawałek miał swoją premierę już rok wcześniej na niespełna 23-minutowym singlu zawierającym również kompozycje „Ich Bin Der Brennende Komet”, „Mutatio Spiritus” i „Stolzes Herz (Piano Version)”. Na początku marca 2018 r. Tilo poprosił śledzących go użytkowników Facebooka, żeby wskazali trzy najbardziej lubiane przez siebie piosenki Lacrimosy[7]. Kilka dni później artysta opublikował wyniki tego małego plebiscytu. Okazało się, że na liście 100 najpopularniejszych nagrań duetu pierwsze miejsce zajmuje właśnie „Stolzes Herz”. Czy Internauci mają rację? Niech każdy z nas oceni to samodzielnie… Wróćmy jednak do analizy płyty „Stille”. Szóstą piosenką, jaką znajdziemy na tym krążku, jest wyjątkowo ciekawa kompozycja „Mein Zweites Herz”. Co w niej takiego niezwykłego? Otóż kawałek ten nie zawiera żadnych elementów rockowych (brak gitar i perkusji). Poza tym, nawiązuje on do dwóch najstarszych albumów Lacrimosy. Przeciągłe, lodowate dźwięki organów stanowią odwołanie do „Seele In Not” i „Der Ketzer” z płyty „Angst” (1991). Lekko cyrkowa, ironiczna melodia[8] przypomina zaś tytułowy utwór z krążka „Einsamkeit” (1992). Myślę, że jest to także hołd dla arlekina Jestera zdobiącego logo zespołu.

Kawałek następujący po „Mein Zweites Herz” wyraźnie kontrastuje ze swoim poprzednikiem. „Make It End” jest kompozycją niemal stuprocentowo metalową: bardzo twardą, surową, a na dodatek zdominowaną przez przesterowaną gitarę elektryczną. Tradycyjnych instrumentów nie ma tutaj prawie wcale. Ba, trzeba się uważnie wsłuchać, żeby je w ogóle usłyszeć! Jednocześnie jest to już druga piosenka na CD „Stille”, którą samodzielnie wykonuje Anne Nurmi. Podkreślam ten fakt, gdyż nie ma drugiej płyty Lacrimosy, na której rodaczka Tarji Turunen śpiewałaby solo więcej niż raz. Niestety, w „Make It End” Anne radzi sobie raczej kiepsko. Z przykrością stwierdzam, że Finka nie należy do wybitnych śpiewaczek, a takie agresywne kawałki zwyczajnie ją przerastają. Nurmi sprawdza się w utworach spokojnych i powolnych, natomiast w nagraniach typu „Make It End” dosłownie nie nadąża za muzyką. Największą słabością omawianej piosenki jest jej końcówka, w której wokalistka wydaje z siebie jakieś dziwne piski. Chyba miało to brzmieć dramatycznie, ale wyszło po prostu śmiesznie. Na szczęście, ostatnia kompozycja to monumentalne arcydzieło, jedno z najwspanialszych w dorobku szwajcarskiego duetu. „Die Strasse Der Zeit” trwa niemal kwadrans i stanowi epicką wędrówkę przez czas, w której doświadczamy atmosfery różnych wydarzeń historycznych.

„Elodia” (1999)

„Elodia” (tytuł – imię żeńskie) od lat uchodzi za szczytowe osiągnięcie Lacrimosy. Płyta, o której mowa, jest concept albumem i rock operą, a więc produkcją, w której poszczególne utwory układają się w spójną całość. Elementów muzyki klasycznej – tradycyjnych instrumentów, skomplikowanych melodii i patetycznych klimatów – jest tutaj jeszcze więcej niż na krążku „Stille”. Do udziału w nagraniach Tilo Wolff zaangażował artystów z tak poważnych instytucji, jak Londyńska Orkiestra Symfoniczna czy Państwowa Opera w Hamburgu. Zgodnie z tym, co powiedział muzyk w wywiadzie dla polskiego magazynu „Tylko Rock” (nr 6/1999)[9], „Elodia” koncentruje się na zagadnieniach miłości, śmierci i przeznaczenia. Tilo potwierdza, że teksty piosenek zarejestrowanych na longplayu są częściowo inspirowane mitologią grecką, a melodie stanowią kontynuację twórczości dawnych mistrzów: Mozarta, Vivaldiego, Beethovena i Bacha. Nagrania odbywały się w Niemczech i w Anglii, m.in. w znanym londyńskim studiu przy ulicy Abbey Road, które gościło wiele sławnych zespołów rockowych oraz metalowych (The Beatles, Iron Maiden, U2, Pink Floyd, Green Day, Radiohead, Nightwish, Oasis). Jak się ma „Elodia” do „Stille”? „Nie jest to może płyta bardzo różna od tej poprzedniej, ale wydaje mi się lepsza” – ocenił Wolff w rozmowie z czasopismem „Tylko Rock”.

Utworem otwierającym „Elodię” jest „Am Ende Der Stille”: spokojna, elegancka, bogata brzmieniowo kompozycja, w której nie uświadczymy elektrycznych gitar ani ciężkiej perkusji. Ten 8-minutowy, klasyczny kawałek ma charakter niemal całkowicie instrumentalny. Śpiew Tilo słychać tylko w dwóch pierwszych minutach, przy czym jest to wokal cichy, drugoplanowy względem muzyki. Przyjemne, łagodne dźwięki, które tak umiejętnie wprowadzają nas w atmosferę „Elodii”, stanowią ilustrację dla subtelnego, lirycznego tekstu. „Twe słowa szybują ku porankowi/ I w wątłym, różowym welonie/ Unoszącym się nad naturą/ Zanikają i milkną w ciszy/ Tylko tęsknota w moim głosie/ I w ulotnej modlitwie/ Rozpamiętują Twe słowa/ W których oddano mi Ciebie/ Ma nadzieja milknie/ A cisza wznieca wojnę”[10] – nuci autor tych strof, czyli sam Wolff. Gdy „Am Ende…” dobiega końca, nastrój na CD ulega zmianie. Zaczyna się „Alleine Zu Zweit”: piosenka rockowa, chwytliwa i optymistyczna, co u Lacrimosy należy do rzadkości. „Alleine…” mówi o długotrwałym związku damsko-męskim, w którym kobieta i mężczyzna stopniowo oddalają się od siebie pod wpływem rutyny oraz trosk dnia codziennego. Jednak odrobina namiętności sprawia, że ich uczucie odradza się jak feniks z popiołów, a stary układ odzyskuje dawno utraconą młodość. Iście antyrozwodowy kawałek[11].

„Halt Mich”, trzeci utwór zapisany na krążku „Elodia”, to 4-minutowa perełka muzyczna utrzymana w klimatach pogodnej melancholii. Gwoździem programu jest tutaj zwinny smyczek wygrywający na skrzypcach szczebioczącą, wpadającą w ucho melodię. Doskonale współpracuje on z gitarą elektryczną i prawdziwie wirtuozerską, choć wcale nie lekką perkusją. „Halt Mich” ma dość konwencjonalną budowę, na którą składają się zwrotki, refreny i instrumentalna solówka poprzedzająca wyrazisty finał. Omawiana piosenka jest jednocześnie prezentacją aktorskich zdolności Tilo. Założyciel Lacrimosy wydaje się bowiem udawać sentymentalnego, nadwrażliwego, znudzonego arystokratę z epoki (pre)Romantyzmu, a jego aksamitny wokal stopniowo ewoluuje w stronę płaczu i teatralnego krzyku. Po kawałku „Halt Mich” następuje utwór „The Turning Point” wykonywany w całości przez Anne Nurmi. Piosenka zaczyna się krótką melorecytacją w ojczystym języku artystki. Kobieta już raz deklamowała niedługi tekst po fińsku: miało to miejsce w tytułowym nagraniu z epki „Schakal” (1994)[12]. „The Turning Point” przypomina nieco „Not Every Pain Hurts”, lecz w refrenach, które są żywsze od zwrotek, Anne popełnia błędy rodem z „Make It End”. Tekst „The Turning…” to głos żony znajdującej oparcie w swoim mężu. Rzecz o miłości, wdzięczności i wtórnej socjalizacji.

Cztery kawałki, które omówiłam do tej pory, stanowiły pierwszy akt „Elodii” (pamiętajmy, że analizowane CD jest concept albumem i rock operą!). „Am Ende Der Stille” było wstępem do tej melodramatycznej opowieści: bardzo delikatnym i poetyckim, ale już napomykającym o czarnych chmurach wiszących nad głównymi postaciami. „Alleine Zu Zweit” dawało do zrozumienia, że bohaterowie przeżywają kryzys w związku, lecz próbują go jakoś przezwyciężyć. „Halt Mich” zawierało refleksje mężczyzny, który wprawdzie zmaga się z konfliktem wewnętrznym i myślami samobójczymi, jednak ma u swojego boku niewiastę podtrzymującą go przy życiu i sprowadzającą go na ziemię. „The Turning Point” stanowiło poruszające wyznanie owej niewiasty: historię jej dawnego zagubienia, z którego umiłowany mężczyzna pomógł jej się wyplątać[13]. W utworach budujących drugi akt „Elodii” – „Ich Verlasse Heut’ Dein Herz” i „Dich Zu Toten Fiel Mir Schwer” – wszelka nadzieja pryska jak bańka mydlana. Długoletni związek, w którym obie strony przeżyły tyle wzlotów i upadków, ostatecznie się rozpada. Początkowo wiąże się z tym uczucie smutku („Ich Verlasse…”). Później przygnębienie ustępuje złości oraz pretensjom do byłego partnera („Dich Zu Toten…”). Ta druga pieśń brzmi trochę prowokacyjnie: chwilami przypomina wojenny marsz, inwazję wojsk Wehrmachtu[14].

Trzeci akt opowieści – „Sanctus” i „Am Ende Stehen Wir Zwei” – przynosi pewną niespodziankę. Czyżby nieoczekiwany zwrot akcji? Utwór „Sanctus” (trwający ponad 14 minut, a zatem będący jedną z najdłuższych kompozycji Lacrimosy) jest tak trudny do interpretacji, że właściwie nie wiadomo, dlaczego znalazł się na „Elodii”. W rzeczonym nagraniu występują zarówno fragmenty klasyczne, jak i metalowe, przy czym te pierwsze wydają się przeważać nad tymi drugimi. Czasem można nawet odnieść wrażenie, że ciężkie gitary służą tylko podkreślaniu orkiestralnych uniesień… „Sanctus” należy do dzieł wyjątkowo monumentalnych. Najpierw chór uroczyście chwali Boga po łacinie[15], a potem zabiera głos główny bohater męski, który – ustami Wolffa – śpiewa o spotkaniu swojej świeżo opuszczonej współmałżonki. Prawdopodobnie mamy tu do czynienia z literackim zabiegiem „Deus ex machina”. Gdy już sądzimy, że przedstawienie dobiegło końca, następuje przedziwna interwencja Niebios. Co z niej wynika? Odpowiedź na to pytanie zawiera piosenka „Am Ende Stehen Wir Zwei”. W tym patetycznym, dudniącym jak dzwon utworze (zwiastującym „Fassade – 1. Satz”) Tilo i Anne poruszają temat „drugiej szansy dla nas obojga”[16]. Zaiste, wzruszający kawałek. Kiedy go słucham, mam ochotę płakać niczym gospodyni domowa oglądająca swoją ulubioną telenowelę.

„Fassade” (2001)

„Fassade” („Fasada”, „Maska”, „Pozory”) to kolejny w karierze Lacrimosy concept album. Tym, co odróżnia go od poprzednich płyt duetu, jest zwiększenie – w warstwie tekstowej – nacisku na problematykę uniwersalną i ogólnoludzką. O ile wcześniejsze krążki zespołu skupiały się na przeżyciach jednostki i relacjach interpersonalnych (głównie pomiędzy dwojgiem zakochanych ludzi), o tyle teraz w centrum uwagi zostaje postawione współczesne społeczeństwo. A trzeba przyznać, że jest to wizja daleka od pozytywnej. Można śmiało skonstatować, że w tytułowym tryptyku („Fassade – 1. Satz”, „Fassade – 2. Satz” i „Fassade – 3. Satz”) nowoczesna cywilizacja euroatlantycka zostaje skrytykowana jako pusta i bezduszna. Jest to raczej krytyka konserwatywna lub konserwatywno-liberalna, piętnująca zanik tradycyjnych wartości oraz demaskująca zniewolenie jednostki przez biurokratyczny system, środki masowego przekazu i uniformizujące procesy społeczne: globalizację, urbanizację, makdonaldyzację etc. Okładka albumu „Fassade” przedstawia pokaz mody obserwowany przez robotników z filmu „Metropolis” (1927) Fritza Langa[17]. To już drugie nawiązanie Lacrimosy do tej słynnej antyutopii. Na okładce CD „Inferno” (1995) widzieliśmy przecież miasto podobne do tego z „Metropolis”. Ono również zostało przywołane w kontekście piekła, otchłani.

„Fassade – 1. Satz” (track #1) nie jest utworem łatwym do opisania. Panuje w nim nastrój… nawet więcej niż podniosły. Ta multiinstrumentalna kompozycja brzmi ultrapatetycznie, a zarazem złowieszczo i rozpaczliwie, jakbyśmy właśnie odkryli, że wydarzyło się coś bardzo poważnego. Nagranie dosłownie zwala człowieka z nóg swoim tragizmem. Mógłbyś przy nim paść na kolana, ukryć twarz w dłoniach i wybuchnąć histerycznym płaczem. Katastroficznej, wręcz apokaliptycznej muzyce towarzyszy rozdzierający krzyk Tilo Wolffa: „Nie patrzcie na mnie!/ Nie jestem zwierzęciem!/ Tylko ludzkim dzieckiem – dla was obcą istotą – może/ Z oczami i uszami/ Sercem i uczuciami/ I wciąż jeszcze czystym i wolnym umysłem”[18]. Jakie to szczęście, że gdy „Fassade – 1. Satz” dobiega końca, napięcie zostaje rozładowane przez kawałek znacznie lżejszy i radośniejszy! „Der Morgen Danach” (track #2) jest konwencjonalną piosenką utrzymaną w klimatach rodem z „Elodii”. Założyciel Lacrimosy znów godzi rockową plebejskość z dworskością klasycznych instrumentów. Tym razem pieszczotą dla naszych uszu są łagodne dźwięki fletu. Tekst utworu mówi o miłości: podmiotem lirycznym jest mężczyzna, który wychwala pod niebiosa swoją wybrankę. „Der Morgen…” należy do sztandarowych nagrań duetu. Kawałek zajął trzecie miejsce w rankingu „Top 100” (marzec 2018)[19].

„Senses” (track #3) to jedyny i poniekąd obowiązkowy – z punktu widzenia lacrimosowej tradycji – utwór wykonywany przez Anne Nurmi. Piosenka jest najsłabszą kompozycją zarejestrowaną na płycie „Fassade”. Jak nietrudno wywnioskować z tytułu, „Senses” stawia na zmysłowość w wymiarze muzycznym oraz treściowym. Nagranie opowiada o kobiecie tęskniącej za swoim mężem, który niedawno umarł, ale jego obecność nadal jest w domu wyczuwalna. Bohaterka przechowuje wiele pamiątek po ukochanym mężczyźnie, lecz odczuwa dotkliwy brak jego pocałunków[20]. Spokojna melodia sprawia, że głos fińskiej wokalistki nareszcie brzmi dobrze. Aż za dobrze. I tu leży pies pogrzebany. Ten śpiew jest po prostu zbyt piękny, żeby był prawdziwy. Głęboki, eteryczny, nieziemski, rozchodzący się w przestrzeni… Czyżby magia autotune’a? Całkiem możliwe[21]. „Warum So Tief?” (track #4) to ociekający chandrą utwór, w którym ważną rolę odgrywa ciężka perkusja będąca tłem dla klasycznego instrumentarium. Rytm, tempo i aranżacja tego kawałka mogą się kojarzyć z piosenką „Meine Welt” z 1999 r. Dla niezorientowanych: „Meine Welt” to jedno z dwóch nagrań bonusowych dołączonych do japońskiego wydania „Elodii”[22]. „Warum…” przypomina też „Mein Zweites Herz” ze względu na smętne pobrzękiwanie trąbki. Oj, rzadko słyszy się trąbkę poza jazzem i filharmonią!

„Fassade – 2. Satz” (track #5) jest drugą częścią tryptyku, od którego wziął swoją nazwę analizowany krążek Wolffa i Nurmi. Kompozycja ma charakter chóralno-orkiestralny, brakuje w niej elementów rockowo-metalowych. Nie jest ona radosna, ale daleko jej do dramatyzmu przepełniającego pierwszą część trylogii. Dużym zaskoczeniem są tutaj operowe popisy tajemniczych sopranistek. Tilo Wolff również podejmuje próby śpiewania wysoko i dźwięcznie (wyje wówczas jak ksiądz zawodzący w kościele podczas nabożeństwa!). Artysta będzie kontynuował te eksperymenty także na następnych płytach sygnowanych logiem Lacrimosy[23]. Jeśli chodzi o tekst „Fassade – 2. Satz”, to pada w nim desperacka deklaracja: „Chcę się wydostać z zimnego świata ludzi/ I chcę wejść w ciepłe ręce miłości”[24]. „Liebesspiel” (track #6) jest owym upragnionym „wejściem w ciepłe ręce miłości”. Dokładnie mówiąc: wejściem smoka. Ten ostry, dynamiczny kawałek porusza temat zbliżenia damsko-męskiego, lecz czyni to w sposób zdecydowanie atawistyczny, frywolny tudzież sugestywny („Pomiędzy Twoimi udami/ Dotykając Twych wilgotnych ust/ Umieram dla Ciebie…/ Jesteś moja!”[25]). Utwór brzmi jak połączenie „Siehst Du Mich Im Licht?” z „Alleine Zu Zweit”. Hałaśliwe grzmoty przesterowanej gitary łagodzi jednak wesoły obój, drewniany instrument dęty pokrewny fujarce.

„Stumme Worte” (track #7) można uznać za kontynuację „Liebesspiel”. Oto dociera do naszych uszu klasyczna kompozycja, w której kluczową rolę odgrywa melancholijne pianino. Dzieło prezentuje punkt widzenia mężczyzny, który z pewnym rozrzewnieniem wspomina swój przelotny romans należący już do przeszłości. Postawa podmiotu lirycznego jest ambiwalentna. Z jednej strony, bohater cieszy się, że w jego życiu miał miejsce taki barwny epizod. Z drugiej – boleje nad faktem, że ten słodki rozdział żywota został zamknięty na amen. „Tylko raz jej zapragnąłem;/ Tylko raz – teraz i już na zawsze./ Ale nie chcę, by skończyło się moje cierpienie,/ Bo jest wszystkim, co mi zostawiła”[26] – śpiewa Tilo Wolff. Piosenka „Stumme Worte” przywodzi mi na myśl fikcyjny szlagier z powieści „Rok 1984” (1949) George’a Orwella. Przebój ten zaczyna się bowiem słowami: „To był tylko chwilowy urok/ I minął jak kwietniowy dzień,/ Lecz cóż za marzenia rozbudził!/ Z serca mego najlżejszy zdjął cień!”[27]. „Fassade – 3. Satz” (track #8), ostatnia część wielkiego tryptyku Lacrimosy, wyraźnie nawiązuje do części pierwszej, ale jest od niej bardziej gitarowa. Katastrofizm ustępuje tutaj z drogi buntowniczości. Czyżby podmiot liryczny zamienił rozpacz na aktywną walkę ze złem? Takie zakończenie byłoby istnym „happy endem” (choć może nieco naiwnym)!

* * *

Mam nadzieję, że mój artykuł wniósł coś do dyskusji o Lacrimosie i jej prawie 30-letniej pracy twórczej. A tych, którzy wcześniej nie znali tego duetu, zachęcił do sięgnięcia po jego trzy najsłynniejsze albumy muzyczne. Lacrimosa to zespół, który pokochałam mocniej niż jakikolwiek inny. Zaczęłam go słuchać w styczniu 2006 r., gdy nie miałam jeszcze ukończonych 15 lat. Mimo upływu czasu nieustannie wracam do nagrań Wolffa i Nurmi, za każdym razem odkrywając w nich coś nowego i zaskakującego. Oprócz Lacrimosy cenię gotyckie formacje Closterkeller i Switchblade Symphony, a od niedawna – również XIII. Stoleti, L’Ame Immortelle, Persephone i Coma Divine. Naturalnie, słucham także symfonicznego rocka/metalu typu Within Temptation, Nightwish czy Epica. Artystów spoza nurtów gothic i symphonic, których twórczość przypadła mi do gustu, jest tak wielu, że nie byłabym w stanie ich dzisiaj wymienić. Wciąż mam sentyment do rosyjskiego duetu t.A.T.u., który był modny w czasach mojej nauki w szkole podstawowej. Ale lubię też Filipinki (polski girlsband doby gomułkowskiej i gierkowskiej), brytyjskie przeboje z lat 70. i 80. XX wieku, a nawet „piosenki zaangażowane” rozmaitych opcji politycznych. Ostatnio przekonuję się do muzyki industrialnej (Nachtmahr – projekt Thomasa Rainera). Zaciekawiła mnie bowiem subkultura cyber-goth.

Natalia Julia Nowak,
23.06. – 01.08. 2018 r.

PRZYPISY

[1] Wszystkich utworów Lacrimosy jest prawdopodobnie 139. Tak przynajmniej wynika z facebookowych obliczeń Tilo Wolffa (marzec 2018, Facebook.com/LacrimosaOfficial). Lista kawałków z Anne Nurmi jako jedyną lub główną wykonawczynią: „No Blind Eyes Can See” (1995), „Not Every Pain Hurts” (1997), „Make It End” (1997), „The Turning Point” (1999), „Senses” (2001), „Vankina” (2001), „Apart” (2003), „My Last Goodbye” (2005), „A Prayer For Your Heart” (2009), „If The World Stood Still A Day” (2012), „Thunder And Lightning” (2015), „My Pain” (2017). Piosenka „Vankina” została dołączona – jako bonus track – do japońskiego wydania płyty „Fassade”. Umieszczono ją także na singlu „Der Morgen Danach” z sierpnia 2001 r. Jeśli nie liczyć tego fińskojęzycznego nagrania, wszystkie kompozycje śpiewane przez Nurmi są anglojęzyczne. „Vankina” to w języku suomi „uwięziona”.

[2] Plik do pobrania: Riehener-zeitung.ch/assets/downloads/zeitungen2016/RZ17_20160429.pdf (Portable Document Format, rozmiar 9,85 MB).

[3] Tłumaczenie własne. Sformułowanie oryginalne: „the recovery from a burning inferno” [En.wikipedia.org/wiki/Stille_(Lacrimosa_album)].

[4] Tilo jest jednak słyszalny w tle, pod koniec utworu.

[5] Powołuję się tutaj na wywiad opublikowany w serwisie Gazeta.pl („Anja Orthodox: Przydałby mi się romans z jakimś ‘Dodem’. Wtedy ludzie chodziliby na mnie, jak teraz śmigają na Behemota”). Rozmowę z Królową Polskiego Gotyku przeprowadziła dziennikarka Krystyna Pytlakowska.

[6] Warto zauważyć, że mruczy tam również gitara basowa, inny szarpany „strunowiec”.

[7] Miało to miejsce na oficjalnym fanpejdżu zespołu (Facebook.com/LacrimosaOfficial).

[8] Nie zaszkodzi odnotować, że czasem towarzyszy jej pseudowesołe – podobne do wymuszonego śmiechu przez łzy – podśpiewywanie Tilo. W tym „pogodnym” nuceniu tekstu nie ma jednak ani krzty radości.

[9] Kopia materiału jest dostępna na stronie Lacrimosa.rockmetal.art.pl (dział „Wywiady”).

[10] Przekład utworu „Am Ende Der Stille” zaczerpnęłam z portalu Tekstowo.pl. Tłumaczenie zostało tam dodane przez osobę ukrywającą się pod pseudonimem „sheri303”.

[11] Skoro już rozmawiamy o „Alleine Zu Zweit”, powinniśmy pamiętać, że utwór ten ukazał się na singlu zapowiadającym płytę „Elodia”. Krążek krótkogrający ujrzał światło dzienne w kwietniu ‘99 (dwa miesiące przed premierą długo wyczekiwanej „Elodii”). Z tamtego okresu pochodzi publikacja „Samotni razem – Lacrimosa” wydrukowana na łamach magazynu „Jazgot” (nr 4/1999). Kopię rozmowy Orona z Tilo Wolffem można znaleźć na stronie Lacrimosa.rockmetal.art.pl w dziale „Wywiady”.

[12] Kawałek „Schakal” zajął drugie miejsce w rankingu „Top 100” opracowanym przez Tilo na podstawie wyników facebookowego plebiscytu z marca 2018 r. Ciekawostka: w napisach końcowych wyświetlanych po teledysku „Schakal” (VHS „The Clips 1993-1995”, DVD „Musikkurzfilme: The Video Collection”) pojawia się imię żeńskie „Elodia”. Takie właśnie miano nosi postać grana przez Anne Nurmi.

[13] „Zanim się dowiedziałam, że kochałam tylko Twoją połowę we mnie, spędziłam zbyt dużo czasu, nie znając siebie. (…) Teraz mi pokazałeś, że dwie pełne połowy czynią silniejszą całość. (…) Nie mogłam walczyć samotnie. Dziękuję Ci za wysłuchanie mnie we właściwym czasie. Błogosławię Cię za zaufanie, jakie mi okazałeś, gdy nie przyznawałam się do bycia słabą. (…) Osiągnęłam swój cel, teraz znów mogę stawić sobie czoło. Dziękuję Ci za to, że mnie kochasz i utrzymujesz nas na właściwej drodze” – Lacrimosa, „The Turning Point”, tłumaczenie własne. Pełny tekst piosenki (w języku angielskim) znajdziemy na stronie Lyrics.wikia.com.

[14] Wypełniają się tutaj dwa ostatnie wersy „Am Ende Der Stille”. Cytat: „Ma nadzieja milknie/ A cisza wznieca wojnę” (przeł. sheri303, Tekstowo.pl).

[15] Początek utworu: „Sanctus – Sanctus – Sanctus – Dominus/ Sanctus/ Sanctus – Sanctus – Sanctus – Dominus/ Deus Deus Sabaoth – pleni sunt caeli et terra/ Deus Deus Sabaoth – pleni sunt caeli et terra/ Gloria Tua – gloria Tua/ Gloria Tua – gloria Tua/ Deus Deus Sabaoth – pleni sunt caeli et terra/ Deus Deus Sabaoth – pleni sunt caeli et terra/ Gloria Tua – gloria Tua/ Gloria Tua – gloria Tua”. Zakończenie utworu: „Hosanna in excelsis/ Hosanna in excelsis/ Hosanna in excelsis/ Benedictus, qui venit in nomine Domini/ Hosanna in excelsis/ Hosanna in excelsis/ Sanctus Dominus/ Sanctus Dominus/ Sanctus Dominus/ Sanctus Dominus/ Sanctus Dominus/ Sanctus Dominus/ Sanctus Dominus/ Sanctus Dominus/ Sanctus Dominus/ Dominus”. Pełna treść pieśni Lacrimosy jest dostępna w archiwach witryny Lyrics.wikia.com. Strofy łacińskie pochodzą z liturgii rzymskokatolickiej (Pl.wikipedia.org/wiki/Sanctus).

[16] Tłumaczenie: Aneakh, Lacrimosa.rockmetal.art.pl.

[17] Albo przez masy partyjne z filmowej adaptacji „Roku 1984” George’a Orwella. Chodzi mi o ekranizację w reżyserii Michaela Radforda (1984) z Johnem Hurtem, Richardem Burtonem i Suzanną Hamilton w rolach głównych.

[18] Tłumaczenie: Julia, Lacrimosa.rockmetal.art.pl.

[19] Dodam jeszcze, że singiel „Der Morgen Danach” (wydany w sierpniu 2001 r.) stanowił oficjalną zapowiedź albumu „Fassade” (wypuszczonego na rynek w październiku ‘01).

[20] Trochę inaczej – aczkolwiek nie z własnej winy – przeżywa swoje wdowieństwo niewiasta będąca podmiotem lirycznym w polskim kawałku „Drzewo” (Maleo Reggae Rockers & Lilu, składanka „Morowe Panny”, Muzeum Powstania Warszawskiego 2012). Wdowa śpiewająca ustami Aleksandry „Lilu” Agaciak wspomina swojego małżonka, który zbudował dom, posadził drzewo i spłodził syna. Wszystko układało się perfekcyjnie, ale wybuch II wojny światowej przyniósł totalną zagładę, odwrócił życie bohaterki do góry nogami. „Dom jest pusty, drzewo uschło, mój mąż i syn nie żyją” – zdradza kobieta w puencie opisywanej piosenki.

[21] Jeżeli jednak się mylę, to pokornie przepraszam za ten dyskredytujący (dla każdego profesjonalnego artysty) zarzut!

[22] Drugim bonusem jest tam „Und Du Fallst”, odrobinę elektroniczny przedsmak CD „Echos” (2003). „Und…” wydaje mi się podobne do takich utworów, jak „Malina” czy „Ein Hauch Von Menschlichkeit”.

[23] Interesująca nas technika wokalna pojawi się m.in. w anglojęzycznych nagraniach „The Party Is Over” („Lichtgestalt” – 2005) i „Call Me With The Voice Of Love” („Sehnsucht” – 2009).

[24] Tłumaczenie: Julia, Lacrimosa.rockmetal.art.pl.

[25] Tłumaczenie: Lestath, Lacrimosa.rockmetal.art.pl.

[26] Tłumaczenie: Lestath, Lacrimosa.rockmetal.art.pl.

[27] Cyt. za: Rok-1984.klp.pl/ser-345.html (część II, strona 82).